REKLAMA

Przez ostatnie 10 lat fotografowałem większością nowych aparatów. Oto, czego się nauczyłem

Testuję najnowsze aparaty, które wychodzą na rynek od 2008 r. Od tanich kompaktów, o których już nikt nie pamięta, przez popularne lustrzanki, po moją ukochaną Leikę. A i jakiś sztandarowy smartfon od czasu do czasu wpada. Teraz chcę podzielić się moimi wnioskami. 

Przez 10 lat fotografowałem większością aparatów. Czego się nauczyłem?
REKLAMA

Nikon Z7

REKLAMA

Nie ma już kiepskich aparatów.

Pamiętam, jak niemal równo 10 lat temu testowałem swój pierwszy aparat Panasonic Lumix GF1. To nie był zły sprzęt, ale wtedy matryce Cztery Trzecie nie zachwycały jakością obrazu. Na rynku było też mnóstwo tanich kompaktów, które sprzedawały się całymi paletami w Media Markcie i Foto Jokerze, a jakością zdjęć i wykonania nie były daleko od kalkulatorów. Łatwo można było kupić kiepski aparat.

Dzisiaj to praktycznie nie jest możliwe. Wszystkie aparaty są przynajmniej dobre, a większość jest wyśmienita, wybitnie dobra. Ogromne rozdzielczości, coraz mniej szumów, wyższe rozdzielczości, a ostatnio nawet inteligentne rozpoznawania nie tylko twarzy i oczu, ale też pociągów, samolotów czy motocyklistów. Czekam tylko na dodanie kotów. Do tego mnóstwo obiektywów nowej generacji dostosowanych do najnowszych matryc i to nie tylko producentów aparatów, ale też firm trzecich, jak Sigma, Tamron, Tokina, Samyang czy Irix. Naprawdę jest w czym wybierać. Nigdy rynek fotograficzny nie był tak bogaty pod względem wysokiej jakości sprzętów, jak obecnie.

Przy wyborze systemu warto jest popróbować różnych aparatów, ale w Polsce nie jest to takie proste.

Ja mam to szczęście, że mogę testować najlepsze aparaty i jeszcze mi za to płacą. Tymczasem większość z fotografów musi za to płacić wypożyczając sprzęt. Lub po prostu takiej możliwości nie ma. Nie każdy sprzęt jest dostępny w wypożyczali, a nawet jeśli, to przecież trzeba też wpłacić sporą kaucję. Z kolei sklepów z aparatami jest coraz mniej, a wiele z istniejących ma słaby wybór na miejscu.

Testy aparatów sprawiły, że odwiedziłem wiele miejsc na świecie, między innymi Izrael.
Testy aparatów sprawiły, że odwiedziłem wiele miejsc na świecie, między innymi Izrael. Fot. Krzysztof Basel

Jeśli ktoś poważnie zastanawia się nad wejściem w nowy system to polecam wziąć udział w darmowych warsztatach organizowanych przez różne firmy w każdym większym mieście w Polsce, zazwyczaj kilka razy do roku. To świetna okazja nie tylko do sprawdzenia, jak nowy aparat leży w dłoniach, ale też nauczenia się czegoś nowego od doświadczonych fotografów, możliwość podpytania ich jak się korzystało w praktyce z danego sprzętu. To cenna wiedza. Raz do roku w Łodzi odbywają się też targi foto-video, gdzie można niektóre sprzęty wziąć w ręce.

Sprzęt fotograficzny przestał być dla mnie sexy. To tylko narzędzia.

Obcując z dziesiątkami aparatów i obiektywów przez wspomniane 10 lat, mogłem nasycić się w pełni zabawą z najróżniejszymi aparatami. Od tanich kompaktów po wymarzone Leiki. Na początku tej drogi miałem 21 lat i byłem niesamowicie podekscytowany możliwością fotografowania tymi wszystkimi aparatami. Kiedy po raz pierwszy wziąłem w ręce Canona EOS 5D Mark III byłem w siódmym niebie. Z czasem jednak to podekscytowanie opadło. Boleśnie przekonałem się, że sam sprzęt nie sprawi, że będę robić dobre zdjęcia, a ja muszę się jeszcze dużo, dużo nauczyć o fotografii, aby ten sprzęt należycie wykorzystać. I co najgorsze - mieć na to wszystko czas.

Przetestowanie aparatu to nie jest taka prosta sprawa. I wcale nie jest to praca marzeń.

Idąc dalej, żeby dobrze przetestować aparat, trzeba na to poświęcić dziesiątki godzin, zaplanować różnorodne zdjęcia, dokładnie zapoznać się z technologiami użytymi w sprzęcie. I nie mówię tu o fotografowaniu skrzynek na listy, tylko przygotowaniu naprawdę sensownego wizualnie testu.

Bywa, że spędzając wiele godzin dziennie przed komputerem w biurze (kiedyś) lub w domu przy swoim biurku (obecnie), nie mam nawet kiedy zrobić sensownych zdjęć w mieście. I wtedy doceniam, że mam aparat do przetestowania. Odpowiedzialność za jakość tekstu zmusza mnie do wyjścia i poszukania ciekawych kadrów. Sprawia, że szukam nowych miejsc do zdjęć, idę w miejsca, do których nigdy nie wybrałbym się tak po prostu, sam dla siebie. Motywuje się do różnych wyjazdów za miasto.

Testy są świetną motywacją do odwiedzania niecodziennych miejsc, aby wykonać zdjęcia. Fot Krzysztof Basel
Testy są świetną motywacją do odwiedzania niecodziennych miejsc, aby wykonać zdjęcia. Fot Krzysztof Basel

Ostatnio fotografowałem ostatni dzień Olympusem OM-D E-M1X. Następnego dnia rano musiałem go oddać, a potrzebowałem jeszcze sprawdzić kilka drobiazgów w terenie. Sobotnie popołudnie, za 2 godziny zachodzi słońce. Czasu nie ma wiele. Zbieram się do wyjścia, ale na dworze leje deszcz, a wiatr urywa głowy. Po chwili trochę przestało, więc ubrałem kurtkę przeciwdeszczową i poszedłem fotografować okolicę. Spędziłem te 2 godziny chodząc z aparatem po miejscach, które są mi dobrze znane, ale nigdy na nie tak nie patrzyłem. Nie było pięknego światła, mało ludzi. Szukałem odbić w kałużach, struktur, symetrii, bawiłem się tłem, wzorami. Przez 2 godziny byłem całkowicie skupiony na zdjęciach, na szukaniu kadrów, których nigdy tam nie widziałem. Mogłem zupełnie odciąć się od rzeczywistości, oczyścić i uspokoić. To była fantastyczne ćwiczenie.

Dobrych zdjęć nie robi aparat, tylko fotograf. I nie ma jednego aparatu do wszystkiego.

Są różne sprzęty do różnych potrzeb. A dobry fotograf potrafi się w tym odnaleźć i docenić tą różnorodność. Wielu fotografów powtarza, że „dobrych zdjęć nie robi aparat, tylko fotograf”. W ich ustach brzmi to często mało przekonywująco, bo mówiąc to trzymają aparat wartości średniej klasy samochodu. Niemniej mają rację. Po części.

Fot. Krzysztof Basel
Fot. Krzysztof Basel

Dobre zdjęcia zaczynają się od dobrego fotografa. To oczywista prawda znana od lat. Profesjonalny sprzęt za dziesiątki tysięcy złotych nie zrobi z nikogo przez noc świetnego fotografa. A jednak, zawodowi fotografowie nie robią zdjęć reklamowych na billboardy dla znanych marek 10-letnimi aparatami z 12-megapikselową matrycą i kitowym obiektywem, a raczej średnim formatem. Rozdzielczość oferowanych zdjęć z takiego starego korpusu będzie zbyt niska do takiego wydruku, a sama jakość i oddanie szczegółów też pewnie pozostawi wiele do życzenia. Nikt o zdrowych zmysłach nie weźmie też takiego aparatu do sfotografowania finału Ligi Mistrzów, ponieważ tam potrzebny jest przynajmniej 300-milimetrowy zoom i szybki autofokus. Ale już do robienia zdjęć rodziny w czasie wakacyjnego wyjazdu czy nawet zdjęć ulicznych, taki stary sprzęt spokojnie się sprawdzi.

