REKLAMA

Nie grałem w lepszą grę z tej serii. Pokemon Legends: Arceus to Zelda wśród Pokemonów

Spędziłem weekend z Pokemon Legends: Arceus i jestem zachwycony. Nowa odsłona klasycznej serii, chociaż jest jej prequelem, wywraca do góry nogami mechanikę klepaną na jedno kopyto od ćwierć wieku. I wychodzi jej to na dobre.

Spędziłem weekend z Pokemon Legends: Arceus i chcę więcej!
REKLAMA

Mimo że jestem fanem Pokemonów, najnowsze gry z tej serii zwyczajnie mnie nużyły i nudziły. Od przynajmniej kilku lat odpalając ich kolejne odsłony czułem, że robione są byle jak, bezmyślnie podążają wydeptaną ponad ćwierć wieku temu (!!!) ścieżką, a ewentualne nowości są dodawane na siłę i nie mają większego sensu.

REKLAMA

Dlatego z radością witałem wszelkie odstępstwa od tej reguły. Nie wyobrażacie sobie, jak źle grało mi się w Ultra Sun/Moon na 3DS i jak miło przyjąłem sporo łatwiejsze, ale też znacznie świeższe Pokemon Let’s Go Pikachu/Eevee. To wtedy po raz pierwszy od dawna poczułem, że hitowa seria od Nintendo kryje w sobie ogromny potencjał, który można z niej wykrzesać.

 class="wp-image-2028148"

Poza bardzo ładną grafiką najbardziej podobał mi się jeden element, a mianowicie fakt, że świat pokemonów faktycznie żył. Że idąc lasem cały czas widziałem przemierzajace go stworki. Jeżeli chciałem któregoś złapać, mogłem po prostu do niego podejść. Nie musiałem chodzić wśród traw i liczyć na ślepy traf od losu. I mimo, że tytuł ten miał swoje słabości, bo oferował odgrzewaną historię, niewielką liczbę dostępnych stworków oraz był niesamowicie wręcz łatwy, to oceniam go jako jedną z najlepszych gier w serii ostatnich lat.

Teraz to się zmienia za sprawą Pokemon Legends: Arceus.

Nie przedłużając zbytnio: tytuł ten jest spełnieniem marzeń wszystkich fanów pokemonów. W końcu mamy tutaj otwarty świat, który w dodatku żyje. Nie tylko chodzą po nim rozmaite stworki, ale też można spotkać wiele postaci, które mają do powiedzenia swoje historie. A tych jest sporo, bo całość dzieje się kilkaset lat przed innymi częściami cyklu, gdy wspólny świat ludzi i pokemonów się dopiero tworzy. I choć ogrom i poziom skomplikowania całości nie może mierzyć się chociażby ze świetnym The Legend of Zelda: Breath of the Wild, to jak na serię Pokemon możemy mówić tu o małej rewolucji.

 class="wp-image-2028151"

Nie bez przyczyny wspominam tu o Breath of the Wild. Powiedzieć, że Pokemon Legends: Arceus mocno się nim inspirował to jak nie powiedzieć nic. Mamy tu praktycznie tak samo wyglądający (a może i ten sam?) silnik graficzny, znajome fonty oraz bardzo podobną konstrukcję gry. Tak jak w Zeldzie jesteśmy bohaterem, który wskutek braku pamięci dopiero odnajduje się w świecie Hisui i poznaje jego realia. Tak jak w Zeldzie musimy pokonać kilku głównych bossów, by w końcu dojść do głównego zadania. I tak jak w Zeldzie mamy tu otwarty świat.

 class="wp-image-2028154"

Różnice oczywiście też są. W Pokemonach nie znajdziemy tak wielu rozmaitych mechanik jak w Zeldzie, świat nie jest równie ogromny, zaś fabuła jest mniej otwarta i częściowo prowadzi gracza za rękę ścieżką wytyczoną przez twórców. Dlatego jeżeli ktoś będzie porównywał oba tytuły do siebie, Pokemony mogą wydawać się mało skomplikowane. Ale jeżeli odniesiemy się do poprzednich gier z serii, różnica na plus okaże się kolosalna.

W Pokemon Legends: Arceus tworzymy pierwszy w historii Pokedex.

Czyli encyklopedię istniejących stworków, ale tego chyba nie muszę tłumaczyć żadnemu miłośnikowi serii. Robimy to oczywiście kolekcjonując stworki i łapiąc je do Pokeballi, które zostały dopiero co wynalezione. Możemy to robić na kilka sposobów. Po pierwsze zakradając się do stworków, unikając ich wzroku i rozpraszając ich uwagę za pomocą smakołyków takich jak rozmaite rodzaje jagód czy plastry miodu. Musimy mieć też sporo szczęścia. Drugi sposób jest bardziej klasyczny, bo możemy za pomocą swoich stworków osłabić danego pokemona, by łatwiej go złapać. Należy jednak uważać na środowisko w jakim patrzymy, bo do walki mogą dołączyć się dzikie pokemony uprzykrzając nam walkę.

 class="wp-image-2028157"

Same bitwy wydają się bardziej wymagające niż w przeszłości. Nie są przeraźliwie trudne, jednak bardziej niż na poziomie pokemona należy tu polegać na znajomości różnych mocnych i słabych stron poszczególnych typów i gatunków stworków. Jeżeli macie elektrycznego pokemona na 40-tym poziomie, nieuwaga i brak wiedzy mogą sprawić, że padnie on ofiarą stworka na poziomie 25-tym, co kiedyś było nie do pomyślenia.

 class="wp-image-2028160"

Wystarczy jednak umiejętnie żonglować stworkami, by nie przegrywać prawie w ogóle. Sam przegrałem tylko jedną walkę z dzikim Snorlaksem i… mogłem kontynuować eksplorację mapy. Nie zostałem przeniesiony do (nieistniejącego jeszcze) Centrum Pokemon, po prostu musiałem unikać walki i jak najszybciej uleczyć swoich partnerów.

 class="wp-image-2028163"

Rozgrywka zostaje bowiem przerwana dopiero, gdy nasza postać otrzyma zbyt dużo obrażeń od dzikich pokemonów w otwartym świecie. To zmiana wręcz rewolucyjna. Oprócz tego pojawiły się też drobniejsze usprawnienia, jak system misji pobocznych, możliwość podgladu aktualnie wykonywanych zadań, swobodnego zmieniania ataków u poszczególnych pokemonów oraz różne typy stworków transportowych, które zastępuję znane nam wcześniej (a według chronologii serii sporo później) ukryte ruchy (HM).

Mógłbym wymieniać tak w nieskończoność, ale… to nie ma sensu.

W końcu recenzja ma przekonać czytelnika do kupna gry lub do tego zniechęcić i jestem pewien, że sztuka ta już mi się udała. Zmian względem poprzednich gier jest tu tak dużo, że mógłbym o nich opowiadać godzinami. Najważniejsze jednak jest, że choć przygodę z Pokemon Legends: Arceus zacząłem w sobotę rano, w niedzielę wieczór kończyłem już główny wątek. Czy jeżeli jakaś gra jest słaba, to spędzacie w niej 20 godzin wyłącznie z przerwami na sen i codzienne obowiązki?

REKLAMA
 class="wp-image-2028166"

No właśnie. I choć całą główną historię przedstawioną w tym tytule mam już za sobą, to myślę, że w grze spędzę przynajmniej kolejne kilkadziesiąt godzin. W końcu mam do wykonania sporo misji pobocznych oraz, co najważniejsze, muszę skompletować cały Pokedex. Nie zdziwię się, jak za jakiś czas na swoim liczniku Pokemon Legends: Arceus zobaczę wynik trzycyfrowy. Jeżeli jesteście fanami pokemonów, nie możecie przegapić tego tytułu.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA