– Po pierwsze, dołączając do związku, chcą walczyć o stabilność zatrudnienia, bez którego trudno budować teraźniejszość, nie mówiąc o przyszłości. Po drugie, upominają się o ucywilizowanie sposobu, w jaki świadczą pracę. Chcą normowanego czasu pracy, zachowania balansu między pracą a życiem zawodowym, bo teraz to trudne, kiedy muszą pracować często po 12 czy 14 godzin dziennie, bo akurat jest coś pilnego czy wydarzyła się awaria. Walczą też o podstawowe prawa pracownicze, jak płatny urlop czy zwolnienie lekarskie, o którym często nie ma mowy na samozatrudnieniu. Myślą też o emeryturze, która przy płaceniu minimalnych składek nijak nie będzie oddawała ich zarobków w czasie aktywności zawodowej – wymienia Kosakowska.