Dobry sprzęt może zdecydowanie pomóc, a może być wręcz niezbędny przy fotografowaniu, szczególnie w rodzajach fotografii wymagających wysokiej jakości obrazu. Będąc na pewnym poziomie po prostu potrzebujemy odpowiedniej jakości sprzętu, który nadąży na naszymi potrzebami i wymaganiami Klientów.

Aparat to nie tylko matryca i szumy. To całość.

Kiedyś złotym Świętym Graalem polskich fotografów był Canon EOS 6D, czyli swego czasu najtańsza pełna klatka na rynku. Każdy aparat był do niej porównywany. Dzisiaj pełnoklatkowe bezlusterkowce można kupić za ok. 3500-4000 zł, jak dobrze zawieje cashbackiem (a te zdarzają się regularnie), więc wielu fotografów porównuje inne modele do Sony A7 czy A7 II. Jak jakiś aparat ma mniejszą matrycę i jest droższy to z miejsca jest spisywany na straty, bo przecież pełną klatkę można kupić taniej. No można, pewnie. Tylko co z tego?

Fujifilm X-T3
Fot. Krzysztof Basel

Dzisiaj już nie ma kiepskich aparatów. Świetną jakość obrazka można wyciągnąć nawet z mniejszych matryc, jak APS-C. Doskonale przekonałem się o tym testując w podróży do Korei Fujifilm X-T3. Tym aparatem można zrobić prawie wszystko. A gdyby ktoś chciał obniżyć koszty to można sięgnąć po X-T30, który jest o połowę tańszy, a oferuje w dużej mierze to samo.

Mamy to szczęście, że na rynku jest ogromna różnorodność aparatów. Wielu osobom poleciłem kompakty Sony RX100 (w różnych wersjach, a jest ich aż sześć) z 1-calową matrycą. Znam mnóstwo fotografów zadowolonych ze swoich bezlusterkowców z matrycami Cztery Trzecie. W końcu, sam korzystam od ponad roku z Fujifilm X-100F z matrycą APS-C i wciąż kocham ten aparat. No i oczywiście są też pełne klatki, którymi mocno obrodziło w zeszłym roku. Nie zapominajmy jednak, że na rynku jest kilka ciekawych aparatów średnioformatowych. A i tak najbardziej popularne są przecież aparaty w smartfonach z matrycami wielkości małego paznokcia u dłoni.

Fot. Krzysztof Basel
Fot. Krzysztof Basel

Testując aparat patrzę na całokształt, a nie tylko jego wielkość matrycy i jakość zdjęć. Te też mogą być różnej jakości, bo przecież wiele zależy od obiektywu, co trafnie opisał Marcin w jednym ze swoich ostatnich tekstów. W ocenie wartości danego aparatu trzeba zatem uwzględnić masę czynników, jak jakość wykonania, ergonomia, czas pracy na akumulatorze, szybkość i precyzja AF, jakość obrazu i filmów, łączność bezprzewodowa i wiele, wiele innych. A przy wyborze sprzętu dla siebie, także osobiste preferencje oraz potrzeby. Patrzenie na sprzęt w teście tylko przez jeden z tych aspektów jest po prostu głupie i nierzetelne.

REKLAMA

10 lat z różnymi aparatami nauczyło mnie, żeby nie przejmować się tak bardzo sprzętem, a bardziej skupić na samym fotografowaniu.

Cieszę się, że mogłem przez tyle lat mieć do czynienia z tyloma sprzętami fotograficznymi. I cieszę się, że sporo jeszcze przede mną. Dla mnie najważniejszy wniosek płynący z tych lat to skupienie większej uwagi na samej fotografii, niż sprzęcie i rozsądne podejście do zakupów fotograficznych. Umiem realnie ocenić wartość danego sprzętu i dopasować go do swoich potrzeb. Nie gonię ślepo za coraz jaśniejszymi obiektywami i większymi matrycami, a raczej dostosowuję je do swoich umiejętności i możliwości czasowych.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA