„Gra o tron” wkracza na niebezpieczne tereny - paradoksu czasoprzestrzeni
O tym, że Bran Stark może podróżować w czasie wiemy od pierwszego treningu z Trójoką Wroną, ale o tym, że może wpływać na przeszłość dowiedzieliśmy się dopiero w najnowszym, 5 odcinku 6 sezonu sagi HBO.
Tym samym serial wkracza na bardzo niebezpieczne rejony filozoficzno-logiczne związane z paradoksem czasoprzestrzeni, z którym zmagał się sam Albert Einstein. Może z tego wyniknąć coś niesamowitego dla współczesnej masowej rozrywki, jak również wielka - hmm - kupa.
Jeśli nie oglądałeś najnowszego odcinka „Gry o tron”, zaprzestań czytania dalej tego tekstu - będą potężne spoilery.
To, co dzieje się w ostatnim odcinku „Gry o tron”, nie jest proste do zrozumienia. Prześledźmy fakty:
- Bran wciela się w Hodora w czasie rzeczywistym, by wykorzystać jego siłę i uciec przed innymi;
- Bran przenosi się w czasie i tam, w przeszłości - będąc jednocześnie wcielonym w niego w czasie rzeczywistym - ponownie wciela się w Hodora, kontrolując jego ciało i powodując, jak mniemam, trwałe uszkodzenie umysłowe, które doprowadza do tego, czym Hodor staje się na całe późniejsze życie;
- jednocześnie Hodor w czasie rzeczywistym Hodor umiera, rozszarpywany przez innych.
Zgubiliście się? Nic dziwnego. Mamy tu do czynienia z klasyczną spiralą czasową. Pętli czasowych jest tu zresztą kilka - podwójne wcielenie się Brana w Hodora w dwóch wymiarach czasowych jednocześnie; śmierć Hodora, która - i tu robi się niebezpiecznie dla logiki - wpływa na pewne wydarzenie z jego dziecięcej przeszłości.
Tyle fikcja. Przejdźmy do nauki
Jeśli wgłębimy się w teorię względności Einsteina, to zrozumiemy, że… czas nie istnieje. To znaczy istnieje w postaci czasoprzestrzeni, ale nie ma w niej różnicy między przeszłością, teraźniejszością i przyszłością - wszystkie te punkty dzieją się w zasadzie w jednym czasie, tyle że są od siebie znacznie oddalone. Dla nas ludzi, przebywających w jednym miejscu, poruszających się stale z tą samą minimalną prędkością, obserwacja tego, jak staje się Wszechświat, powoduje, że odczuwamy coś takiego jak upływający czas, ale to tylko iluzja.
W związku z tym tzw. podróże w czasie są zjawiskiem możliwym, przewidzianym przez teorię względności Einsteina.
Wyobraźmy sobie sytuację, w której chcemy się dostać do naszego alter-ego znajdującego się dokładnie teraz i czytającego alter-tekst alter-Przemka Pająka w punkcie oddalonym od nas o 1 mln lat świetlnych. Musielibyśmy przemieścić się tam z prędkością ponad milionkrotnie większą, niż prędkość światła lub musiałby mieć tu zastosowanie model wehikułu czasu Kipa Thorne’a, który z kolei bazowałby na tunelach czasoprzestrzennych zdefiniowanych przez Einsteina.
Generalnie trudna sprawa, ale powiedzmy, że Bran z „Gry o tron” posiadł taką możliwość.
Tyle że to nie rozwiązuje sprawy ingerencji w przeszłość lub przyszłość, której dopuścił się w ostatnim odcinku serialu Bran. A tu już wkraczamy na pole słynnego paradoksu dziadka.
Brzmi on następująco:
jeśli ktoś podczas podróży w czasie wstecz zabije własnego dziadka przed poczęciem swojego ojca, to ten ktoś się nie narodzi i nie odbędzie podróży w czasie i nie zabije własnego dziadka, więc się nie narodzi i nie zabije własnego dziadka, więc istnieje paradoks
Oczywiście jest kilka potencjalnych wyjaśnień owego paradoksu: podróżnik przedostaje się tunelem czasoprzestrzennym do alternatywnego wszechświata, więc zabicie dziadka spowoduje, że podróżnik nie narodzi się we wszechświecie, do którego się dostał i w którym zabił dziadka lub po prostu zabiliśmy dziadka po tym, jak urodził się nasz ojciec.
Wracając do „Gry o tron”
Bran skazując na śmierć Hodora spowodował przy okazji jego trwałe uszkodzenie umysłowe w przeszłości. Przy okazji był w niego wcielony w dwóch wymiarach czasowych w jednym czasie. Czy tylko ja widzę tu dość niebezpieczną grę z logiką? Teoria podróży w czasie i oddziaływania na rzeczy z przeszłości i przyszłości, mimo iż na wyższym poziomie abstrakcji, oparta jest na logicznych modelach.
No, chyba że - i jeśli tak, to „Gra o tron” staje się właśnie wysokojakościowym traktatem filozoficznym - jesteśmy dopiero u progu tuneli i pętli czasowych Brana, których faktyczne wytłumaczenie nastąpi w finale sagi.
Kto wie, może niczym w „Incepcji” mamy tu z 7 wymiarów czasu, a Bran Stark to tak naprawdę ten sam Bran Stark, zwany Branem Budowniczym, który wg legendy zbudował Mur i Winterfell 8 tys. lat wcześniej.
Bieg historii i intrygi zatoczyłby swoiste koło - w pierwszej książce z serii „Pieśń lodu i ognia”, niania młodego Brana i przy okazji matka… Hodora, opowiadając mu historie o Branie Budowniczym, ciągle ich ze sobą myli.