Nie, Taylor Swift nie uratowała artystów, za to zrobiła im niedźwiedzią przysługę
Zbawicielka muzyków Taylor Swift jednym postem na blogu zmieniła decyzję jednego z największych koncernów na świecie, co za wspaniała historia! Teraz artyści będą dostawali pieniądze za każde odtworzenie ich utworów nawet podczas darmowego okresu próbnego w Apple Music. Klękajcie narody, Apple zmieni rynek muzyczny na lepsze dla artystów, a Taylor Swift można postawić na ołtarzyku. Ściema!
Apple oferuje trzymiesięczny darmowy okres próbny dla użytkowników, za które artyści i wydawcy mieli nie dostać pieniędzy. Apple, ta sama firma, która twierdzi, że naprawi rynek streamingu muzycznego tak, by przynosił zyski i zrobi to głównie przez pozbycie się darmowych, wspieranych przez reklamy opcji abonamentowych takich jak w Spotify, postanowiła… nie płacić za odsłuchy utworów przez 3 miesiące.
Mniejsze wytwórnie i niektórzy artyści protestowali, ale dopiero Taylor Swift - multimilionerka, która walczy o sprawiedliwość na rynku za pomocą wycofywania swojej muzyki z serwisów streamingowych - zdołała coś zmienić. Podobno. Tak twierdzą media zachwycone mocnym tematem z dwoma bardzo popularnymi bohaterami. Apple się ugiął, powiedział że zapłaci, chwała, artyści uratowani.
Może jestem już za bardzo zgryźliwa, ale nie wiem, co jest gorsze. To, że korporacja która trzyma 194 miliardy dolarów “rezerwy” w gotówce żałuje kilku/kilkunastu milionów dolarów na subsydiowanie darmowego okresu próbnego Apple Music czy to, że zmienia swoją decyzję pod wpływem jednej piosenkarki. Całość wygląda jak zaplanowana akcja, a przynajmniej zręczne wyjście z niezręcznej sytuacji, a także jako zapowiedź ekskluzywnego udostępnienia albumu Swift wyłącznie w Apple Music.
Może gorsze jest to, że gdyby nie Swift, to Apple olałby artystów?
Najśmieszniejsze jest to, że Swift, która już od dawna nie musi zmagać się z finansami być może zrobiła mniej popularnym artystom niedźwiedzią przysługę.
Apple, przy odpowiednim rozegraniu wejścia Apple Music, marketingu i relacji z wytwórniami i artystami mów szybko stać się gigantem streamingu muzyki i zawstydzić konkurencję. Wystarczyłoby, żeby w rok abonament Apple Music zamówiło 10% bazy użytkowników iTunes (ok 800 milionów kont, 500 milionów realnych użytkowników), a Apple Music stałoby się największym serwisem streamingowym pod względem płacących klientów. Dzisiejszy lider Spotify ma około 50 milionów użytkowników, z których tylko 15 milionów płaci.
Jeśli wszystko pójdzie zgodnie z myślą Apple’a, to już niedługo może okazać się, że Apple może narzucać warunki wszystkim - od wytwórni po użytkowników. Jeśli Apple zażyczy sobie wyższego abonamentu czy ekskluzywnych premier, być może nie będziemy mieć wyjścia, bo obecność na Apple Music będzie oznaczała dostęp do ulubionych artystów lub dla artystów praktycznie zniknięcie z rynku.
Cieszmy się jednak z wygrania małej bitwy!
Poza tym bądźmy szczerzy. Koncern z Cupertino nawet, jeśli nie kłamie o swojej misji, to przynajmniej nie przedstawia sytuacji artystów w stanie faktycznym.
Apple twierdzi, że remedium na problemy rynku muzycznego dla artystów jest brak darmowej dla użytkownika, wspieranej przez reklamy wersji abonamentu. Jest w tym trochę racji - serwisy streamingowe, które opierają się tylko na płatnych kontach zwykle wypłacają za odtworzenie nawet kilka razy więcej niż te z darmowymi wersjami.
Jednak przedstawianie się jako mesjasz przez Apple’a jest lekko na wyrost. Darmowe abonamenty nie są największym problemem artystów.
Największym problemem artystów jest to, że wytwórnie które umieszczają muzykę w serwisach streamingowych zgarniają lwią część zysków, w tym tych ze streamingu. We Francji, na rynku niemalże identycznym do tych w Stanach Zjednoczonych i innych zachodnich państwach, przeciętny artysta dostaje 7% tego, co płaci użytkownik streamingu. Niemal 50% zgarnia wytwórnia, około 20% sam serwis.
Przykładem niech będzie ten tekst, w którym członek mniej znanego zespołu całkiem nieźle przedstawił sytuację. Jego zespół płaci pośrednikowi 50 dolarów rocznie za udostępnienie albumu do 24 serwisów streamingowych. Pośrednik potem nie bierze żadnej prowizji z tego, co zarabiają utwory. Zespół za 284575 odtworzeń na Spotify dostał 1395 dolarów. Dla porównania Portishead, wielki band, pożalił się, że za 34 miliony odtworzeń na Spotify dostał 2511 dolarów. Jak to możliwe? Portishead należy do wytwórni Universal. Tam powinniśmy szukać reszty pieniędzy za odtworzenia kawałków Portishead w Spotify zamiast narzekać, że streaming jest tak bardzo nieopłacalny.
Jeśli założyć, że Portishead za odtworzenie utworu dostawał tyle samo, co za mniejszy band wyjdzie, że za milion odtworzeń Spotify wypłaci 4900 dolarów. Za 34 miliony odtworzeń prawie 157 tysięcy dolarów. Owszem, to wciąż nie jest ogromna kwota, ale kompletnie nieporównywalna do 2511 dolarami.
Gdzie więc podziało się pozostałe 154 tysiące dolarów?
Część w podatkach, lwia część pewnie jednak wylądowała w Universalu.
Taki podział zysków może był sprawiedliwy w czasach, gdy wytwórnie inwestowały w fizyczną dystrybucję muzyki, jednak w czasach cyfrowej “dystrybucji”? Lady Gadze czy innym gigantom pop może to nie przeszkadzać, jednak udawanie, że artyści cierpią finansowo przez darmowe abonamenty nie jest całą prawda. Tyle, że Apple przecież nie podważy status quo rynku muzycznego, bo wytwórnie są zbyt duże, zbyt potężne i zresztą mają niemal taką samą filozofię, jak Apple. W skrócie doić wszystko i wszystkich i zwalać winę za wszystko co złe na innych. 71,5% zysków wypłacane przez Apple dla właścicieli muzyki nie zmieni sytuacji i zarobków artystów tak, jak Apple chce byśmy uważali.
Rozmawiając o muzyce i rynku często zapominamy o tym, że na rynku muzycznym nie ma czegoś takiego, jak stały, zabetonowany idealny model.
Sam rynek jest przecież młody, nowe formaty pojawiały się na nim co i rusz, a model biznesowy i sytuacja artystów zmieniała się co kilkanaście lat. iTunes które podobno rozwiązało wiele problemów związanych z pojawieniem się cyfrowej dystrybucji muzyki i piractwa jak widać rozwiązało je tylko na kilka lat. Co chwilę trzeba dostosowywać się do słuchaczy, do ery informacyjnej, do kanałów dystrybucji i pomysłów.
Nie do końca wierzę, że muzyka nie poradzi sobie bez Apple’a jako zbawiciela. Wręcz odwrotnie - imperium, które korporacja stworzyła przez ostatnią dekadę choć ma szansę na rozpowszechnienie streamingu jest jednocześnie sporym zagrożeniem dla samych artystów i muzyki.
Mnogość miejsc, w których możemy słuchać ulubionych muzyków, mnogość możliwości i serwisów idzie w parze z samymi artystami, tym jak tworzą, jakich szukają słuchaczy, czego oczekują i nawet jak chcą zarabiać. Wymuszanie udostępniania muzyki za darmo, choćby przez chwilę, pod groźbą nieobecności na potencjalnie największej platformie muzycznej na świecie, jest po prostu nie fair. Robienie promocji z łaskawej zmiany decyzji i przedstawianie tego jako zbawienia dla artystów jest już po prostu hipokryzją.
A jeśli Apple zachowuje się tak już teraz, to znaczy, że wcale nie ma na myśli dobra artystów tylko chęć wykoszenia konkurencji i dodawania kolejnych miliardów dolarów na konta w rajach podatkowych.
Muzyka to dla wielu z nas piękno i ideały. Apple nie ma z tym nic wspólnego.
* Zdjęcie: Shutterstock