Apple próbuje dostosować się do nowych przepisów UE i uciec przed cwaniakami
Po zmianach w prawie dotyczącym zakupów dóbr przez internet przyjrzeliśmy się temu, jak problematyczne jest to dla sprzedawców treści cyfrowych na przykładzie księgarni z ebookami. To jednak tylko kropla w morzu problemów. Teraz w świetle nowych przepisów “zjeść ciastko i mieć ciastko” stara się Apple.
Nie tylko jednak polscy sprzedawcy ebooków mają problem z dostosowaniem się do nowych przepisów dotyczących handlu w sieci. Apple, które zarabia na App Storze olbrzymie pieniądze, też kombinuje jak usprawnić model zakupów mobilnych.
Bo jak tu żyć w zgodzie z ustawodawcą, nie skomplikować zbytnio procesu zakupu klientom i jednocześnie obronić się przed cwaniakami szukającymi luk w systemie?
Obecnie sposób zakupów aplikacji, gier, muzyki, filmów i książek w Apple ze względu na “prawo do zwrotu bez podania przyczyny” zakupionej wcześniej pozycji był dość dziurawy. Cwani użytkownicy mogli wykorzystywać to do grania w gry i korzystania z płatnych aplikacji bez uiszczenia za nie opłaty. Takie obejście systemu nie może jednak tkwić w nim na stałe i Apple podjęło już kroki, aby problem rozwiązać.
Użytkownicy odkryli już lukę w App Storze, dzięki której nie tylko mają dwa tygodnie czasu na zwrot zakupionego programu bez żadnych konsekwencji, ale mogą nawet… odebrać pieniądze i na swoim urządzeniu aplikację zostawić. Przyznany przez Apple zwrot gotówki nie powoduje bowiem usunięcia aplikacji ze smartfonu lub tabletu, więc po odebraniu środków dalej można było korzystać z programu, za który się de facto nie zapłaciło.
W praktyce nie różni się to zbytnio od piractwa, chociaż w świetle prawa może być to legalne.
Użytkownicy niechętni do płacenia za treści z pewnością będą takie furtki wykorzystywać. W przypadku Apple szczególnie, bo to w końcu znacznie prostsze, niż jailbreakowanie urządzenia i instalowanie na nim pirackiej wersji programu. Apple nie chce jednak dopuścić do zbyt wielu nadużyć, dlatego wprowadza dodatkowe ograniczenie przy zakupach, które ma ukrócić praktyki najróżniejszych naciągaczy.
Użytkownicy, którzy teraz będą bardzo często korzystają z prawa do zwrotu, będą tej możliwości pozbawiani. Osoby nagminnie zwracające aplikacje i inne treści będą potwierdzić monit oznaczający dobrowolną rezygnację z prawa do zwrotu. W razie braku akceptacji zasad transakcja nie dojdzie do skutku. Nie są niestety publiczne zasady mówiące o tym, ile zwrotów można dokonać, zanim system nam tą możliwość zabierze.
W świetle obecnych przepisów wygląda to na… sensowne rozwiązanie.
Zwracanie cyfrowych treści powinno być możliwe tylko w nielicznych wypadkach. W przypadku aplikacji lub gier ustawowe zobowiązanie Apple, czyli właściciela sklepu App Store, do przyjmowania takich zwrotu z perspektywy twórców jest rozwiązaniem bardzo niesprawidliwym. Większość gier mobilnych dla jednego gracza można przejść w kilka dni.
Prawo chce chronić teraz konsumentów przed impulsywnymi zakupami, ale kto ochroni Apple jako pośrednika i deweloperów sprzedających gry przed nieuczciwymi konsumentami? Osoby, które mają we krwi oszukiwanie systemu w celu korzystania z aplikacji, gier i innych bez płacenia za nie, miały rozwiązanie podane na tacy.
Za skorzystanie z tego obejścia sklepu App Store przyznawałbym order cebuli, ale smutna rzeczywistość jest taka, że cwaniaków nie brakuje. Dobrze, że Apple przynajmniej nie wylewa dziecka z kąpielą i nie wyświetla dodatkowego monitu o rezygnacji z prawa do zwrotu przy każdym zakupie, chociaż w teorii mógłby to robić.
Wtedy dopiero moglibyśmy być wściekli na osoby, które nowe przepisy stworzone z myślą o ochronie konsumenta nadużywają.
*Grafika główna pochodzi z serwisu Shutterstock.