Rewolucja w ebookach od Helionu rozczarowuje
Wydawnictwo Helion od jakiegoś czasu zapowiadało rewolucję, która odmienić polski rynek książek i spowoduje wielkie zmiany. Wiadomo już o co chodziło i nie da się ukryć sporego rozczarowania. Jest dobrze, bo likwidacja DRMów to coś, co dawno powinni zrobić wydawcy (tak jak i w branży muzycznej), ale na razie nie zapowiada się, by wraz z tym posunięciem gwałtownie wzrosła sprzedaż eksiążek. Szczerze mówiąc spodziewaliśmy się mocniejszego impulsu, który mógłby skłonić Polaków do korzystania z epapieru, może eczytnika, który cenowo byłby polskim odpowiednikiem Kindle’a.
Ebookpoint.pl, czyli księgarnia Helionu, która ma zrewolucjonizować polski rynek, wprowadziła właśnie książki wolne od zabezpieczeń DRM, dostępne w 3 formatach PDF, ePub i mobi, bez ograniczeń odnośnie ściągania, z możliwością czytania a Kindle’u oraz korzystania z wszystkich formatów jednocześnie. To faktycznie wolność dla czytelników, którzy w końcu przestają być uzależnieni od widzimisię wydawców narzucających swoje standardy. Jednak wątpliwości co do rewolucyjności tego ruchu z perspektywy odbiorców, którzy nie mieli styczności z ebookami pozostają.
Bo że strategia Helionu w dalekosiężnej perspektywie jest dobra to wiadomo. Jeśli uda się przekonywać wydawców, by rezygnowali z DRMów i udostępniali swoje książki jedynie ze znakiem wodnym w ebookpoint, to może uda się też wpłynąć na pozostałe wirtualne ksiągarnie. Jeśli. Bo na starcie oferta ebookpoint jest bardzo mała, a na dodatek jak to w Helionie specjalistyczna. Czyli w zasadzie sprowadza się to do starej zasady, że ci, którzy korzystają z ebooków, wiedzą co to jest i działają w branży okołotechnologicznej/marketingowej będą pewnie zadowoleni, za to masy szukające rozrywki nie mają tu czego szukać. Helion zapowiada, że głównym celem jest teraz zwiększanie bazy tytułów i że minimum to będzie 20-30 nowych pozycji miesięcznie. Mało. No i trzeba będzie walczyć z wydawcami, którzy kochają DRM.
Jednak rewolucji (tego słowa używa sam Helion) nie widać. Wprawdzie na całym świecie, także u nas, sprzedaż papierowych książek spada na rzecz ebooków, jednak wciąż jesteśmy daleko od Stanów Zjednoczonych czy Wielkiej Brytanii w kwestii popularności wirtualnego czytelnictwa. I nie ulegnie to znacznej zmianie, dopóki nie pojawią się u nas urządzenia w sensowych cenach. O ile te 150 dolarów za czytnik dla przeciętnego Amerykanina to zakup pod wpływem impulsu, o tyle kilkaset złotych za to samo urządzenie w Polsce wymaga przemyślenia. Tym bardziej, że dostęp do dobrze zredagowanych, przystępnych cenowo i bezproblemowych w kupieniu treści jest jak na lekarstwo. Jest ich mało, bo mało jest czytników... I błędne koło się zamyka.
Brakuje u nas takiego Amazonu, który dzięki zasięgowi może proponować tanie urządzenia z ogromnym wsparciem dedykowanych treści. Tylko podobne działanie ma szanse ożywić polski rynek eczytelnictwa.
Ebookpoint.pl to krok w dobrą stronę, jednak nie tak milowy, jak można było się spodziewać. Wciąż czekamy na Amazon w Polsce, bo na razie nikt nie jest w stanie zaproponować nic realnie przełomowego (niejeden próbował, choćby EMPiK).