REKLAMA

Słyszysz ten hałas? To Instapaper się przewrócił i (chwilowo) nie może się podnieść

Instapaper szlag trafił. Przynajmniej na chwilę. Bardziej dosadnie nie da się ująć tego, przez co przechodzi właśnie jedna z najpopularniejszych usług zapisywania treści do przeczytania na później.

Instapaper Premium za darmo dla wszystkich.
REKLAMA
REKLAMA

Wydawałoby się, że po przejęciu przez Pinteresta i uwolnieniu od abonamentu Instapaper ma przed sobą świetlaną przyszłość. Aż do dziś.

W ostatnim czasie użytkownicy zaczęli masowo zgłaszać problemy z rozszerzeniami do przeglądarek. Nie działały też aplikacje mobilne. W końcu Instapaper na swoim blogu ogłosił, iż pojawił się problem z działaniem usługi. Problem na tyle poważny, iż wymagał migracji baz danych na nowe serwery. Cała operacja miała się zakończyć 9 lutego i potem wszystko powinno było wrócić do normy.

Tak się jednak nie stało. Instapaper działa, lecz dostęp do archiwów jest bardzo utrudniony.

Jak czytamy na blogu usługi, po 31 godzinach awarii udało się przywrócić sprawne działanie Instapaper. Migracja archiwów przerosła jednak oczekiwania ekipy Instapaper i na razie udało się przenieść na nowe serwery tylko te treści, które zostały zapisane po 20 grudnia 2016 roku.

Twórcy zarzekają się, że nie doszło do utraty danych, lecz użytkownicy odzyskają dostęp do pełnych archiwów najprędzej za tydzień, 17 lutego. Ta data może oczywiście ulec zmianie.

Wydawać by się mogło, że tydzień braku dostępu to nic takiego. Jednak dla wielu to być albo nie być.

Czytając suchą informację o awarii Instapaper łatwo jest pomyśleć, że w zasadzie nic się nie stało. „Też mi problem, tydzień czekania – ta dzisiejsza młodzież nie ma z grosz cierpliwości”. I takie tam. Osobiście również nieprzesadnie się przejąłem, bo korzystam równolegle z Instapaper i Pocketa, więc każda treść dodana do jednego automatycznie ląduje na drugim.

Wyobraźcie sobie jednak, że Instapaper jest usługą, na której polegacie codziennie, także w pracy. Tydzień odcięcia od archiwów może być katastrofalny w skutkach, szczególnie jeżeli ktoś trzymał tam zapisane na później artykuły niezbędne np. do napisania artykułu, czy pracy naukowej, których termin oddania przypada w najbliższych dniach. Taka awaria to katastrofa! I może spowodować spory odpływ użytkowników, dla których tydzień bez dostępu do archiwów jest niedopuszczalny.

Awaria Instapaper uczy, że nie możemy w 100% ufać sieciowym usługom.

To, co teraz napiszę, dla wielu jest oczywistością, ale jednak dla pokolenia, które wychowuje się w środowisku usług opartych o chmurę, może być zaskoczeniem – awaria Instapaper przypomina o tym, że gwarancja dostępu nie oznacza gwarancji ustawicznego, bezproblemowego działania.

Jeszcze dwa dni temu Instapaper działał bez zarzutu. A dziś setki tysięcy ludzi nie mają dostępu do treści, które tam przechowywali.

REKLAMA

Nie twierdzę tutaj, że powinniśmy wrócić do czasów wycinania artykułów z gazet i chowania ich w pudełkach na buty, czy robienia własnych kopii trzymanych na własnych, domowych serwerach, ale z tej awarii powinniśmy wyciągnąć lekcję ostrożności.

Lepiej być przesadnie ostrożnym i trzymać (pozornie zbyteczne) kopie zapasowe najważniejszych rzeczy na własnym komputerze, lub w drugiej usłudze, niż gorzko żałować, gdy chmurowy serwis nagle zaliczy awarię, lub – co gorsza – zupełnie wyciągnie wtyczkę.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA