COVID-19 mógł je dobić. Jak to się stało, że lokalne teatry, kina, a nawet filharmonia wygrały na pandemii

Kaliska filharmonia pierwszy koncert online zorganizowała dopiero po pół roku pandemii. Ale za to od razu dla publiczności o 1500 proc. większej niż zazwyczaj. Małe, studyjne kino w cuglach wygrało z multipleksami. Lockdowny zmusiły skostniałe instytucje kultury do skoku na głęboką, cyfrową wodę. I wcale nie chcą z tych głębin wypływać.

COVID-19 mógł je dobić. Jak to się stało, że lokalne teatry, kina, a nawet filharmonia wygrały na pandemii

Wrzecionowaty układ ulic z zamkniętym w środku prostokątnym rynkiem. Zadbana zabudowa zwieńczona czerwoną dachówką. Na horyzoncie dużo zieleni. Niemal w centrum też jej nie brakuje, bo przecież dumnie zachowany jest najstarszy park miejski w Polsce. Kalisz to miasto wręcz wymarzone do spacerowania. W ciągu minionego roku – jak wiele polskich mniejszych i większych miast – właściwie tylko spacery mogło zaoferować swoim mieszkańcom. Wszelka inna rozrywka i kultura wyemigrowała do sieci.

– Pamiętam, jak wszystko stanęło, spotkaliśmy się w sekretariacie, wszyscy mieli przerażenie w oczach. „Co robimy? Co robimy?” – pytaliśmy siebie nawzajem. Po godzinie mieliśmy mniej więcej kierunek – opowiada o marcu 2020 roku Marcin Andrzejewski współpracujący z Centrum Kultury i Sztuki w Kaliszu. 

Kalisz fot. Iakov Filimonov/Shutterstock.com

W marcu kiedy, jak się początkowo wydawało, tylko na dwa tygodnie w związku z pandemią koronawirusa rząd zamknął kina, teatry, biblioteki, muzea i inne ośrodki kultury, Andrzejewski pracował dla Centrum od roku. Zajmował się produkcją materiałów audiowizualnych.

– Nagle moje kompetencje okazały się być cenne – wspomina Andrzejewski, który na co dzień zajmuje się także projektowaniem graficznym, a kiedyś pracował przy kreowaniu politycznego wizerunku. Jak mówi, gdy zaczęła się pandemia, wiedział, co można zrobić i jak kontynuować działania ośrodka. Dla wielu mieszkańców i mieszkanek ośrodek kultury prawie stutysięcznego Kalisza mógł do tej pory kojarzyć się co najwyżej z zapyziałą instytucją i działającą tylko dlatego, że konkurencji brak, by przetrwać, musiała rozprostować stare kości.

Nic się nie dzieje

Historyczna stolica Wielkopolski to miasto całkiem ważne na polskiej mapie kultury. To tu od 1960 r. odbywają się Kaliskie Spotkania Teatralne, najstarszy polski festiwal teatralny. Również tu organizowana jest najstarsza w Polsce impreza jazzowa – Międzynarodowy Festiwal Pianistów Jazzowych. Tu wreszcie przez ponad 100 lat działała fabryka fortepianów i pianin „Calisia”.

– Publiczność w Kaliszu jest wspólna dla wszystkich organizatorów kultury – opowiada Ewelina Knajdek-Marcinkowska, prezeska stowarzyszenia Multi.Art, organizującego w Kaliszu interdyscyplinarny festiwal pod tą samą nazwą. – Żyjemy w stutysięcznym mieście, a większość ludzi, którzy korzystają z oferty kulturalnej doskonale znamy, nie tylko z widzenia. Te same osoby pojawiają się w teatrze, te same w filharmonii, w galeriach na wernisażach i na naszym festiwalu – wymienia Knajdek-Marcinkowska. Organizowane przez nią wydarzenie w zeszłym roku doszło do skutku na przełomie sierpnia i września, czyli w momencie, gdy kultura, głównie ta plenerowa, mogła na chwilę się otworzyć dzięki wakacyjnemu poluzowaniu obostrzeń.

– Od kilku lat razem z innymi instytucjami kultury w Kaliszu próbujemy się ze sobą zgrać, żeby nie podbierać widowni i dawać ludziom możliwość skorzystania z różnych ofert – mówi prezeska Multi.Art. Zauważa też, że publiczność kaliska do tej pory wydawała się raczej rozleniwiona, jeśli chodzi o uczestnictwo w życiu kulturalnym. – Słychać było narzekanie na to, że nic się nie dzieje. A jak już się dzieje, trudno ludzi wyciągnąć z domu – dodaje. 

Noce i dnie, ale tylko w jeden dzień

Dziś miasto wygląda niezwykle spokojne. Po luzowaniu kolejnych obostrzeń knajpki na głównym rynku zaczęły się powoli zapełniać. Powoli zapełnia się też kalendarz imprez, choć póki co głównie plenerowych. Wprawdzie działają też kina, ale wciąż nie uciekł szok po lockdownach, gdy sale Centrum Kultury zionęły pustką. 

Ratusz w Kaliszu, maj 2021 r, fot. Anna Nicz

Piękny klasycystyczny budynek, w którym mieści się Centrum Kultury, zaprojektował sam Franciszek Reinstein, architekt odpowiedzialny za najbardziej reprezentacyjne budynki Kalisza. Został wybudowany w 1825 roku, a 140 lat później zamieniony w lokalną, publiczną instytucję kultury. Dziś placówka ma status Instytucji Kultury Samorządu Województwa Wielkopolskiego, dlatego w czasie pandemii nie mogła skorzystać z programów rządowej pomocy.

Połowa kosztów utrzymania centrum, którego dyrektorem jest Dariusz Grodziński, przyznawana jest z kasy urzędu marszałkowskiego. Drugą połowę placówka musi wypracować sama. O tym, na czym instytucja mogłaby zarabiać, gdyby nie pandemia, Andrzejewski opowiada, gdy przechodzimy przez kolejne sale centrum. Wszystkie są całkiem zadbane, widać jednak, że większości z nich przydałoby się przynajmniej porządne odświeżenie. Sala konferencyjna czy sala studio o powierzchni 162 m kw. toną w półmroku. 

A zarabiać mogłaby na biletach na koncerty czy spektakle organizowanej na Łaziennej czy na wejściówkach do kina. Do centrum należy także oddalony o kilkadziesiąt kilometrów od Kalisza pałac Radziwiłłów w Antoninie. Rzecz jasna, w czasie pandemii pokoje hotelowe nie mogły być wynajmowane.

W czasie pandemii wszyscy pracownicy (ponad 50 osób) byli więc wciąż zatrudnieni. W teorii mogliby nie robić nic, bo co też było do roboty, gdy wszystko zamknięte na cztery spusty. Ale dyrektor nie odpuścił. – Pierwsze koncerty online robiliśmy bardzo szybko, zanim nawet hashtag #zostanwdomu zaczął być popularny – wspomina Andrzejewski. – Mieliśmy szczęście, że przez wiele lat działaliśmy trochę nielegalnie. Centrum organizuje Festiwal Pianistów Jazzowych. Gdy zostaliśmy zamknięci, kolega otworzył szafę i pokazał mi nagrania z poprzednich lat. Przez pierwsze tygodnie załatwiliśmy zgody na ich publikacje. 

Centrum Kultury i Sztuki w Kaliszu, nagrania 2020, fot. Marcin Andrzejewski

Większość artystów zgodziła się na wykorzystanie nagrań. Niektórzy prosili o ograniczenie do udostępnienia ich tylko na Facebooku albo tylko na dobę. – Technologia pozwoliła na to, żebyśmy jakoś przetrwali – podsumowuje Andrzejewski. 

W kolejnych miesiącach nagrywali koncerty lokalnych artystów i umieszczali je na YouTubie. Pierwszy był koncert gitarzysty Michała Szczęsnego. Obecnie na kanale jest ponad 150 filmów. To nie tylko koncerty, ale i wykłady, spotkania z artystami i artystkami czy wielkopolski folklor, którego zarejestrowanie jest szczególnie ważne. Wszak niektórych twórców może niedługo już z nami nie być.

– To też dało wsparcie lokalnym artystom. Finansowe, bo centrum płaciło im za występy i mentalne, bo choć, owszem, grali do puszki, ale i tak możliwość występu była ważna – opowiada Andrzejewski.

Większy problem z wydarzeniami online miał na początku Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego w Kaliszu, w którym pracuje Ewelina Knajdek-Marcinkowska. Pierwszy spektakl online kaliskiego teatru, „Noce i dnie. Tom VI: Nie wiem, o czym jest jutro”, pokazano pod koniec marca 2020 roku. Przedstawienie dostępne było w sieci jednorazowo, nie można było go obejrzeć później. Jak widać po komentarzach na facebookowym profilu instytucji, widzowie nie do końca rozumieli powody takiej decyzji i byli nią bardzo rozczarowani. A powód jest prosty – prawa autorskie. Każda prezentacja wiąże się z uzyskaniem odpowiednich zezwoleń, a w tamtym momencie teatr miał zgodę na jednorazowy pokaz.

- Teatrowi nie było łatwo przebić się przez bardzo bogatą online’ową ofertę kulturalną, ale wiedzieliśmy, że musimy podejmować takie działania, żeby nie dać o sobie zapomnieć - komentuje Knajdek-Marcinkowska. I dodaje: - Na początku nie byliśmy przygotowani tak dobrze jak inne teatry, które miały nagrania spektakli w jakości teatru telewizji. My posiadaliśmy tylko techniczne nagrania, jednak nawet na takie czekali nasi widzowie. Ta sytuacja nauczyła nas, że warto nagrywać przedstawienia w bardzo dobrej jakości..

Teatr im. Wojciecha Bogusławskiego, Kalisz, fot Cegli/ Shutterstock.com

Potem skorzystał ze wsparcia ze środków ministerialnego Funduszu Przeciwdziałania COVID-19. M.in. dzięki temu udało się zorganizować kolejne Kaliskie Spotkania Teatralne. Zazwyczaj odbywają się one w maju, w 2020 roku udało się to zrobić dopiero pod koniec września.

Rządowe finansowanie albo bankructwo

Jeszcze trudniej było Filharmonii Kaliskiej. Instytucja doceniana i nagradzana (w końcu jej zespół ma na koncie nagrodę Grammy za „Night in Calisia” czy płytę z nagraniem suity jazzowej skomponowanej przez Włodka Pawlika z udziałem trębacza Randy Breckera) już wcześniej nagrywała koncerty online, ale regularnie wystartowała z nimi dopiero w listopadzie 2020.

- Dla filharmonii była to zupełnie nietypowa sytuacja. Filharmonie to nie są orkiestry radiowe, pod względem przepisów i organizacji nastawione są przede wszystkim na działalność koncertową bezpośrednio dla publiczności - ocenia Paweł Kotla, p.o. Dyrektora Naczelnego i Artystycznego Filharmonii Kaliskiej.

Kotla funkcję objął na początku listopada 2020 roku. Jak wspomina, już w pierwszym dniu piastowania stanowiska musiał spotkać się z muzykami zaniepokojonymi wzrostem liczby zachorowań i szybko zmienić plan działania na najbliższe dni. Zamiast ostatniego koncertu symfonicznego przed zimowym lockdownem zdecydowano się na koncert w mniejszym składzie. Tak, by w jednym pomieszczeniu nie znajdowało się za dużo osób. Oznaczało to zmianę programu koncertu w ekspresowym jak na taką instytucję tempie kilku dni. 

Organizowanie koncertów online dla Filharmonii było także wyzwaniem finansowym. Działania w sieci trudno zmonetyzować, wiążą się one z dodatkowymi kosztami produkcji nagranego materiału, a przecież instytucja nie mogła mieć w tym czasie wpływów z biletów. Mimo wszystko, jak ocenia Kotla, filharmonia finansowo poradziła sobie w pandemii dobrze. Pozyskano dodatkowe środki na specjalne projekty i inwestycje z programów grantowych m.in. Ministerstwa Kultury i Polskiego Wydawnictwa Muzycznego, a dodatkowego wsparcia udzieliło miasto Kalisz. W międzyczasie instytucja otrzymała zlecenie na nagranie dwóch płyt z muzyką współczesną sfinansowane przez zagraniczną agencję. Dzięki temu, jak twierdzi Kotla, udało się przetrwać trudny czas. 

Ale i tak jak podkreśla, jednym z najważniejszych tematów, które świat kultury będzie musiał podjąć już po pandemii, będzie kwestia finansowania takich instytucji. W wielu krajach, jak choćby w Wielkiej Brytanii, przez ostatnie lata zachęcano instytucje kultury do tego, by szukały pieniędzy na rynku i nie uzależniały się od środków publicznych. Brzmiało to sensownie do czasu, gdy… rynek zawiesił działanie. Nawet najwięksi i znani zderzyli się z tą ścianą. Słynna kanadyjska grupa cyrkowa Cirque du Soleil, która z powodu pandemii musiała odwołać występy i zredukować zatrudnienie o 95 proc., i otarła się o bankructwo.

7 tys. widzów Możdżera 

W spokojnym wielkopolskim Kaliszu po wybuchu pandemii tak w służbie zdrowia, jak i w kulturze najważniejszy był czas i szybkość reakcji. Mało kto zwracał uwagę na jakość koncertów online – ważne, że były jakiekolwiek. Później zaczęliśmy być bardziej wybredni, zaczął się istny wysyp. Nie wystarczył już tylko ciepły, nieruszający się obraz. Zaczęliśmy jeszcze bardziej tęsknić za żywymi, energetycznymi występami. Nie zadowalały nas już skromne nagrania z domów czy małych salek prób. Za to w ofercie zaczęły pojawiać się ogromne przedsięwzięcia, takie jak koncert online Miuosha i FDG.Orkiestry czy transmitowany w marcu 2020 koncert Ewy Farnej z zespołem. Tymczasem kaliskie Centrum Kultury żyło swoim, lokalnym życiem.

– Przez pierwsze miesiące wrzucaliśmy wszystko wszędzie. I cóż, zaczęło się to kanibalizować. Mieliśmy fajną oglądalność na Facebooku, na YouTubie zerową – wspomina Andrzejewski. 

Na własnej skórze zaczęli uczyć się zasad promowania treści w mediach społecznościowych. Odcięli Facebooka, a nagrania zaczęto wrzucać tylko na YouTube. Przekonanie reszty zespołu centrum, że odcięcie portalu Zuckerberga będzie dobrym rozwiązaniem, nie było łatwe. – Lajk jest prostym wskaźnikiem, wszyscy wiedzą, o co chodzi, łatwo to zaraportować. Statystyki YouTube’a oczywiście też można raportować, ale czy każdy na górze to zrozumie? – zastanawia się Andrzejewski. 

Kanał na YouTube działał wtedy już od siedmiu lat i traktowany był raczej jako archiwum. Kiedy jednak skoncentrowano działania wyłącznie na nim, dostał skrzydeł. Na początku pandemii kanał miał 37 subskrybentów. Teraz – 1170. Pewnie, że to nic w porównaniu z prawdziwie influencerskimi kanałami, ale wystarczy spojrzeć, co jest wśród największych hitów na tym kanale, by zrozumieć różnice. Wśród najpopularniejszych nagrań są te z 47. Międzynarodowego Festiwalu Pianistów Jazzowych. Klip z koncertów tria Ilony Damięckiej oraz występu Glorii Campaner i Leszka Możdżera obejrzano ponad 7 tysięcy razy.

Księgowa gasi światło

W Centrum Kultury i Sztuki znajduje się korytarz służący za galerię. Ktoś z księgowości konsekwentnie gasi tam światło. Gdy kultura powoli zaczęła się odmrażać, sale centrum zaczęły witać gości, a kino wyświetlać pierwsze po przerwie filmy, na ścianach znów pojawiły się zdjęcia, które potrzebują odpowiedniego oświetlenia. Ale co z tego, skoro trzeba oszczędzać?

I tak naprawdę nie wiadomo, kiedy można zacząć odmrażać budżety i decydować się na wydatki. Lockdown, który w pierwszej wersji miał potrwać dwa tygodnie, po prostu rozwalił roczne budżety placówek. To jedna z trudnych do pokonania barier. Druga to przygotowanie do trybu działania, który dla wielu pracowników i pracowniczek instytucji kultury był szokiem. 

Kalisz, panorama miasta, maj 2021, fot. Anna Nicz.jpg

To zresztą powszechny problem. Jak wynika z raportu „Kultura w pandemii. Doświadczenie polskich instytucji kultury” przygotowanego przez Centrum Cyfrowe, dla wielu lokalnych (jak byśmy powiedzieli profesjonalnie) „menedżerów kultury” problemem był brak narzędzi do pracy online. Dla innych brak szkoleń. Dla wielu – skostniałe procedury. Czyli zasadniczo: utknięcie gdzieś w pierwszej dekadzie XXI wieku. Niby nie tak dawno temu, a jakby lata świetlne. 

Raport ukazał się w kwietniu tego roku. Autorki badania zauważają, że po doświadczeniu pandemii należy przygotować systemową zmianę zarządzania pracą instytucji kultury. Słowem – powinny nadejść duże zmiany. Raport przygląda się doświadczeniom konkretnych pracowników i pracownic kultury z rozmaitych instytucji (biblioteki, muzea, galerie, teatry etc.) z małych, średnich i dużych polskich miast. Jeden z najważniejszych wniosków raportów zaznacza, że osoby zatrudnione w instytucjach kultury „potrzebują wzmocnienia kompetencji w kwestiach prawno-autorskich oraz jaśniejszych wytycznych dotyczących zamieszczania materiałów w internecie”. Potrzeba także szkoleń, które mogłyby wspierać w bardziej systemowej zmianie kultury pracy instytucji.

– Obieg dokumentów jest nadal papierowy. Dokumenty trzeba zanosić do biura, dyrekcja jest dwa razy w tygodniu, księgowa raz, jak się minie kolejkę, to wtedy trzeba czekać. Nie ma u nas podpisów elektronicznych, to jest trudne – opowiada cytowana w raporcie pracowniczka instytucji kultury z dużego miasta.

Jak wynika z raportu, pracownice i pracownicy kultury doskonale wiedzą o takich możliwościach, jak elektroniczne podpisy i zdalny obieg dokumentów. Żałują, że w ich miejscach pracy nie podejmuje się rozmów o usprawnieniach w tym obszarze. Wiedzą, też że nie wykorzystuje się u nich narzędzi do zarządzania projektami i zadaniami. Choćby tak prostych jak Trello. Okazuje się, że ledwie 2 proc. przebadanych przez Centrum Cyfrowe instytucji kultury korzysta z tego podstawowego wręcz narzędzia, a zaledwie jedna osoba przyznała, że korzysta z Asany. 

Często skostniała biurokracja instytucji kultury to także problem zauważany przez Andrzejewskiego. A raczej przeszkoda, którą – jak mówi – po prostu trzeba było ominąć. – Trzeba wprowadzić zmiany w umowach, dodać nowe pola eksploatacji, pokonać kolejne bariery prawne, inaczej rozmawiać z artystami – wymienia Andrzejewski. I jak mówi, teraz centrum już choćby wie, by w każdej umowie z artystami zawierać zapis o nagrywaniu występu.

Wie też, jak wielką ma wartość niewielkie kino studyjne działające w Centrum Kultury i Sztuki. To oprócz dwóch multipleksów, Heliosa i Cinema City, jedna z trzech placówek wyświetlających filmy w mieście. I jak się okazuje – wygrana, bo kiedy w lutym 2021 roku na chwilę otwarto kina, multipleksy nie zdążyły zorganizować pokazów, a małe kina owszem. 

– Gdy w środę podano informację o otwarciu, zespół kina był gotowy już na drugi dzień. A w piątek mogli zapraszać widzów. Elastyczność i sprawność zespołu, wynikająca też z jego wielkości, pomogła to zorganizować – podsumowuje Andrzejewski.

Centrum Kultury i Sztuki, Kalisz, 2020 r., fot Marcin Andrzejewski

CKiS ma przewagę, bo jest nieźle przygotowane techniczne. Mimo to, jak mówi Andrzejewski, do nagrania dobrego materiału czasem wystarczy fajny pomysł i podstawowe narzędzia. W centrum do rejestrowania koncertów używają dwóch źródeł obrazu. Jedna kamera zawsze jest lotna, więc wydaje się, że kątów jest więcej. A poza tym – warto próbować, testować. To kolejna przewaga małych instytucji nad tymi wielkimi – można pozwolić sobie na błędy.

Inaczej sytuacja wyglądała choćby w przypadku nagrań Filharmonii Kaliskiej. Jak zauważa Kotla, teorie biznesu mówią, że niezwykle trudno jest zrobić coś szybko i tanio, a do tego dobrze. Nawet jeśli jest pomysł. Ale pracownikom i pracownicom instytucji również nie brakowało w czasie pandemii kreatywności. Filharmonicy odkrywali przestrzenie miasta, w których wcześniej nie mieli możliwości grać. Na przykład świeżo wyremontowane z miejskich pieniędzy sale czy pomieszczenia ratuszowej wieży, skąd nadawano „Muzyczne pocztówki z Kalisza”. Miejsca, do których ze względu na metraż nie mogliby zaprosić widowni. Chyba że online.

Czas na przewartościowanie

– Przez wiele lat instytucje myślały, jak zdobyć nowe audytorium. I nagle pandemia pokazała jak to zrobić – mówi Andrzejewski. Gdy obserwuje statystyki odwiedzin youtube’owego kanału centrum, widzi głównie użytkowników z powiatu kaliskiego, ale są też odwiedziny z reszty Polski, a nawet innych krajów. Zwłaszcza przy materiałach jazzowych. – Tego audytorium nie można teraz porzucić. Mimo że organizacja koncertów z udziałem publiczności jest już możliwa. Nie konkurujemy z najlepszymi krajowymi instytucjami. Nie zabijamy się o statystyki – mówi Andrzejewski i dodaje, że kluczowe jest to, że dzięki pandemii zwiększył się dostęp do kultury, nie ma już wykluczeń logistycznych i ekonomicznych. Centrum zdecydowało, że nadal będzie dbać o tę gałąź i zainwestuje w sprzęt do streamingu. 

Ale działa to też w drugą stronę – brak dostępu do internetu oznacza wykluczenie z kultury online. Czy ludzie na co dzień rządzący instytucjami kultury myślą o ostatnich w tym łańcuchu, czyli o odbiorcach, pozbawionych w czasie pandemii dostępu do kultury, często przywiązanych do danej instytucji? – Nie sądzę – z przykrością stwierdza Andrzejewski.

Kalisz-, etni festiwal-kultury 2020, fot. Marcin Andrzejewski

Doświadczyli tego głównie ludzie starsi. Na przykład ci odwiedzający Dom Sąsiedzki, kolejną inicjatywę Stowarzyszenia Multi.Art. Dom Sąsiedzki to miejsce spotkań mieszkańców Kalisza, które skupia również seniorów. Oni w czasie lockdownu raczej nie korzystali z ofert kultury online. Jak wspomina Knajdek-Marcinkowska, która z innymi pracownikami Domu Sąsiedzkiego w czasie pandemii pomagała starszym osobom w zakupach, wiele z tych osób było już na skraju depresji. Dlatego zaczęto organizować dla nich niewielkie koncerty, na osiedlowym podwórku, tuż pod balkonami.

Kotla ma nadzieję, że na dłużej z Filharmonią Kaliską zostaną projekty online związane choćby z edukacją. W przypadku filharmonii plusem koncertów online było to, że można było z nimi dotrzeć do większej liczby odbiorców, nawet za granicą. Koncerty w sieci miały nawet po 6,5-7 tys. widzów. Jak na internet może nie jest to oszałamiające, ale przecież sala koncertowa to 408 miejsc, więc nagle liczba widzów wzrosła o 1500 proc.! W efekcie pod koniec roku Filharmonia zainwestowała w lepszy sprzęt nagraniowy

– Kultura dostała moment na pauzę i przewartościowanie, spojrzenie na dotychczasową działalność z innej perspektywy. Jeżeli ktoś to wykorzystał, to będzie teraz zbierał owoce – podsumowuje Andrzejewski.

– Trzeba bardzo mocno pochylić się nad zasobami, które posiadają instytucje, przeanalizować je i sprawdzić, co może pomóc odbiorcom, przeciążonym cyfrowo i jak im pomóc w codziennym życiu, ewentualnie od niego oderwać – wybrzmiewa zresztą we wspomnianym raporcie Centrum Cyfrowego. 

W czasie pandemii Centrum Kultury i Sztuki nie zrezygnowało z organizacji swoich flagowych imprez. Udało się zorganizować 27. Międzynarodowy Festiwal Artystycznych Działań Ulicznych LA STRADA, 39. Międzynarodowy Festiwal „Chopin w barwach jesieni” oraz 47. Międzynarodowy Festiwal Pianistów Jazzowych, tym razem w formule hybrydowej. To właśnie koncert z tej imprezy Marcin Andrzejewski zapamiętał szczególnie. Był to występ Leszka Możdżera. I jak opowiada mężczyzna, udało się uchwycić na nagraniu energię muzyki. Energię, której, jak myślał wcześniej, nie da się przekazać inaczej niż przez kontakt z muzyką na żywo.

Zdjęcie tytułowe, sala kina Centrum w Kaliszu tuż przed poluzowaniem obostrzeń i ponownym otwarciem, fot. Anna Nicz