1. Spider's Web
  2. plus
  3. SW+

13 miesięcy temu zamknięto nam na 2 tygodnie kulturę. Mimo zalewu internetowych atrakcji wciąż tęsknimy

Spektakle londyńskiego National Theatre, spacer z przewodnikiem po paryskim cmentarzu Montmartre czy oglądanie wystawy Muzeum Narodowego w Warszawie. Pandemia sprawiła, że to wszystko jest o jedno kliknięcie klawiatury od nas. Tylko czy to nam wystarczy?

12.04.2021
11:11
13 miesięcy temu zamknięto nam na 2 tygodnie kulturę. Mimo zalewu internetowych atrakcji wciąż tęsknimy

Co łączy bibliotekarki z Łeby i Tima Minchina – australijskiego komika i piosenkarza? W czasie pandemii na własnej skórze odkryli zarówno jak COVID-19 odebrał im możliwość normalnej pracy, ale także jak dzięki internetowi mogą niespodziewanie dotrzeć do o wiele większego audytorium.

Bibliotekarki przebrane za magiczne postaci z opowieści, jedna z kobiet w stroju gejszy nalewa sobie herbatę, rozemocjonowana narratorka czyta bajkę w otoczeniu kolorowej scenografii. To nie migawki z życia teatru dla dzieci, tylko pandemiczna codzienność Biblioteki Miejskiej w Łebie. Bibliotekarki (łącznie z dyrektorką) postanowiły w ten sposób zapewnić głównie młodym ludziom dostęp do książkowych opowieści w czasie, gdy placówki są zamknięte lub gdy korzystanie z nich jest ograniczone. Inicjatywa ma być nie tylko dla lokalnych mieszkańców, ale dla czytelników z całego kraju. Dzięki transmisjom na Facebooku wszyscy mogą uczestniczyć w wydarzeniach organizowanych przez bibliotekę. Gdziekolwiek są.

Gdy wydawało się, że w Australii znów można koncertować, Minchin i tak musiał odwołać wyprzedane koncerty, bo na początku lutego stwierdzono tam kolejne zachorowania. Równolegle „dzięki” pandemii jego niezwykle wysoko oceniany występ w „Jesus Christ Superstar” (w roli Judasza Iskarioty) drugi rok z rzędu był na YouTubie dostępny przez cały wielkanocny weekend – za darmo i w pełnej wersji. Dla całego (niemal) świata.

Działania biblioteki z Łeby zwróciły uwagę Marty Szadowiak. – Choć są proste w wykonaniu, to oryginalne i niestandardowe – mówi strateżka komunikacji i specjalistka od PR-u instytucji kultury, która bada, jak pandemia wpływa na segment kultury. Od ponad roku widzimy prawdziwy wysyp równie oryginalnych i niestandardowych pomysłów na to, jak w ekspresowym tempie zinformatyzować kulturę. 

Choć ciężko w to uwierzyć, właśnie mija trzynasty miesiąc, odkąd na – jak nam obiecywano – dwa tygodnie została zamrożona kultura. W tym czasie muzycy nauczyli się robić profesjonalne koncerty na żywo ze swoich pokoi nadawane w mediach społecznościowych, muzea nawiązały współpracę z największymi firmami technologicznymi, by jakoś wpuścić zwiedzających w swoje mury, a teatr odkrył, że spektakle lubi nie tylko kino i telewizja, ale także internet. 

Skoro jest więc tak dobrze, różnorodnie i łatwo z dostępem, to dlaczego gdy na chwilkę otwarto kulturę, przed muzeami ustawiły się kolejki, a kina wyprzedawały wszystkie bilety – nawet na seanse w ciągu dnia? 

Pani Lucynka nie używa Zooma

Gdy 12 marca 2020 r. Minister Zdrowia wydał rozporządzenie w sprawie ogłoszenia na obszarze Rzeczypospolitej Polskiej stanu zagrożenia epidemicznego (czyli ogłoszono pierwszy lockdown), wydawało się, że to potrwa góra kilka tygodni. A przez ten czas internet nam jakoś zagospodaruje wszystko, co trzeba. Szadowiak odpaliła wtedy w mediach społecznościowych hashtag #KulturaWCzasachPandemii, a razem z nim – aktualizowaną na bieżąco listę wydarzeń kulturalnych online. Nie tylko tych z Trójmiasta, w którym mieszka. Z czasem na facebookowym profilu inicjatywy kulturalnej eskaem.pl zaczęły pojawiać się także informacje o najciekawszych wydarzeniach online z całego świata.

 class="wp-image-19432"
Obostrzenia antycovidowe w teatrze, fot. Oleksii Synelnykov

I rzeczywiście takich spotkań było coraz więcej i więcej. – Pandemia stała się okazją do eksperymentowania z nowymi formatami działań, co często czyniono z powodzeniem, jednak nie zawsze idzie za tym refleksja, jak wyciągać z tych sukcesów wnioski i w oparciu o nie budować nowe strategie – czytamy w raporcie „Kultura w pandemii. Doświadczenie polskich instytucji kultury” przygotowanym przez Fundację Centrum Cyfrowe, który dziś będzie miał swoją premierę. 

Te „nowe formaty” to choćby przenoszenie do sieci spektakli teatralnych, popularne koncerty online, oprowadzenia online po wystawach, streamingowane w mediach społecznościowych rozmowy z pisarzami i pisarkami, czytane przez nich ich własne książki czy wreszcie coraz bardziej popularne podcasty.

Jednak aby to wszystko mogło powstać i zaistnieć w sieci, konieczne było przygotowanie techniczne. Niby oczywistość, ale czy faktycznie przy tworzeniu oferty online instytucje kładą właściwy nacisk na rolę działów IT? Analiza Centrum Cyfrowego wskazuje, że często pracownicy instytucji kultury średnio czują technologie i nie korzystają ze wszystkich możliwości, jakie te im dają. 62 proc. badanych pracownic i pracowników instytucji kultury zadeklarowało, że w ich miejscach pracy w czasie pandemii nie zainwestowano środków w sprzęt i narzędzia pracy zdalnej, korzystając jedynie z narzędzi bezpłatnych. 

– Mam wrażenie, że do tej pory działy IT były traktowane wykonawczo, a powinny być pełnoprawnym udziałowcem całego przedsięwzięcia – ocenia Marta Szadowiak. – Wydawało mi się też, że w kontekście pandemii, w której jesteśmy już rok, pewne rzeczy są już przepracowane i tak oczywiste, że proste do zorganizowania. Ale okazuje się, że ludzie związani z kulturą ciągle muszą się dokształcać, nawet na podstawowym poziomie. Nie wiedzą jak i gdzie szukać pewnych informacji w sieci i nie wiedzą, jak później wykorzystywać je w realu – rozkłada ręce Szadowiak.

Nie ma co się oszukiwać: w wielu miejscach czas zatrzymał się nie w 2019, tylko raczej w 1999 roku. – U nas dalej się wszystko dzieje „na słowo, na gębę”. Trzeba przyjść do pani Lucynki, Halinki, które nie pracują w trybie zdalnym. To jest nieodłączny element kultury muzealnej – przyznaje jedna z respondentek zacytowana w raporcie. 

Inna dodaje: – Brakuje przede wszystkim edukacji i od tego powinno się zacząć. My, pracownicy kultury, nie mieliśmy dotąd aż tak dużej potrzeby pracy w sieci, skupieni byliśmy na pracy bezpośrednio z odbiorcą. Czyli najpierw szkolenia, zmiana sposobu myślenia. 

Mariaż nowych technologii i kultury niekoniecznie przełożył się na zaowocowanie czymś nowym, angażującym i faktycznie mogącym zastąpić tradycyjne emocje. Emocje, które daje słuchanie muzyka śpiewającego ze sceny, oglądanie aktorów na żywo w teatrze czy obejrzenie obrazów bez pośrednictwa zniekształcającego odbiór ekranu. 

Kutno jak Luwr

Instytucje kulturalne w dużych miastach zapewne w większości są w lepszej sytuacji niż te z mniejszych miejscowości. Oczywiste jest, że choćby stołeczna Zachęta ma większe środki i większą publiczność zainteresowaną oprowadzeniami online niż przykładowo Muzeum Początków Państwa Polskiego w Gnieźnie czy Muzeum Archeologiczno-Historyczne w Elblągu.

Oczywiście radzenie polskim muzealnikom, by byli jak Luwr, brzmi co najmniej jak słynna rada Marii Antoniny do mieszkańców Paryża, by jedli ciastka, skoro nie mają chleba. Ale nie jest tak, że sami pracownicy muzeów nie mają światowych aspiracji i inspiracji. – Obserwowaliśmy działania Museo Reina Sofía i MACBA w Hiszpanii oraz SALT w Istambule. Rijksmuseum i The British Museum zainspirowały nas do przygotowania krótkich materiałów wideo o wybranych pracach z naszej wystawy – opowiada zacytowana w raporcie pracowniczka muzeum z dużego miasta.

 class="wp-image-19429"
Kolejka chętnych do zwiedzenia muzeum Barberini w Poczdamie w Niemczech, lipiec 2020. fot. Turhan Ali/Shutterstoc.com

Instytucją, która czerpie z możliwości technologicznych pełnymi garściami, jest Kutnowski Dom Kultury. – Oni obserwują, co im się sprawdza, co się nie sprawdza. Zaczęli od udostępnienia swojego archiwum, ale na tym nie skończyli. Jako jedna z niewielu instytucji kultury są na TikToku i mają niesamowite zasięgi. Dają też dobry przykład, że nie wszystko musi się odbywać w dużych aglomeracjach miejskich – opowiada Marta Szadowiak. Kutnowski Dom Kultury, reklamujący się jako kulturalne serce miasta, działa w sieci na wielu polach: organizują koncerty, choćby z okazji Dnia Kobiet, spektakle w swoim teatrze czy warsztaty plastyczne online.

Bajkowe webinary i warsztaty online o wynalazkach inżyniera Tadeusza Tańskiego, konstruktora samochodowego i wynalazcy to inicjatywy Muzeum Bajek, Baśni i Opowieści z Czarnowa. Miejsce zostało założone przez Michała Malinowskiego, prawdziwego opowiadacza. Powstała w 2002 roku placówka miała i nadal ma misję: przybliżać ludziom, zarówno młodszym, jak i starszym, tradycję ustnych przekazów. Sam Malinowski, członek Rady ds. Niematerialnego Dziedzictwa Kulturowego przy Ministrze Kultury, nagrywa i spisuje przekazywane ustnie bajki, baśnie i opowieści z różnych stron. Póki odwiedzający nie mogą odwiedzić Krainy Bajkostworów i posłuchać opowieści na żywo, muszą posiłkować się tym, co dostępne w sieci. A tam choćby mądrości bajek pustynnych czy bajkowy ogród maharadży. 

Ile widza w internaucie?

Udostępnianie zasobów muzealnych w sieci działa na całym świecie, niektóre placówki robiły to jeszcze przed pandemią – wystarczy wskazać choćby na paryski Luwr. Obecnie dzięki ich stronie internetowej możecie w każdej chwili przejść się po tamtejszych korytarzach i obejrzeć niesamowite zbiory muzeum, przyjrzeć się im z bardzo bliska i przeczytać kuratorskie informacje na ich temat. 

Pandemia przede wszystkim zaczęła realizować wizję demokratyzacji dotarcia do kultury. Instytucje z małych miejscowości dzięki działaniom online mogą dotrzeć już nie tylko do swoich lokalnych mieszkańców. I na odwrót, nie trzeba mieszkać w dużym mieście, by móc skorzystać z oferty najbardziej obleganych miejscówek. Problem jedynie mają ci, którzy do życia w online przyzwyczajeni nie są. Wykluczenie cyfrowe stało się praktycznie całkowitym wykluczeniem. 

– Bardzo żal było mi seniorów. Oni wydzwaniają, przychodzą. Są stęsknieni, spragnieni kontaktu ze sztuką, są całe grupy koleżanek, kolegów, dla nich to są istotne kontakty towarzyskie. Niektórzy seniorzy nie dają sobie rady z technologiami, ale też nie jest tak, że to dotyczy wszystkich. My ich zaniedbaliśmy. Nie prowadzimy żadnych zajęć na żywo online – opowiada pracowniczka samorządowej instytucji kultury z dużego miasta.

 class="wp-image-13771"

Po pierwszym zachłyśnięciu się nowymi pomysłami pracownicy instytucji musieli zrewidować, które formy aktywności online faktycznie pasują do ich oferty. Musieli także zrozumieć, kim są odbiorcy online oraz jakie są ich potrzeby, co jak pokazuje raport, było sporym problemem.

– Czym innym jest pójście do biblioteki, do teatru, do kina, a czym innym oglądanie tego za pośrednictwem ekranu. Nie można przenosić działań 1 do 1, bo to się po prostu nie sprawdza. Jesteśmy zupełnie inną publicznością online niż offline, mamy dużo rozpraszaczy. A to pójdę zrobić kawę, tu ktoś mi napisał SMS-a, tu przerzucę się na inną kartę, a spektakl gdzieś tam w tle się toczy – tłumaczy Marta Szadowiak. – I nie ma przede wszystkim dotychczasowego rytuału wyjścia. Uczestniczymy w kulturze z poziomu kanapy. Instytucje kultury nie tylko musiały zredefiniować kim są jako instytucja, ale też kim jest ich odbiorca. Bo publiczność dzięki internetowi znacznie się poszerzyła i teraz programowo i technologicznie konkurujemy z całym światem, nie tylko i wyłącznie z własną mieściną.

Robert Piaskowski, pełnomocnik miasta Krakowa ds. kultury, programowanie oferty działań online instytucji kultury porównał w rozmowie z Martą Szadowiak do odnajdywania odpowiedniego kontenera w wielkim porcie. Wielki dźwig podnosi ten kontener i umieszcza na właściwej barce, na której popłynie on dalej w świat. Kraków jest pierwszym polskim miastem, które postanowiło wesprzeć lokalne instytucje kulturalne w czasie pandemii za pomocą skonsolidowania działań. 

W ten sposób powstała platforma VOD Play Kraków, prowadzona przez Krakowskie Biuro Festiwalowe. W serwisie pojawiają się zarówno wydarzenia transmitowane na żywo, jak i te archiwalne. Dostęp do niektórych treści jest darmowy, za inne trzeba zapłacić, nie są to jednak wielkie kwoty. Można tu znaleźć choćby koncerty odbywające się w ramach tegorocznego festiwalu Misteria Paschalia, film „Widok Krakowa” czy spektakl „Agon” z repertuaru Teatru Łaźnia Nowa.

I tu pojawia się też kolejny problem: kryzys urodzaju. Rok temu entuzjazm budził każdy koncert online na Facebooku czy YouTubie, każda sztuka zajawiona na stories ulubionego aktora czy muzeum zapowiadające wycieczkę na streamingu. Dziś jesteśmy tym zmęczeni. Ofert jest tak wiele, że trzeba dużo wysiłku, by się przebić. Gdy jednego dnia dostajemy na Facebooku powiadomienia o planowanym wydarzeniu na profilu ulubionego pisarza, koncercie online dawno niesłyszanego zespołu, transmisji spektaklu prosto z desek londyńskiego National Theatre, a do tego jeszcze informację o tym, że na Disney+ pojawi się najgłośniejszy musical ostatnich lat, czyli „Hamilton”, to zamiast czuć się dopieszczeni, zaczynamy być tym wszystkim przytłoczeni. 

– Odbiorcy w natłoku kulturalnej oferty online wymagają wysokiej klasy treści, zwracają uwagę na jakość dźwięku i nagrania. A ta ostatnia wymaga zarówno dobrego sprzętu, jak i wiedzy oraz doświadczenia w tym zakresie – komentują autorki raportu Centrum Cyfrowego.

Za czym kolejka ta stoi?

Widać, że artyści nie siedzą z założonymi rękami. Zaczęło się od prostych, akustycznych występów transmitowanych na Facebooku, z założeniem, że to sytuacja chwilowa. Skończyło na coraz bardziej rozbudowanych koncertach z całymi zespołami muzyków, w wynajętych salach czy klubach. Tak było choćby podczas kwietniowego koncertu w ramach projektu „Miuosh – Kobiety”. Muzyk razem z FDG. Orkiestrą zagrał w wielkanocny poniedziałek specjalny koncert transmitowany na żywo na YouTubie w ramach wsparcia działań Polskiej Akcji Humanitarnej.

Nie był to jednak skromny pandemiczny występ, a raczej wielkie logistyczne przedsięwzięcie. Na scenie obok Miuosha i orkiestry pojawiło się siedem wokalistek, w tym Katarzyna Nosowska czy Mela Koteluk, a także chórzystki i aktorki, których wystąpienia dopełniały całego show. Był to przykład przemyślanego spektaklu, ze specjalną scenografią i dopracowaną choreografią. 

Innym przykładem, choć mniej spektakularnym, może być niedawny koncert rapera Tego Typa Mesa, zagrany razem ze składem Schmidt Electric. Muzycy zaprezentowali jazzowe aranżacje znanych numerów rapera, a wszystko odbyło się w klimatycznej scenerii Galerii Sztuki Muzycznej i Obrazu w Chorzowie.

Wszystko to brzmi i wygląda świetnie, niestety nadal brakuje tej drugiej, obok artysty, najważniejszej składowej całego show – publiczności. W obecnym czasie cyfrowego przeciążenia, natłoku ofertą kulturalną online niektórzy pewnie mają już dość tego typu wydarzeń. 

– Ja też nie udaję, że wydarzenia online są tym samym, co pójście do teatru czy na koncert. Ale jednak mogę z tego skorzystać. Możemy trwać w tym napięciu: nie mam pracy w biurze, nie mam kolegów w biurze, nie mam work-life balance, nie mam siłowni, nie mam restauracji i nawet nie mam spektaklu w teatrze, na który chciałabym pójść. To jest to, czego nie mam. A czy jest coś, co mam? Mogę mieć spektakl online. Taka odrobina rozrywki. A to nam buduje odporność na stres – konkluduje Joanna Gutral, psycholożka i psychoterapeutka. 

O tym, jak bardzo przez miesiące zamknięcia instytucji brakowało nam kontaktu ze sztuką, świadczą choćby kolejki do Muzeum Narodowego na początku lutego. Muzeum otwarto po trzech miesiącach lockdownu. Kolejki do budynku ciągnęły się przez cały dziedziniec i kawałek chodnika na Alejach Jerozolimskich. Ostatnim razem takie obrazki można było zaobserwować w latach 90., gdy muzeum miało hitową wystawę francuskich impresjonistów. Tym razem zainteresowanie placówką było tak duże, że wydłużono godziny otwarcia. Pierwszego dnia instytucję odwiedziły 1054 osoby. 

A przecież w zeszłym roku Muzeum Narodowe weszło we współpracę z Huawei, które dostarczyło rozwiązania technologiczne wspierające działania online. Na specjalnej stronie „Polska. Siła obrazu” można obejrzeć ponad 100 obrazów najwybitniejszych polskich malarzy XIX wieku, zeskanowanych w technologii 3D. Obrazom towarzyszy ścieżka dźwiękowa: dobrana muzyka i głos kuratora opowiadającego o dziełach. Nowocześnie i wygodnie. 

Ale jednak to wciąż nie to samo, co na żywo zobaczyć choćby „Stańczyka” Jana Matejki.

Zdjęcie tytułowe: Edwin Hooper/Shutterstoc.com