Politycy robią nas w balona, będzie podatek od smartfona. Od laptopa w sumie też
O opodatkowaniu urządzeń elektronicznych mówi się od lat, ale w ubiegłym roku sprawa ucichła. Teraz do tematu wraca wiceminister kultury Wanda Zwinogrodzka, która przekonuje, że dodatkowe obciążenie producentów w ramach opłaty reprograficznej wcale nie przełoży się na wzrosty cen.
O podatku od smartfonów na łamach Spider’s Web pisaliśmy już w 2013 r., gdy na pomysł, by pobierać od twórców tego typu urządzeń dodatkową opłatę, wpadli Francuzi. Z czasem podobna idea wykiełkowała również w głowie polskich polityków, którzy od blisko dekady dywagują, czy podobnej opłaty nie pobierać od gigantów świata nowych technologii działających na terenie naszego kraju.
Okazuje się przy tym, że chociaż sprawa ucichła, to politycy nadal o tym podatku myślą — i nic dziwnego, skoro partia rządząca szuka pieniędzy nie tylko na walkę z koronawirusem, ale również na opłacenie programów socjalnych. Rząd stale się też zastanawia, skąd u licha wziąć te 143 sasiny rocznie na nasze kochane i niezastąpione TVP.
O nieco zakurzonym pomyśle na podatek od smartfonów w postaci opłaty reprograficznej wspomniała właśnie Wanda Zwinogrodzka.
Chociaż polski rząd już w 2016 r. zarzekał się, że zmian w ustawie o prawach autorskich w celu pobierania dodatkowej opłaty od producentów smartfonów i laptopów nie planuje, a brak poparcia dla tego typu przepisów deklarował jeszcze w ubiegłym roku sam prezydent, to temat wraca jak bumerang. W miniony weekend mówiła o tej sprawie wiceminister kultury, Wandzie Zwinogrodzkiej, w wywiadzie dla Do Rzeczy.
Forsowane wcześniej przez ZAIKS zmiany w opłacie reprograficznej, które objęłyby dodatkowym podatkiem urządzenia elektroniczne pokroju smartfonów czy laptopów, mają powrócić, ale podobno przedmiotem konsultacji będzie jedynie… wysokość tej opłaty. Nowe zapisy mają stać się częścią ustawy o uprawnieniach artysty zawodowego, która „stanowi systemową zmianę warunków pracy w dziedzinie kultury”.
Co ciekawe, rząd podobnie nie chce obciążać tą opłatą konsumentów. W teorii chodzi jedynie o to, by „kwoty, które dotąd zostawały przez lata w kieszeni producentów sprzętu, trafiły wreszcie — tak jak w większości rozwiniętych krajów — do artystów pozbawionych wynagrodzenia za swoją pracę wskutek masowego, bezpłatnego kopiowania i odtwarzania ich utworów na urządzeniach elektronicznych”.
Ciekawe tylko, czy wiceminister kultury zdaje sobie sprawę, ile dziś kosztuje Coca Cola?
Podatek cukrowy, który został niedawno wprowadzony pod płaszczykiem dbania o nasze zdrowie, doprowadził do ogromnego wzrostu cen napojów takich jak Coca Cola czy Pepsi. Producenci, zamiast uszczknąć coś ze swojej marży, przerzucili nową opłatę bezpośrednio na konsumentów. Istnieje uzasadniona obawa, że nowy podatek od smartfonów da taki sam efekt, co w przypadku napojów gazowanych.
Na domiar złego, o czym Wanda Zwinogrodzka sama wspomina, już teraz w Polsce ceny elektroniki są wysokie — nie dość, że tacy Niemcy zarabiają od nas więcej, to za elektronikę płacą mniej… i to pomimo funkcjonującej na tamtym rynku opłaty reprograficznej od elektroniki. Dodatkowa opłata nałożona na producentów sprzętu w Polsce może jedynie tę dysproporcję w sile nabywczej pogłębić.
Trudno też uwierzyć, że Zjednoczonej Prawicy chodzi faktycznie o wsparcie artystów, skoro wcześniej podatkiem cukrowym zostały objęte produkty pozbawione cukru, w tym np. Coca Cola Zero i Pepsi Max, a tzw. danina solidarnościowa na niepełnosprawnych została bezczelnie zmieniona w kiełbasę wyborczą w postaci dodatkowej emertytury. Szkoda też nawet gadać o ostatnim zamachu na media…