Miesiąc z MacBookiem Pro 14" z perspektywy posiadacza MBP 13". Płaczę, gdy widzę ten ekran
Z nowym MacBookiem Pro 14" M1 Pro spędziłem już prawie miesiąc. Czas podsumować tę nową znajomość i porównać nowy komputer do ubiegłorocznego MacBooka Pro 13" M1, na którym pracuję już od przeszło roku.
Powiedzieć, że ubiegłoroczny MacBook Pro M1 był rewolucją, to nic nie powiedzieć. Czip Apple M1 okazał się być potężnym skokiem jakościowym i nowym punktem odniesienia na rynku, a konkurencji zrobiło się bardzo gorąco. Jednocześnie ubiegłoroczny MacBook Pro nie wnosił absolutnie nic w kwestii obudowy, wyświetlacza i portów. Cała otoczka była przeniesiona z poprzednich MacBooków, a zmieniło się tylko (albo aż) wnętrze.
Z nowym MacBookiem Pro 14" jest zupełnie odwrotnie. Owszem, mamy podrasowany procesor, ale najważniejsza jest otoczka, czy nowy i większy ekran, powrót pełnego zestawu portów i kilka pomniejszych zmian, w tym np. lepsze głośniki. Czy to wszystko ma realne znaczenie i czy sprawdza się w praktyce? Zapraszam do porównania.
Nowy MacBook Pro 14". Pierwsze chwile były niezbyt przyjemne.
O rany, jaki grubasek. To pierwsza myśl, jaka przychodzi do głowy po wzięciu do rąk nowego MacBooka, szczególnie jeśli przez ubiegły rok codziennie korzystało się z poprzednika. Wygląd komputera klasy Pro ma małe znaczenie, ale jednocześnie Apple zawsze zwracało uwagę na ten element, więc czuję tu pewien dysonans.
Jeśli spojrzymy na specyfikację, grubość nowego MacBooka Pro 14" jest taka sama jak MBP 13", ale wizualnie nowszy komputer jest znacznie grubszy. Pokrywa jest zupełnie płaska, podczas gdy w poprzedniku zarówno góra jak i dół bardzo sprytnie zwężały się przy krawędziach, co wizualnie nadawało bryle lekkości. Nowszy komputer jest też większy, a do tego od razu czuć, że jest też cięższy. Bardzo lubię rozmiar ubiegłorocznego MBP 13", więc nowa bryła nieszczególnie przypadła mi do gustu.
Najlepszą cechą nowego MacBooka Pro 14" jest ekran.
Czas przejść do pozytywów, bo tych jest naprawdę dużo. Wystarczy otworzyć klapę, by od razu zobaczyć nowy, genialny ekran. Zwiększenie przekątnej z 13,3 na 14,2 cala jest bardzo widoczne, podobnie jak większa rozdzielczość. Połączenie tych cech sprawia, że przestrzeń robocza przyjemnie rośnie, a to duża zaleta.
Ramki MacBooka Pro 14" są zauważalnie cieńsze, ale dziwnym zabiegiem jest to, że rogi na górze są zaokrąglone, a na dole są ostre. To kolejny ruch nie do końca w stylu Apple. A co z notchem? Celowo piszę o nim dopiero teraz, bo w zasadzie nie ma o czym mówić. Zapomnisz o nim po 5 minutach korzystania z komputera. Na żadnym etapie nie przeszkadza ani nie nachodzi na interfejs.
W nowym ekranie najbardziej uderzają czernie. Ekran Liquid Retina XDR to co prawda nie OLED, a Mini LED, ale różnica względem ubiegłorocznego panelu IPS jest uderzająca, a przecież już poprzedni panel był rewelacyjny. Czernie w nowym laptopie potrafią być idealnie czarne, co robi bardzo dużą różnicę podczas oglądania filmów. Niestety specyfika ekranów Mini LED sprawia, że występuje tu efekt jasnej poświaty (bloomingu) na styku obszarów czarnych i świecących jasnym kolorem, ale ten problem jest minimalny. Trzeba go szukać, by go znaleźć.
Dużych różnic nie widać za to w kwestii kolorów, bo tutaj poprzednik nie ma żadnych powodów do wstydu. Oba panele pokrywają pełną paletę barw DCI-P3. Jasność nowego ekranu jest za to lepsza, bo mówimy o 1000 nitów dla całego ekranu i aż 1600 dla punktowej jasności szczytowej, podczas gdy poprzednik miał 500 nitów. Tę różnicę najbardziej widać w treściach HDR, które na nowym MacBooku wyglądają o wiele lepiej.
