Strzelanie do bezbronnych ludzi w parku? Tak szokuje Hatred - kontrowersyjna gra od gliwickiego studia Destructive Creations
O ile pierwszą połowę materiału reklamowego promującego rodzimą produkcję oglądałem ziewając od ucha do ucha, tak fragment przedstawiający rozgrywkę z Hatred naprawdę mną sponiewierał. Ta gra jest… zła. Tak po prostu.
Ogromna część czytelników Spider’s Web miała styczność z Call of Duty: Modern Warfare 2 i na pewno pamięta misję „No Russian”. Rozgrywający się na rosyjskim terminalu epizod stał się już częścią historii gier komputerowych, będąc najlepszym przykładem szokującej i kontrowersyjnej zawartości, wokół której buduje się kampanię reklamową.
Jako członek grupy terrorystycznej otwieramy ogień do bezbronnych ofiar, które uciekają w popłochu przed naszymi kulami. Do teraz mam w pamięci, jak ranni cywile chowają się za regałami sklepów, czołgają po śliskiej od krwi posadzce czy tulą się do siebie w przerażeniu. Obraz był tak sugestywny, że misję wycięto z gry w wielu krajach świata, w tym Rosji. Japońska i niemiecka edycja została tak zmodyfikowana, aby strzał w kierunku cywila kończył misję. Marne to pocieszenie w obliczu gracza podążającego ramię w ramię z terrorystami, biernie oglądając wirtualną rzeź na lotnisku.
Osobiście „No Russian” uznaję za przejaw narracyjnego geniuszu w branży, dzięki któremu gra wywoływała w dzierżycielu kontrolera prawdziwe, autentyczne emocje. Co ważne, misja była całkowicie opcjonalna, dzięki czemu nikt nie był zmuszany, aby ją przechodzić. Wydarzenia na terminalu to zaledwie skrawek całej opowieści, który nie różnił się niczym od filmowych, hollywoodzkich masakr. Oczywiście poza jednym, ale niesamowicie istotnym punktem – podczas ich oglądania widz nie naciskał spustu.
Misję „No Russian” przywołałem nie bez powodu. Powstająca w Gliwicach gra Hatred wygląda jak jeden nieprzerwany ciąg mordów na bezbronnych ofiarach.
Oczywiście produkcji w których można było strzelać do bezbronnych cywili jest na pęczki. Bez problemu wskażemy również tytuły gloryfikujące nieuzasadnioną przemoc. Ta była nam podawana w groteskowy i zabawny sposób (Postal), a czasami w maksymalnie brutalnym, wiążącym się z horrorem oraz gore (Manhunt) ujęciu. Nigdy jednak nie widziałem czegoś tak bezpośredniego, jak w materiale reklamowym promującym grę Hatred.
W zwiastunie przedstawiającym grę gliwickiego studia Destructive Creations trup ściele się naprawdę gęsto. Nie są to jednak żadni kosmici, demony z piekła rodem, terroryści, chińscy okupanci czy naziści. W przedstawionym materiale filmowym gracz w izometrycznym rzucie posyła w zaświaty każdego, kto napatoczy się pod lufę. Jako, że miejscem akcji są przedmieścia Nowego Jorku, policjanci to tylko część ze wszystkich celów. W ręce antybohatera trafiają również bezbronni cywile, uciekający i proszący o darowanie życia.
Przyznam, że byłem lekko wstrząśnięty. Pieczołowitość animacji uciekających ofiar czy tak zwane „finishery” po dopadnięciu bezbronnego celu mogą powodować gęsią skórkę na karku. O ile strzelanie do policjantów to w branży standard, tak gonienie uciekającej przez park pary uzbrojonym po żeby mężczyzną budzi naprawdę wiele pytań oraz kontrowersji. Grałem w Postala, grałem w I Have No Mouth But I Must Scream, grałem w Manhunta i grałem w The Suffering, ale coś takiego widzę chyba po raz pierwszy.
Być może część z was oczekuje w tym miejscu słów potępienia bądź tyrady o diabelskim wpływie gier na zdrowie psychiczne całego społeczeństwa.
Nie znajdziecie ich. Chociaż Hatred szokuje, wzbudza kontrowersje, a nawet sprzeciw i opór wobec treści na ekranie, jestem przekonany, że właśnie o to chodzi świeżo powstałemu studiu. Gliwickie Destructive Creations chce szokować, chce wejść do pomieszczenia wyważając drzwi i chce, aby było o nich głośno.
Absolutnie się temu nie dziwię. Jako małe, niezależne studio musisz mieć pomysł, aby się wybić. Producentom Hatred już się to udało, mimo zabetonowania rynku gigantami pokroju EA, Activision czy Ubisoftu. Po pierwszych komentarzach widzę, że gra wywołuje naprawdę skrajne emocje i żadne moje słowa na temat gloryfikacji brutalności nie zdziałają tyle, co głosowanie własnym portfelem. Tego będzie można dokonać w 2015 roku. Wtedy właśnie Hatred ma się pojawić na komputerach osobistych.
Skontaktowaliśmy się ze studiem Destructive Creations aby zapytać o ich pierwszy, wzbudzający ogromne emocje projekt. Zgodnie z przewidywaniami, wszystko zależy od tego, jak Hatred zostanie przyjęte przez graczy i jaką burzę wywoła. Na pytanie o pudełkowe wydanie oraz kowersję na inne platformy CEO Jarosław Zieliński odpowiada:
Muszę przyznać - jestem naprawdę ciekaw, czy gra takiego kalibru i takiego formatu jak Hatred znajdzie polskiego dystrybutora. Zastanawia mnie również, jak tytuł przyjmie się wśród polskich graczy. Ci wykazywali się dotychczas ogromnym wsparciem dla rodzimych deweloperów. Z drugiej strony, Hatred na pewno nie jest „po prostu kolejną grą”, a projektem nastawionym na szokowanie i kontrowersje.
Na ten moment jestem umiarkowanie zaciekawiony, co studio Destructive Creations ma do zaoferowania pełnoletnim graczom. Kontrowersyjny projekt interesuje mnie na tyle, że w ciągu następnych kilku dni odwiedzę Gliwice i (przy odrobinie szczęścia) zobaczę grę na własne oczy. Wtedy na pewno przedstawimy wam obszerną relację oraz pierwsze wrażenia z rozgrywki. Do tego czasu warto trzymać rękę na pulsie. Jestem przekonany, że o Hatred usłyszymy jeszcze nie raz. Pytanie, w jakim kontekście.