Telegazeta - namiastka internetu w każdym domu
Z Telegazetą jest trochę jak z Adidasami, które w potocznym języku zaczęły funkcjonować jako uniwersalne określenie obuwia sportowego. Tak naprawdę usługa nazywała się Teletekst, jako Telegazetę upowszechniła ją Telewizja Publiczna i była czymś, co miało prawo zwiastować erę internetu w każdym domu.
Rola i możliwości teletekstu zawsze były nieco bagatelizowane. Dla osób starszego pokolenia, jeśli w ogóle zdecydowały się poświęcić jej odrobinę czasu, była to przede wszystkim ciekawa forma programu telewizyjnego. Młodsi użytkownicy, z przełomu lat 80' i 90' ewidentnie odczuwali potrzebę poznania czegoś na kształt internetu, szybko odkrywając w zasobach teletekstu naprawdę zaawansowane usługi. Ekipa publicznej Telegazety prowadziła między innymi kompletny serwis sportowy z wynikami na żywo (!) i bazą meczów, której nie powstydziłby się Livescore.
Nie brakowało też kompletnych serwisów informacyjnych ze świata, kraju, polityki, kultury czy sportu (do znudzenia odświeżałem włosko-hiszpańską 238 i wiele radości wzbudziły po latach wspomnienia, gdy tak z kolegami przerzucaliśmy się "numerkami" ulubionych lig). Nie każdy o tym wiedział, nie każdy pamiętał, ale Telegazeta była też areną bardzo prężnie funkcjonującego serwisu z ogłoszeniami, a także oferowała napisy w niektórych audycjach dla osób niesłyszących. Napisy takie nadążały za akcją w znakomitym tempie pokonując wszelkie technologiczne bariery teletekstu, co poniekąd świadczyło też o potencjale i możliwościach tego systemu.
Nad teletekstem równolegle pracę rozpoczęli Brytyjczycy i Francuzi, choć to ci pierwsi (ze względu na presję ze strony BBC) uruchomili pierwszą jego prymitywną wersję już pod koniec 1974 roku. Mimo ambitnych starań i tak mniej więcej do lat 80-ych mało kto posiadał w swoim domu nadajniki odbiorniki zdolne do odbioru tego typu transmisji. Z czasem system powędrował do Stanów Zjednoczonych, a w 1988 roku zdecydowała się na niego Telewizja Polska. Ta ekspansja doprowadziła do wzmożonego rozwoju teletekstu w latach 90-ych XX wieku i rozwinięcia do formatów, które znamy dziś.
Większość szanujących się polskich i zagranicznych stacji telewizyjnych od pewnego momentu miała teletekst serwujący przynajmniej program telewizyjny. Wraz z rozwojem ery audiotele i telefonów komórkowych te mniej szanowane wydawnictwa przerodziły się niestety w miejsca wyświetlania reklam dziwnej treści. Na przełomie wieków popularne stało się czatowanie za pośrednictwem teletekstu - użytkownicy wysyłali sms-y i mogli obserwować je wraz z wypowiedziami innych na określonych podstronach. W chwili gdy komunikacja międzyludzka stała się możliwa, teletekst po raz kolejny niebezpiecznie zbliżył się do internetu.
Najprężniej działające były w naszym kraju systemy TVP i Polsatu. Teletekst był zapewne wielkim kompleksem TVN-u, który - mimo bardzo poważnych aspiracji - nigdy nie potrafił dobrze zagospodarować tego kanału, a nawet tak proste rzeczy jak program telewizyjny często publikował z ewidentnymi "dziurami" i błędami w przesyłaniu danych. Poczciwy teletekst był bowiem taką właśnie formą cyfrowego przesyłania danych.
Niezależnie od rozmiaru telewizora, ograniczenie teletekstu obejmowało 24 linii tekstu (z czego to na samym dole mogły być czymś na miarę interaktywnych hiperłącz uaktywnianych dodatkowymi przyciskami pilota), a w każdej mogło się znaleźć do 40 znaków. Z czasem twórcy teletekstu przestali się ograniczać tylko do tekstu, serwując też oprawę graficzną przywodzącą nieco na myśl zabawę z kolorowym ASCII. Obecnie popularna Telegazeta dysponuje dość utrwalonym projektem, ale pamiętam, że w latach 90-ych eksperymentowano sporo z jej układem, co zapewne u ewentualnych użytkowników budziłoby podobne emocje co redesign Wirtualnej Polski, gdyby nie fakt, że nie mieli z kim tego przedyskutować.
W czystej teorii teletekst jest w stanie obsłużyć kilkaset podstron o numerach z zakresu 100-899. Liczba ta jednak rozszerza się kilkukrotnie ze względu na fakt, iż pod wieloma "adresami" znajdowało się kilka-kilkanaście podstron zmieniających się w cyklicznych odstępach czasu (można je było zablokować przy użyciu przycisku hold na pilocie). Część telewizorów posiadało możliwość udania się na konkretną podstronę, która mogła być oznaczona dodatkowymi parametrami cyfrowymi, większość użytkowników musiała jednak uzbroić się w cierpliwość.
Rozwinięte telewizory mogły też buforować wieści pojawiające się na niektórych stronach teletekstu, co wpływało na jakość serwowanych informacji. Ponieważ teletekst od internetu różni się sposobem przesyłania informacji, domyślnie przesyłane do wszystkich włączonych odbiorników, niemożliwe było przeciążenie tego systemu, co jest częstą przypadłością stron internetowych. Teletekst właśnie zdał swój egzamin 11 września 2001 roku, kiedy wychwalany internet nie wytrzymał obciążenia, a źródłem rzetelnych wieści w wielu amerykańskich domach była właśnie tego typu usługa.
Choć teletekst i Telegazeta zwłaszcza ma się w Polsce dobrze (jeszcze kilka lat temu szacowało się, że korzystało z niego każdego miesiąca od 4 do 20 nawet milionów użytkowników), wiele stacji na zachodzie sukcesywnie rezygnuje nie tyle z nadawania, co redagowania treści. W związku z czym można się natknąć na wiele martwych niczym radiowe stacje nadawcze systemów teletekstu, które nie doczekały się aktualizacji od kilku lat. Duże telewizje rezygnują z tego typu rozwiązań na rzecz - oczywiście - internetu, a także alternatywnych systemów serwowania wieści na temat programu wynikających z możliwości transmisji cyfrowych. Trzeba iść naprzód, ale nigdy nie bagatelizujcie poczciwej "Telegazety".