Mac OS X coraz bardziej marginalny, Apple stawia na iOS
Szum wokół nowego, stworzonego od podstaw Final Cut Pro X daje dużo do myślenia. Profesjonaliści na dużą skalę narzekają, że Apple pograł nieczysto pozbawiając ich pewnych możliwości i uproszczając program za bardzo. Tworzą petycje, protestują. Ale przecież taki rozwój spraw był do przewidzenia - Apple od dłuższego czasu dąży do maksymalnego zmarginalizowania funkcji “pro” jako “profesjonalne”. Maki przestały być flagowym produktem Apple. Nie, te komputery wraz z systemem nie umrą, ale przecież już teraz stały się dodatkiem, a nie podstawą. Bo podstawą jest iOS.
Sprawianie, że coś staje się proste ma dwie strony. Jedna jest całkowicie pozytywna - stworzenie przyjaznego środowiska, ergonomii użytkowania, intyicyjności dla jak największej grupy odbiorców przy jednoczesnym zachowaniu funkcjonalności. Druga - ta negatywna - strona pojawia się w momencie przekroczenia granicy między uproszczaniem, a okrajaniem w celu minimalizacji wyborów użytownika. Właśnie to stało się z Final Cut Pro X. Program stał się dostępniejszy dla szerszego grona użytkowników, za to tym starym, megaprofesjonalnym nie odpowiada. Apple stanęło przed wyborem “dla kogo” i wybrało w ten sposób. Nieprzypadkowo. Nie bez powodu cena jest wciąż “profesjonalna”.
Trzeba prześledzić - mimo, że sprzedaż Maków rośnie (w ostatnim rozliczeniowym kwartale o 28% w stosunku do analogicznego rok wcześniej), to jest to wciąż mało. Mało, bo sprzedane 3,76 miliona Maków wygląda słabo przy 18,65 miliona iPhone’ów i nawet 4,69 miliona iPadów. Jedynie iPody zaliczyły spadek sprzedaży, ale to całkowicie oczekiwana i logiczna rzecz.
To urządzenia mobilne przynoszą Apple gigantyczne zyski. To iPhone wyniósł firmę Cupertino na szczyt najwięcej zarabiających producentów, potem za ciosem poszedł również iPad. A Maki? Wprawdzie ich sprzedaż rośnie, ale również na fali popularności sprzętów z iOSem i tym, że Apple dzięki smartfonowi i tabletowi stało się znów marką “na czasie”. Są dwa wyjścia - albo zabić powoli Maki jako takie, albo uczynić je iOSopodobnymi tak, by dotrzeć do mas. Pierwsze jest niewykonalne z wielu powodów, więc Apple stawia na drugie rozwiązanie.
Mac OS X z flagowego niegdyś produktu staje się dodatkiem. Dodatkiem, z którego nie da się zrezygnować, ale można go przekształcić w produkt bardziej masowy. Final Cut Pro X jest do tego krokiem. Wizerunkowo nie da się porzucić wsparcia dla profesjonalistów pracujących na programach od Apple. Nie da się tego zrobić z dnia na dzień, ale nic nie stoi na przezkodzie, by produkt ewoluował w mniej oczekiwaną przez użytkowników stronę. W ten sposób może zrażą się oni naturalnie, jeśli nie to przyzwyczają do uproszczających zmian... I za pewien czas, gdy okaże się, że OS X jest coraz bardziej marginalizowany, a w odczuciu przeciętnych użytkowników coraz bardziej przypomina iOS.
Pisaliśmy już o tym na Spider’s Web i na technologie.gazeta.pl. Apple dąży do unifikacji systemów desktopowych i mobilnych. I to w odwrotną stronę niż robił to kiedyś Microsot - to system komputerowy przypomina coraz bardziej iOS, nie inaczej. Obsługa wielu gestów na gładziku czy pełnoekranowe aplikacje to tylko namiastka tego, co makowcy otrzymają w przyszłości.
Nieprzypadkowo przy prezentacji iPada 2 tyle czasu poświęcone zostało na iMovie i Garage Band. Podkreślanie “rewolucyjności”, łatwości użytkowania i szerokich zastosowań tych aplikacji przygotowuje grunt od stopniowe odejście od komputerów i OS X. Bo po prostu OS X nie jest tak opłacalny. Uniezależnienie urządzeń z iOSem od aktywacji przez iTunes to też symbol i część tej strategii. “Nie potrzebujesz komputera. Wszystko, co potrzebne zrobisz na iPadzie lub iPhonie”.
Jaki jest kolejny krok? Uczynienie OS X jak najbardziej “mobilnym”. Sytuacja, w której Jobs wychodzi na scenę i mówi, że przez lata Apple dążyło do zmiany pryzwyczajeń i uczynienia życia łatwiejszym, przez co aplikacje z iOS w stylu Garage Band będą dostępne w niezmienionej formie na OS X nie jest już tak nieprawdopodobna jak 2 czy 3 lata temu. To w tę stronę pójdzie OS X. Kosztem ergonomii (bo doświadczenie używania komputera a tabletu jest kompletnie różne, ale to dla Apple szczegół).
Kto na tym straci? Właśnie profesjonaliści. To oni od lat używają Maków jako sprzętu do pracy, ale są na tyle mało zyskowną (bo przecież nie małą, choć jak podał Jobs Maków jest 54 miliony (wobec około 150 milionów urządzeń z iOS) że stopniowa rezygnacja z nich jest kwestią czasu.
Rynek się zmienia i razem z nim Apple. Firma nastawiona wyłącznie na zyski nie będzie miała oporów przez stopniowym wycofywaniem z sektora, który jest najmniej dochodowy. Nie zrobiła tego jeszcze ze względów prestiżowych i dlatego, że sprzedaż mimo wszystko rośnie ciągnięta przez urządzenia mobilne. Ale zmiany są konieczne.