Co za czasy. Rewelacyjne filtry z aplikacji VSCO trafiają na komputery
VSCO to moja najulubieńsza aplikacja do mobilnej edycji zdjęć, m.in. dzięki rewelacyjnym filtrom. Teraz trafiają one na komputery, za sprawą pakietu VSCO MP1.
Jeśli miałbym wskazać najlepszą mobilną aplikację do edycji zdjęć, bez wahania wybrałbym VSCO. Poza standardowymi suwakami do zmiany wszystkich najważniejszych parametrów znajdziemy w niej także możliwość importu i eksportu zdjęć (działa to podobnie jak w Lightroomie), a także kopiowanie całej edycji z jednego zdjęcia na inne.
Najważniejsze są jednak filtry. Żaden Instagram, Snapseed, ani inne narzędzie nie ma presetów takiej jakości, jak VSCO. I zanim zaczniesz przewracać oczami i twierdzić, że filtry są zmorą świata fotografii, przyjrzyj się temu, jak powstały presety VSCO.
Nikt nie emuluje wyglądu filmów analogowych tak dobrze, jak VSCO.
Wszystko zaczęło się od paczki VSCO Film 01 wypuszczonej w 2011 roku jako plugin do Lightrooma i (świętej pamięci) Apple Aperture. Zawierała ona emulację kilku kultowych rodzajów filmów, m.in. Kodak Portra, Fuji 160C, Kodak Tri-X, czy Ilford HP5.
Filtry nie były „wariacją na temat”, a wręcz laboratoryjnym odwzorowaniem kultowych klisz. Zespół VSCO przez lata badał strukturę filmów, a także skanował odbitki, by stworzyć cyfrowe wersje analogowych narzędzi. Do tego oferta VSCO była bogata, bo zawierała różne warianty filmów, a do tego można było korzystać z zestawu skrojonego pod aparaty konkretnych firm, w tym Nikonca, Canona, Sony, czy Olympusa.
Pomysł się przyjął. Od 2011 roku regularnie pojawiają się nowe paczki filtrów, imitujących kolejne ikoniczne filmy. Oprócz klisz negatywowych pojawiły się też filtry imitujące materiały pozytywowe oraz natychmiastowe.
W międzyczasie powstała też aplikacja mobilna, która stała się wielkim sukcesem.
Aplikacji nie przeszkadza nawet to, że jej interfejs jest na siłę udziwniony, a autorzy co kilkanaście miesięcy przebudowują go od nowa. Trudno, można przymknąć na to oko, skoro efekty są tak dobre.
Mobilna aplikacja również ma swoje paczki filtrów, z których duża część jest płatna. Jeśli zastanawiacie się, czy warto wydać pieniądze na filtry, odpowiedź brzmi: tak. Jeśli nie wiecie na jaką paczkę, ze swojej strony polecam kolekcję The Essence / Archetype (filtry E1 - E8). Genialny zestaw m.in. do fotografii ulicznej. Paczki filtrów kosztują kilka-kilkanaście złotych, a poza tym VSCO od jakiegoś czasu oferuje opcjonalny model sprzedaży abonamentowej.
Dla mnie mobilne VSCO to najlepszy przykład na erę „mobile first”.
Prawdę mówiąc, jeśli nie mam czasu na długie sesje w Lightroomie (a one zawsze są długie), zdarza mi się zrzucać zdjęcia z Nikona do mobilnego VSCO (niech żyje Wi-Fi w aparatach!), obrabiać je w aplikacji, doprawić ładnym filtrem i - voilà! - oto zdjęcie gotowe do udostępnienia.
Prostota i szybkość mobilnej edycji czasami przeważa nad możliwościami komputera, szczególnie w przypadkach, gdzie czas dostarczenia materiału jest kluczowy. Zdjęcia na smartfonie mogę szybko obrobić nawet przy przemieszczaniu się, np. w taksówce.
Co ważne, wysoki poziom mobilnej edycji mam bezpośrednio w smartfonie, tu i teraz, bez potrzeby kupowania iPadów Pro, hybryd, rysików i mobilnego Affinity Photo. Do szybkiej (i ładnej!) edycji zdjęć nic więcej nie potrzeba, szczególnie jeśli materiał wyjściowy ma wysoką jakość.
Teraz historia zatacza koło. Filtry z mobilnej aplikacji VSCO okazały się tak dobre, że trafią na komputery jako osobna paczka!
VSCO MP1 (Mobile Presets 01) to paczka 58 filtrów znanych z mobilnej aplikacji VSCO. Zestaw jest dostępny w formie pluginu do desktopowego Lightrooma i Photoshopa, dzięki czemu filtry mobilne trafiły na komputery.
Paczka została wyceniona na 59 euro, a więc na tyle samo, ile kosztują inne desktopowe zestawy VSCO. Dużo to czy mało? Raczej dużo, biorąc pod uwagę, że ten sam zestaw filtrów mobilnych można skompletować w znacznie niższej cenie. Ba, znaczna część presetów w tej paczce to filtry, które są dostępne za darmo w mobilnym VSCO.
W takim razie czy warto kupić paczkę? Jeśli zależy ci na obróbce zdjęć na komputerze, a jednocześnie lubisz filtry VSCO, na pewno nie pożałujesz zakupu. Tyle tylko, że to samo można osiągnąć za darmo, w aplikacji mobilnej, która z powodzeniem obsługuje duże pliki, nie stosuje kompresji, a do tego nie usuwa danych EXIF.
Decyzję o zakupie pozostawiam wam. Ja, znając możliwości mobilnego VSCO, prawdopodobnie skuszę się na tę paczkę. Przyznam, że czasami brakowało mi tych filtrów na desktopie.