Liczba dnia: 72 tys. pożarów Amazonii w 2019 r. Globalny problem, który nikogo nie obchodzi
Ta wiadomość powinna nami wstrząsnąć, tymczasem w mediach przechodzi nieomal niezauważona. Chodzi o niespotykaną dotąd serię pożarów szalejących aktualnie w Amazonii.
Chmury dymu widać gołym okiem z Międzynarodowej Stacji Kosmicznej, a sadza zmieszana z deszczem spada na brazylijskie miasta, tworząc tym samym bardzo smutny obrazek, wynikający bezpośrednio z działalności człowieka. I nie, nie są to standardowe pożary związane z suchą porą roku w Amazonii - jak podaje NASA, od początku roku, na terenie puszczy amazońskiej zanotowano już 72 tys. pożarów. W zeszłym roku, całkowita liczba pożarów na tamtejszym obszarze wynosiła 40 tys. Bez dwóch zdań więc jest to nowy, bardzo niechlubny rekord.
Pożary w Amazonii to sprawka ludzi
Większość naukowców jest w tej kwestii nad wyraz zgodna: tegoroczna, rekordowa liczba pożarów w Amazonii spowodowana jest działalnością człowieka. Chodzi oczywiście o oczyszczenie terenu zajmowanego przez drzewa pod nowe pastwiska. Proceder ten jest bowiem odpowiedzialny za 80 proc. całkowitego procesu wylesiania lasów deszczowych Amazonii.
Pożary, które aktualnie obserwujemy, związane są bezpośrednio z wylesianiem pod hodowlę bydła. Odpowiedzialni za to ludzie ścinają drzewa, pozostawiają je do wyschnięcia, a następnie podpalają je, aby prochy mogły użyźnić glebę - mówi Ane Alencar, dyrektor naukowy brazylijskiej organizacji pozarządowej IPAM (Instytut Badań Środowiska w Amazonii).
Taki proceder zagraża oczywiście bardzo złożonym ekosystemom amazońskiej dżungli, w której szacuje się, że żyje ok. 3 mln gatunków zwierząt. Nigdzie indziej na świecie nie występuje tak duża różnorodność flory i fauny. Masowe pożary zagrażają zresztą nie tylko zwierzętom i roślinom. W Amazonii do dzisiaj żyje ok. 400 plemion (łącznie jest to ok. 1 mln ludzi), które robią, co mogą, żeby nie mieć zbyt dużej styczności z rozwiniętą cywilizacją.
Władze Brazylii ignorują ten problem
Prezydent Brazylii, Jair Bolsonaro bagatelizuje problem masowych pożarów do takiego stopnia, że… no właściwie to nie wiem, co napisać. Bolsonaro twierdzi na przykład, że tegoroczne pożary wywoływane są w większości przez tamtejsze organizacje pozarządowe, żeby popsuć wizerunek jemu i jego administracji. Absolutnie nie gryzie się to z faktem, że Bolsonaro obiecywał w kampanii wyborczej otworzenie dziewiczych (do tej pory) obszarów Amazonii dla rolników i hodowców bydła.
Bolsonaro oskarżył też Brazylijski państwowy instytut badań kosmicznych INPE o fałszowanie danych i domagał się, aby kolejne udostępniane przez tamtejszych naukowców statystyki były konsultowane bezpośrednio z jego administracją. Po co? Żeby uniknąć robienia złej reklamy dla Brazylii. Czyli lasy mogą sobie płonąć, ale lepiej o tym nie mówmy, bo stracimy dobre imię. Logiczne.
Obecne władze Brazylii dodatkowo nastawione są bardzo sceptycznie do jakichkolwiek kwestii związanych z ochroną środowiska i dążą do likwidacji wszystkich obszarów chronionych na terenie amazońskiej puszczy. To oczywiście bardzo odpowiada wszystkim większym brazylijskim hodowcom bydła i farmerom, którzy bardzo szczodrze finansowali zeszłoroczną kampanię brazylijskiego prezydenta.
Rekordowa liczba pożarów w Amazonii to problem całego świata
Nie bez przyczyny teren zajmowany przez puszczę amazońską nazywany jest zielonymi płucami świata. Tamtejsze drzewa, które łącznie zajmują 5,5 mln km kw. (17x więcej, niż Polska) odpowiedzialne są za 20 proc. globalnej produkcji tlenu. Jeśli pożary nie zostaną opanowane, najczarniejszy scenariusz zakłada, że amazoński las może nie podnieść się po takim ciosie i przekształcić się w sawannę.
Jeśli rzeczywiście doszłoby do takiego rozwoju wydarzeń, ziemski ekosystem przeszedłby bardzo gwałtowną metamorfozę, która raczej nie byłaby nam na rękę. Nie wspominając już o tym, że amazońskie lasy odpowiadają w ogromnym stopniu za pochłanianie znacznej ilości dwutlenku węgla z atmosfery. Jednym słowem: masowe pożary w tamtym rejonie powinny zwrócić uwagę całego świata i doprowadzić do podjęcia jakichś konkretnych, zakrojonych na masową skalę działań. Tymczasem nic takiego się nie dzieje, a ja ponownie jestem pod ogromnym wrażeniem tego z jaką łatwością potrafimy ignorować (i wywoływać) ogromne zniszczenia na naszej planecie.