A co z ProMotion, czyli adaptacyjnym trybem odświeżania z płynnością 120 Hz? Zaskakujący jest fakt, że widać go bardzo rzadko. Przełączanie się pomiędzy ekranami w interfejsie macOS rzeczywiście jest płynniejsze, ale mam wrażenie, że nie wszystkie aplikacje potrafią korzystać z trybu 120 Hz. Zapewne będzie to poprawiane w przyszłości. Póki co ta nowość jest ledwo widoczna, ale nie wpływa to na odbiór całego ekranu, który jest po prostu fenomenalny.
Można odetchnąć z ulgą. Mamy komplet portów.
Sytuacja z portami to najgorsza część mojego MacBooka Pro 13". Dwa porty Thunderbolt 3 to jak policzek dla klientów. Na co dzień, w czasie pandemii i pracy zdalnej nieszczególnie mnie to boli, bo w domu korzystam z huba Thunderbolt 3, ale obiektywnie jest to ogromna wada. Nowy MacBook Pro 14" w pełni rozwiązuje ten problem. Mamy nie tylko powrót slotu kart SD i portu HDMI, ale też o jeden port Thunderbolt więcej, a do tego jeden z nich nie musi być zajmowany przez ładowarkę, bo wróciło złącze MagSafe do ładowania. Na marginesie, uważam, że siła magnesów jest stanowczo za duża. Jeśli zaczepisz się o kabel, laptop najpewniej spadnie na podłogę, a przecież MagSafe miał przed tym chronić. Co ciekawe, nowe MacBooki możemy ładować również poprzez port USB-C.
Jest jeszcze jedna ciekawostka, o której mówi się mało: port słuchawek w MacBooku Pro 14" trafił na lewą ściankę. I słusznie, bo w większości słuchawek kabel jest po lewej stronie. W poprzednim MacBooku port minijack był po prawej i dość mocno mnie to irytuje. A ze słuchawek na kablu korzystam za każdym razem, ilekroć montuję wideo. Czyli bez przerwy.
Nowy MacBook Pro 14" ma też kilka innych zalet.
Nowa klawiatura ma teraz czarne przestrzenie pomiędzy klawiszami, co moim zdaniem wygląda lepiej niż w poprzedniku, ale nie zmieniło się nic w kwestii mechaniki. I dobrze, bo wszyscy pamiętamy, co wyszło po ostatnich kombinacjach Apple'a. Zarówno nowy jak i ubiegłoroczny MacBook Pro 14" mają poprawiony i w pełni sprawny mechanizm klawiatury. Skok jest malutki, ale za to świetnie wyczuwalny, dzięki czemu na takiej klawiaturze pisze się szybko i bezbłędnie.
Zniknął natomiast touchbar. Wiele osób traktuje tę zmianę jako coś bardzo ważnego, ale ja podchodzę do tego bez przesadnych emocji. Lubię zmianę jasności i głośności dotykowym suwakiem, ale poza tym touchbar jest w moich oczach dość zbędnym gadżetem, który niewiele wnosi do obsługi komputera. Słowem: jest OK, podobnie jak OK są standardowe przyciski.
W nowym MacBooku słychać za to dużo lepsze głośniki, a przecież już poprzednik miał fantastyczną jakość audio. Nie wiem, jak Apple to robi, ale aż trudno uwierzyć, że jest jeszcze miejsce na postęp i do tego tak bardzo odczuwalny. Czapki z głów, bo wbudowane głośniki brzmią lepiej niż niejeden tani zewnętrzny zestaw audio.
Z rzeczy zupełnie nieistotnych, ale dających wielką satysfakcję: odgłos zamykania klapy nowego MacBooka to coś pięknego. Już w poprzedniku nie było powodów do narzekań, ale klapa MBP 14" zamyka się tak, jakby z każdej strony była obszyta miękkim materiałem. Prawie jak drzwi w luksusowym aucie. Detal, ale mocno cieszy.
A jak sprawdza się nowy procesor Apple M1 Pro na tle ubiegłorocznego M1?
Mój prywatny MacBook Pro 13" to komputer, w którym dopłaciłem do RAM-u i dysku. Mam w nim czip M1 (8 rdzeni CPU i 8 GPU), 16 GB RAM i 512 GB pamięci. Za ten sprzęt zapłaciłem 8699 zł i dokładnie tyle kosztuje dziś, po ponad roku od premiery.
Tegoroczny MacBook Pro 14", którego otrzymałem do testów z X-Komu, to bazowa wersja, która mocno przypomina mojego doposażonego MBP 13". Testowy komputer ma czip M1 Pro w podstawowym wariancie (8 rdzeni CPU i 14 GPU), 16 GB RAM i 512 GB pamięci. Cena takiego komputera to 10799 zł. To najtańszy z nowych MacBooków Pro.
Przy pracy na Spider’s Web wykorzystuję MacBooka w typowo biurowy sposób, ale jednocześnie montuję bardzo dużo wideo w Final Cut Pro, a do tego obrabiam naprawdę sporo zdjęć w Lightroomie Classic. Na co dzień montuję materiały nagrywane głównie przy użyciu aparatu Sony A7 III w rozdzielczości 4K, w 25 kl./s, w zapisie HLG (są to pliki h.264). Mój workflow w Final Cut Pro ma kilka głównych etapów:
- konwersję materiału HDR na SDR (z Rec. 2020 na Rec. 709). Nagrywanie w HLG daje mi dużo większy zapas zakresu dynamicznego, co daje większą swobodę przy obróbce,
- poprawki koloru i kontrastu klipów, dostosowanie balansu bieli,
- nałożenie LUT-a kolorystycznego nadającego "filmowy look",
- standardowy montaż materiałów obejmujący tzw. a-roll i b-roll,
- przejścia, animowane napisy i inne "przeszkadzajki"
Całość zamyka się najczęściej w ok. 5-6 warstwach na timelinie, gdzie dwie to wideo 4K, 2-3 to ścieżki audio, nad wszystkim jest jedna warstwa z LUT-em kolorystycznym, a na to w niektórych miejscach timeline’u dochodzą napisy lub inne drobne elementy.
W takich zastosowaniach ubiegłoroczny MacBook Pro z procesorem M1 był rewolucją w mojej pracy. Nareszcie mogłem pracować bez plików proxy, z podglądem ustawionym na "Better Quality", czyli bez spadku rozdzielczości. MacBook Pro M1 na etapie całego montażu był całkowicie cichy i zimny, a co więcej, rendery stały się ekstremalnie szybkie. Wentylator słychać rzadko, tylko przy najbardziej obciążających projektach, ale nawet wtedy jest to tylko lekki szum, a nie wycie w niebogłosy. Połączenie bardzo dużej wydajności i cichej pracy było rewolucją. Na tym tle nowy MacBook Pro M1 Pro wypada lepiej, ale nie jest to kolejna rewolucja, a raczej naturalna ewolucja.
Przykładowo, czasy renderu materiału o długości 8 min i 54 s wyglądają następująco:
- MacBook Pro 13" (M1, 8 rdzeni CPU, 8 rdzeni GPU, 16 GB RAM): 6 min 13 s,
- MacBook Pro 14" (M1 Pro, 8 rdzeni CPU, 14 rdzeni GPU, 16 GB RAM): 4 min 47 s,
Czas renderu jest więc krótszy o 23 proc. A jak różni się sam proces montażu? Rzeczywiście, w najbardziej problematycznych miejscach na timelinie (nagromadzenie kilku przejść na kolejnych warstwach jedna pod drugą, całość pod warstwą z LUT-em kolorystycznym) procesor M1 często nie jest w stanie wyświetlić na żywo takiego przejścia przy podglądzie, kiedy mamy ustawioną jakość podglądu na "Better quality". Nowszy MacBook Pro 14" z M1 Pro nie ma w takich miejscach problemów. Na żadnym etapie montażu podgląd nie gubi klatek. To właśnie w takich miejscach czuć, że nowy czip ma sprzętową akcelerację obsługi plików h.264.
Jest to oczywista poprawa komfortu pracy, ale sytuacja dotyczy w moim przypadku ok. 1 proc. długości timeline’u, więc trudno uznać to za jakiś przełom w komforcie pracy. Na plus zaliczam za to krótszy czas przeliczania różnych operacji, w tym np. stabilizacji czy trackingu.
