REKLAMA

Google sprytnie ukrył niespodziankę dla miłośników Gwiezdnych wojen. Na szczęście łatwo ją znajdziesz

Dzień bez nowej Gwiezdnych wojen dniem straconym? Zapewne tak myślą włodarze Google, którzy dopiero co wczoraj zaprezentowali całą serię cyfrowych niespodzianek związanych z najnowszym filmem J.J. Abramsa, a już dzisiaj zaprezentowali kolejny nawiązujący do niego easter egg.

Google sprytnie ukrył niespodziankę dla miłośników Gwiezdnych wojen. Na szczęście łatwo ją znajdziesz
REKLAMA
REKLAMA

By go zobaczyć, wystarczy wejść z poziomu dowolnego urządzenia na stronę wyszukiwarki Google i wpisać “A long time ago in a galaxy far far away” i zobaczyć wyniki wyszukiwania zaprezentowane w stylu napisów początkowych znanych właśnie z Gwiezdnych wojen. W tle gra nawet muzyka, dzięki której możemy jeszcze bardziej się wczuć w klimat nadchodzących filmów. Niestety trik ten nie działa na inne wyszukiwane hasła. Wielka szkoda.

Jeżeli lubicie takie smaczki, zachęcam Was do przeczytania mojego poprzedniego tekstu, w którym poruszyłem temat trwającej akcji Google. Firma z Mountain View postanowiła dodać różne ciekawe smaczki do praktycznie wszystkich swoich produktów i usług. I tak na moim Huawei Watch mogę podziwiać Gwiazdę Śmierci, z mojego telewizora łypie na mnie Darth Vader, a każda otwarta karta na Chromebooku wita mnie nowym obrazem z siódmej części galaktycznej sagi.

Jednak czy to nie za dużo?

I choć te wszystkie dodatki mnie cieszą, to natłok różnego rodzaju gadżetów związanych z Gwiezdnymi wojnami zaczyna mnie irytować. W każdym większym sklepie można zobaczyć figurki postaci z poprzednich sześciu części sagi, jak też z tej dopiero nadchodzącej. Obok nich leżą modele, książki, klocki i przytulanki. Na billboardach, w telewizji oraz Internecie coraz więcej reklam nawiązuje do sagi George’a Lucasa, niezależnie od tego, jakiej branży dotyczą. Zabawki, gry, a nawet… tusze do rzęs. Nie zdziwię się nawet, jeśli w blasku Gwiezdnych wojen zechce opalić się producent wędlin. Bo czemu by nie?

Dlatego tak naprawdę boję się, że Gwiezdne wojny obrzydną mi jeszcze przed premierą. Nie zmienia to faktu, że pójdę na ten film, bilety na niego mam już od dawna kupione. Zastanawiam się tylko, czy napięcie budowane przed filmem i atakowanie widzów z każdej strony materiałami reklamowymi nie sprawi, że ich oczekiwania co do filmu okażą się zbyt duże. Stąd prowadzi prosta droga do rozczarowania i sprawienia, że nie będziemy chcieli oglądać kolejnych Gwiezdnych wojen. Przynajmniej nie tak bardzo jak chcemy teraz.

Wbrew pozorom jest to możliwe. Udowodniły mi to książki.

Uznałem, że restart przez Disney całego uniwersum to doskonały moment na rozpoczęcie swojej przygody z Gwiezdnymi wojnami na nowo. Dlatego zakupiłem dwie nowe książki, których akcja dzieje się w naszym ulubionym uniwersum. Były to “Tarkin” i “Lordowie Sithów”. Po ich wymęczonej lekturze przypomniałem sobie, czemu w przeszłości czytałem wyłącznie pewniaki, takie jak Trylogia Bane’a czy Trylogia Thrawna. Bo większość książek ze świata Gwiezdnych wojen jest zwyczajnie słaba. Dwa nowe tytuły niestety potwierdzają tę tezę.

REKLAMA

Marketingowa maszyna potrafiła we mnie obudzić wewnętrzne dziecko, które cieszyło się każdą rzeczą, na której był wizerunek szturmowca, rycerza Jedi lub lorda Sith. Wtedy jednak pojawienie się nowego filmu było prawdziwym wydarzeniem, a koniec trylogii trzymał nas w niepewności, czy nowe produkcje z tego uniwersum jeszcze się pojawią. Teraz mamy pewność, że kolejne obrazy będą pojawiać się co roku. Ta rutyna w połączeniu z bardzo agresywną promocją i niespełnionymi oczekiwaniami mogą sprawić, że wielu z nas Gwiezdnymi wojnami się po prostu znudzi.

Bardzo się boję, że jedną z tych osób mogę być ja.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA