Te słuchawki Logitech Zone Vibe 100 wyglądają, jakby zrobiła je Ikea. I dlatego mają szansę u kogoś, kto kupuje oczami
Logitech serią Pop skradł moje serce i sprawił, że biurko nie jest tak nudne. Słuchawki Logitech Zone Vibe 100 nie są aż tak szalone, ale ewidentnie mają przyciągnąć tych, dla których wygląd jest ważniejszy niż wnętrze.
Porównanie do Ikei można odczytywać dwojako. Nie jest to jednak przytyk ani szydera. Co by nie mówić o szwedzkiej marce, sprzedaje ona ładne rzeczy w przystępnej cenie. Na dodatek przyświeca temu myśl: ma być praktycznie, wygodnie, z ciekawym designem przy okazji.
Patrząc na słuchawki Logitech Zone Vibe 100 naprawdę dziwię, że nie jest to sprzęt sygnowany logiem Szwedów. Patrzymy, dotykamy i jesteśmy pod wrażeniem, że można tak prosto, z użyciem niewielu materiałów, zrobić tak fajny produkt. I pomysłowy: spójrzcie tylko na ten kabel jak świński ogonek. Mała rzecz, a cieszy.
Nawet gdybym nie wiedział, co jest w paczce, i nie znał wcześniej słuchawek, skojarzenie z meblami nasunęłoby się od razu po otwarciu pudełka. Chwytając za górną część słuchawek, palce trafiają na przyjemny materiał. Nie jest on może super jakości, ale już teraz zgaduję, że powinien on swoje wytrzymać. Jak narzuta w wersalce do 1200 zł z sami wiecie skąd.
Z daleka słuchawki Logitech Zone Vibe 100 prezentują się cudnie i uroczo
Kiedy weźmiemy je do ręki, od razu poczujemy, że to plastik, sprawiający wrażenie niezbyt mocnego. Cała konstrukcja jest dosyć ruchliwa, żeby słuchawki mogły dostosować się do głowy, ale np. chwytając za pałąk miałem obawy, że gdybym szarpnął nieco mocniej, mógłby on wypaść.
Samo trzeszczenie słuchawek, kiedy obraca się głośniczki i część nauszną, też może być niepokojące. Jeśli mają to być słuchawki typowo biurowe, które po skończonej pracy wylądują na stojaku, by można było je z daleka podziwiać, nie będzie to wielki problem. Jeżeli jednak pracujecie raz w domu, raz poza nim, a urządzenie ma wam towarzyszyć w podróży, to chyba bałbym się chować je do plecaka czy torby. Woreczek dodawany do zestawu to jednak za małe zabezpieczenie.
Słuchawki Zone Vibe 100 nie mają aktywnej redukcji szumów. Od otoczenia odcinać ma nas pianka – ucho jakby "chowa" się w głośnikowej części. To sprytny zabieg, ale problematyczny, jeżeli wasza część głowy odpowiedzialna za słuchanie ma niezbyt standardowe rozmiary.
Moje uszy się zmieściły, ale jednak miałem wrażenie jakbym nosił buty "na styk". Czułem, że odrobinka przestrzeni jeszcze by się przydała. Da się je trzymać na całych uszach, ale najwygodniej jest, gdy się chowają. Wysokość wgłębienia ma na oko 7 cm - wysokość całego nausznika to wg producenta 9,8 cm - więc przed zakupem warto przymierzyć lub przynajmniej wymierzyć ucho.
Mimo tego słuchawki są wygodne i lekkie, a wspomniany wcześniej materiał przyjemnie smyra ucho. Ważą 185 g i faktycznie łatwo byłoby o nich zapomnieć, gdyby nie ten mój dyskomfort związany z nausznikami.
Na dodatek jeśli nosicie okulary, to pianka będzie je trochę przyciskać. Nie tak, żeby bolało czy męczyło, ale to jednak słuchawki nauszne i to uczucie może się pojawić.
Fakt, że skupiam się głównie na wyglądzie Logitech Zone Vibe 100 mógłby zasugerować, że chcę odwlec przykrą prawdę na temat jakości dźwięku
Spokojnie: grają w porządku. Niestety głośnik nie jest oddzielony żadną pianką, więc odgłosy lecą bezpośrednio z plastiku, ale są one OK. Nie ma w nich wprawdzie głębi, można wręcz mówić o dziwnym wypłaszczeniu czy wytłumionym basie.
Gdybym miał porównać je z moimi prywatnymi słuchawkami, o dziwo dostępnymi w tej samej cenie 550 zł, Zone Vibe 100 nie ma do nich startu.
Zdaję sobie jednak sprawę, że są to słuchawki biurowe, gdzie muzyka jest dodatkiem. Jeśli właśnie tak słuchacie jej w pracy, od czasu do czasu, w przerwie między obowiązkami, to trudno się przyczepić. Ale też nie oczekujcie cudów.
Nawet w aplikacji nie ma zbyt wielu opcji, żeby ratować się np. ustawieniami korektora. To po prostu sprzęt do YouTube'a czy Spotify, a nie Tidala w najdroższej wersji.
Nie mam za to zastrzeżeń do rozmów. Mikrofon, sądząc po opiniach rozmówców, dobrze zbiera dźwięk, redukując szumy. Przy tym jest sprytnie schowany i wygodnie się go wyciąga, gdy jest potrzebny. Bez zarzutów działa też opcja przełączania się pomiędzy urządzeniami – słuchawki mogą być podłączone i do komputera, i do telefonu, nie będzie się to w żaden sposób kłóciło.
"Urządzenia z linii Logitech Pop nie prezentują więc może najlepszego stosunku ceny do możliwości, ale nie o to w nich chodzi" – pisał Łukasz oceniając klawiaturę i myszkę.
Dokładnie ten sam opis pasuje do Zone Vibe 100. Sam mam wrażenie, że moje wnioski są lekko stonowane, ostrożne, wręcz nawet krytyczne. Tymczasem mi te słuchawki bardzo się podobają. Dobrze mi się w nich pracowało czy po prostu oglądało YouTube'a przez ostatnie kilkanaście godzin. Zdaję sobie jednak sprawę, że w tej cenie możemy znaleźć lepszy sprzęt. Tylko co z tego? Jeśli zachwycił was wygląd, to będziecie zadowoleni.
Jest to kolejny sprzęt Logitecha dla ludzi, którzy mają dość nudy i ważniejszy jest dla nich design niż parametry
Zone Vibe 100 grają w porządku, mają solidną baterię (do 20 godzin słuchania, a do tego wspierają szybkie ładowanie: 5 minut wydłuża czas pracy o godzinę), są wygodne i ciekawie zaprojektowane.
Czy to najlepsze słuchawki do pracy do 550 zł? Nie. Czy najładniejsze i najbardziej interesujące? Owszem.