A jak wygląda sytuacja ze zdjęciami? Praca w Lightroomie na obu komputerach wypada właściwie identycznie. Różnicą jest czas eksportu zdjęć. Zyskujemy 20-25 proc. czasu. Podobną zależność widzę w moim ostatnim odkryciu foto, czyli DxO Pure Raw, którego bardzo polecam. Tutaj też jest szybciej o ok. 20 proc.
Niestety nowy MacBook Pro 14" ma bardzo duży minus, którym jest akumulator.
Pod względem akumulatora ubiegłoroczny MacBook Pro 13" M1 rozpieszczał. Trudno było uwierzyć, że maszyna tej klasy potrafiła wytrzymać na jednym ładowaniu az tak długo. Podam praktyczny przykład na podstawie mojego dnia zdjęciowego. Rano na trasie Białystok-Warszawa przez całą trasę wynoszącą 2h i 20 min montuję wideo w Final Cut. W ciągu dnia komputer służy do wyświetlania scenariusza, uploadu plików i komunikacji. Jest włączony przez kilka godzin. Kiedy wracam, montuję kolejne 2h i renderuję materiał. Po takim dniu pracy MacBook ma jeszcze ok. 30 proc. energii. Na taki wyjazdowy dzień nawet nie zabieram ładowarki.
Na tym tle nowy MacBook Pro 14" wypada o wiele gorzej. Według Apple czas pracy zmalał z 20 do 17h, ale w praktyce różnica jest bardziej odczuwalna. Przy montażu i renderze widać dużo szybsze spadki energii. Jeżeli MBP 13" pozwalał na ok. 6-7h pracy pod obciążeniem, to jego następca pozwoli na jakieś 4, może w porywach 5h. Ba, w moim rocznym MBP 13" kondycja akumulatora spadła do 90 proc. (w domu rzadko kiedy odłączam go od ładowarki, co ewidentnie jest błędem), a nawet w tym stanie komputer działa o wiele dłużej niż zupełnie nowy MBP 14".
Czy warto przesiąść się z MacBooka Pro 13" M1 na MacBooka Pro 14" M1 Pro?
Nie. Zdecydowanie nie warto. Za 20 proc. więcej kupujesz o 20 proc. mocniejszy komputer, ale trzeba pamiętać, że już ubiegłoroczny M1 jest naprawdę szybką maszyną, która w zupełności wystarczy w większości zastosowań. Większości, bo od pewnego poziomu coraz mocniej widać zalety nowego czipu M1 Pro. Mam tu na myśli głównie montaż wideo w ProRes i ProRes RAW, bowiem te standardy są sporym wyzwaniem dla procesora M1, a w M1 Pro mają sprzętową akcelerację, dzięki czemu praca jest płynna i bezproblemowa. Ja nie korzystam z tych formatów, ale gdybym zaczął, nowszy M1 Pro byłby dużo lepszym wyborem.
Nowy MacBook Pro to także sporo lepszy ekran i pełen zestaw portów, co stanowi bardzo ważne zalety. Niestety jednocześnie pojawiają się wady: zauważalnie krótszy czas pracy na jednym ładowaniu, a także ogólna toporność nowej konstrukcji oraz większa masa komputera.
Mnie nowy MacBook Pro zupełnie nie korci, a ubiegłoroczny M1 posłuży mi jeszcze długo. O wymianie pomyślę za 3-4 lata.
Kupuję nowego MacBooka. Lepiej wybrać MBP 14", czy ubiegłorocznego 13"?
To bardzo trudne pytanie i osobiście cieszę się, że nie stoję przed takim dylematem. Nowszy MacBook Pro 14" jest - obiektywnie rzecz biorąc - lepszym komputerem, ale ubiegłoroczny MBP 13" M1 nadal jest świetny, a do tego kosztuje o 2 tys. zł. mniej.
Moim zdaniem bazowy MacBook Pro 14" M1 Pro jest średnim wyborem. Jeśli miałbym iść w nową generację, wolałbym dopłacić więcej do lepszego czipu i być może do 32 GB RAM. Cena zrobiłaby się o wiele wyższa, ale byłoby widać dużo większy skok wydajności. Komputer byłby bezkompromisowy i wystarczyłby na naprawdę długi czas. Bazowego M1 Pro polecam tylko tym osobom, które muszą mieć jak najlepszy ekran w swoim laptopie i są w stanie zapłacić za to więcej.
*MacBooka Pro 14" wypożyczył nam do testów sklep X-Kom. Dzięki!