REKLAMA

Foto-środa: Canon EOS R po miesiącu testów. Jest znacznie lepszy, niż mówią sceptycy

Canon EOS R to aparat, który w praktyce okazuje się być znacznie lepszy, niż można sądzić po pierwszych opiniach bazujących na specyfikacji. Niestety ma też kilka poważnych braków.

canon eos r recenzja
REKLAMA
REKLAMA

Duża część społeczności fotografów - zwłaszcza tej nastawionej na sprzęt i cyferki - ma problem z aparatami Canona. Zarówno EOS 6D, 6D Mk II, czy 5D Mark IV były krytykowane za brak najnowszych rozwiązań technologicznych. I owszem, na papierze specyfikacja tych aparatów w kilku punktach nie nadążała za obecnym topem, co ochoczo komentowali wszelcy wszystkowiedzący specjaliści z forów fotograficznych.

canon eos r recenzja

Użytkownicy Canona nie zwracali uwagi na te zaczepki, a po prostu robili zdjęcia i filmy. Czy znacie jakiegoś niezadowolonego użytkownika Canona? Takich osób jest bardzo mało. Praktyka pokazuje, że jest wręcz odwrotnie: to użytkownicy Nikonów i aparatów Sony po cichu wzdychają do słynnych kolorów z Canona. Koniec końców liczy się obrazek, a nie specyfikacja stojąca za nim.

To, co przez lata tyczyło się lustrzanek Canona, teraz widać na rynku bezlusterkowców.

Specyfikacja Canona EOS R jest solidna, ale ma kilka słabszych punktów.

canon eos r recenzja

Canon EOS R to pierwszy przedstawiciel zupełnie nowego systemu bezlusterkowców z bagnetem RF. To początek nowego rozdziału w historii Canona. EOS R jest aparatem środka - nie jest to sprzęt z topowej półki, ale jednocześnie nie jest tak ograniczony jak najniższa seria pełnoklatkowych lustrzanek.

Kluczowe komponenty EOS-a R to:

  • pełnoklatkowa matryca o rozdzielczości 30,3 megapiksela z Dual Pixel AF,
  • bagnet RF,
  • nowy procesor obrazu DIGIC 8,
  • cyfrowy wizjer OLED o rozdzielczości 3,69 mln pikseli,
  • odchylany, dotykowy ekran LCD,
  • autofocus działający od –6 EV dla obiektywów f/1.2,
  • do ośmiu kl./s w trybie One-Shot, do 5 kl./s przy trybie ciągłym,
  • jeden slot kart SDXC UHS-II,
  • nagrywanie 4K 30p (crop x1,74).

Aparat już od początku był krytykowany za pojedynczy slot kart SD i za bardzo duży crop przy filmowaniu w 4K. To oczywiste wady, ale czy poza nimi EOS R ma jeszcze jakieś ukryte mankamenty?

Definitywnie czuć, że nie mamy tu do czynienia z zabawką, czy też wydmuszką. Canon EOS R to prawdziwy aparatem gotowy do pracy.

canon eos r recenzja

Canon EOS R jest zaskakująco dopracowany jak na pierwszy pełnoklatkowy bezlusterkowiec w ofercie. Dla porównania, pierwsze Sony A7 było nieergonomiczne, powolne i toporne. Canon odrobił pracę domową i od razu pokazuje aparat bardzo przemyślany. Korpus jest świetnie wykonany, a Canon deklaruje, że jest też uszczelniany, choć jedynie na poziomie EOS-a 6D Mark II.

Wielkim plusem jest budowa aparatu. EOS R wygląda jak odchudzona lustrzanka. Jest większy od konkurentów ze stajni Sony, ale dzięki temu lepiej leży w dłoni. Grip jest bardzo głęboki i nie wywołuje dyskomfortu nawet z dużymi i ciężkimi obiektywami, a takich nie zabraknie w systemie RF. Podoba mi się to podejście. Canon nie sili się na ekstremalną miniaturyzację, bo wie, że wyglądałoby to groteskowo przy dużych obiektywach systemowych.

canon eos r recenzja

Szybko przyzwyczaiłem się do rozkładu przycisków, z których zdecydowana większość jest programowalna. Obsługa aparatu jest naprawdę wygodna i w niczym nie ogranicza fotografa. Wielką zaletą jest górny wyświetlacz OLED, którego często brakuje mi w bezlusterkowcach innych firm.

Muszę też wspomnieć o samym projekcie body i obiektywów. Przejście bagnetu w natywne obiektywy RF wygląda obłędnie. Uwielbiam takie detale.

Canon EOS R ma trzy kapitalne rozwiązania, które znacznie poprawiają jakość obsługi.

canon eos r recenzja

Pierwszym jest dotykowy slider o zawrotnej liczbie funkcji, które może obsługiwać. Trzeba się do niego przyzwyczaić, ale po jakimś czasie używanie go wchodzi w krew i sprawdza się świetnie, zwłaszcza podczas filmowania.

canon eos r recenzja

Drugim elementem jest dotykowy ekran, na którym można ustawiać punkty AF także podczas korzystania z wizjera. Dodatkowo można zdefiniować sposób ustawiani punktów (względnie lub bezwzględnie) jak i wielkość aktywnego obszaru na ekranie. Taki sposób wybierania punktów AF bardzo szybko sprawia, że zapominamy o przyciskach.

canon eos r recenzja

Trzeci element znajduje się nie na body, a na obiektywach RF. To dodatkowy pierścień, którego funkcję możemy zdefiniować. Świetnie sprawdza się do kontroli nad przysłoną, ale może się też nadawać do zmiany ISO. Taki pierścień znajdziemy też na jednym z adapterów do systemu EF.

Akumulator nie jest problemem i w praktyce może nawiązać walkę z akumulatorami lustrzanek.

Rezultaty są znacznie lepsze niż pomiary organizacji CIPA zajmującej się syntetycznymi testami akumulatorów. W praktyce EOS R z powodzeniem wystarczał mi przynajmniej na 600 zdjęć, co w świecie bezlusterkowców jest bardzo przyzwoitą wartością. Akumulator da się też naładować z powerbanku albo bezpośrednio z gniazdka za pośrednictwem USB-C, choć nie każda ładowarka jest kompatybilna.

5655 punktów autofocusu robi świetną robotę.

Jakość autofocusu jest mocnym punktem Canona EOS R. Mamy tu aż 5655 aktywnych punktów pokrywających ogromny obszar kadru, bez porównania większy od obszaru z lustrzanek. W praktyce bardzo dobrze sprawdzał się u mnie tryb wykrywania twarzy i śledzenia, który świetnie radzi sobie z trafianiem w to, co najważniejsze.

Trudno mieć jakiekolwiek zarzuty do szybkości i skuteczności pracy AF w trybie zdjęciowym. Do dyspozycji mamy też wiele ustawień AF, w tym np. sposób przełączania aktywnego punkty AF przy śledzeniu gwałtownego ruchu. W trybie filmowym jest niestety gorzej i nieco wolniej, ale jeśli chodzi o zdjęcia, EOS R to najwyższa półka. Nawet superjasny obiektyw systemowy 50 mm f/1.2 ustawia ostrość szybko, choć nie tak ekstremalnie szybko jak zoom 24-105 mm f/4.

Przetestowałem też dwa obiektywy systemu Canon EF i oba działały tak samo lub lepiej (!) niż na lustrzance.

canon eos r recenzja

Nowy bagnet oznacza małą liczbę natywnych obiektywów. Canon pokazał na razie tylko cztery szkła RF, ale siłą EOS-a R jest współpraca z obiektywami EF znanymi z lustrzanek tego producenta. Co więcej, adapter EF-RF jest dołączony do zestawu z aparatem.

Testowałem na adapterze obiektywy Canon EF 85 mm f/1.8 USM i Sigma 35 mm f/1.4 ART DG HSM. Oba zachowywały się wręcz wzorowo. Sigma była nieco wolniejsza od Canona, ale taki jest urok tego obiektywu. Z kolei obiektyw 85 mm działał wręcz idealnie, tak jak natywne szkło, lub nawet lepiej niż na lustrzance. Z relacji innych użytkowników wynika, że podobnie zachowuje się większość szkieł EF. To bardzo mocna cecha Canona EOS R, która może skusić do tego body posiadaczy lustrzanek Canona.

Canon EOS R ma w sobie coś co sprawia, że fotografowanie jest czystą przyjemnością.

Może jest to efektem naprawdę fenomenalnych obiektywów systemowych (zwłaszcza RF 50 mm f/1.2L USM), a może tej słynnej kolorystyki Canona, ale jakość obrazka jest naprawdę fenomenalna. Bardzo, ale to bardzo podoba mi się sposób renderowania kolorów i tonów skóry. EOS R może być wybitnym aparatem do fotografii portretowej i studyjnej. Dobór balansu bieli czy ekspozycji właściwie zawsze jest idealny. Przy dobrym oświetleniu zdjęcia "robią się same", zwłaszcza ze wspomnianą pięćdziesiątką.

Podoba mi się fakt, że aparat może dobierać balans bieli z priorytetem klimatu sceny, lub z nastawieniem na zachowanie realnej bieli. W fotografii nocnej lub we wnętrzach sprawdza się to świetnie.

Canon EOS R to nie tylko zalety, ale też kilka gorzkich wad.

Niestety pod kątem technicznym matryca Canona EOS R nie może się mierzyć z najlepszymi konstrukcjami konkurencji. W porównaniu do mojego Sony A7 III, czułem bardzo dużą różnicę pod względem użytecznej czułości ISO i znaczącą różnicę jeśli chodzi o rozpiętość tonalną. A7 III naprawdę rozpieszcza wysokim ISO, ponieważ nawet na czułości ISO 8000 - 12800 nie muszę martwić się o szum czy ogólną jakość obrazu. W Canonie graniczną wartością jest w moim odczuciu ISO ok. 8000. Po jej przekroczeniu wyraźnie czuć, że coś zaczyna być nie tak, choć do wartości ok. 12800 obrazek nadal jest używalny.

canon eos r recenzja

Jedną z największych wad jest też pojedynczy slot na kartę SD (na szczęście obsługuje standard UHS-II). Jasne, przez lata fotografowaliśmy z jednym slotem, ale czasy się zmieniły. Dziś podwójny slot stał się standardem w zaawansowanych konstrukcjach. Backup tworzony na żywo na drugiej karcie to coś, z czego trudno dziś zrezygnować.

EOS R co prawda ma możliwość przesyłania na żywo, automatycznie, zdjęć w pełnej rozdzielczości do aplikacji, ale są to tylko zdjęcia JPG, więc nie ma mowy o prawdziwym backupie. Nie wspominam nawet o temacie filmów, gdzie po prostu nie ma możliwości tworzenia backupu.

canon eos r recenzja

W konstrukcji klasy EOS-a R chciałbym też widzieć joystick do zmiany pól AF. Jasne, dotykowy ekran sprawdza się doskonale… ale nie zimą. Jeżeli fotografujecie w rękawiczkach, joystick jest wybawieniem. Z kolei nawigowanie przyciskami po powierzchni ponad 5 tys. pól AF nie jest zbyt wygodne.

canon eos r recenzja

Sporym minusem jest też sposób włączania aparatu. Włącznik znajduje się na lewo od wizjera, przez co EOS-a R nie można włączyć jedną ręką. Nie widzę w tym żadnej logiki.

canon eos r recenzja

Małym, acz zauważalnym minusem jest fakt, że odchylenie ekranu nie blokuje czujnika oka w wizjerze. Mój Sony A7 III ma taką funkcję i bardzo mi jej brakowało w Canonie.

Największą wadą jest tryb filmowy.

Canon EOS R pozwala na nagrywanie w 4K przy 30 kl./s, ale nakłada na ten tryb crop o krotności x1,74. To sprawia, że kąt widzenia obiektywów jest znacznie węższy, a ponadto da się zauważyć niższą jakość obrazu jeśli chodzi o szumy. Co gorsza, występuje bardzo widoczny rolling shutter, a ponadto w trybie 4K nie można wyświetlić pasków zebry.

Jeśli dodamy do tego brak stabilizowanej matrycy i dość przeciętnie działający autofocus w filmie (przynajmniej na tle konkurencji), dostajemy sprzęt, który jest słabym wyborem do filmowania.

Rozczarowała mnie też elektroniczna stabilizacja matrycy. Po pierwsze, nakłada one jeszcze większy crop, a po drugie, jej działanie pozostawia sporo do życzenia. Zauwazyłem pewien mechanizm śledzenia twarzy, który sprawia, że obraz czasami trzęsie się w dziwny sposób.

Szkoda, bo Canon oferuje zapis C-Log (w 10 bitach przez wyjście HDMI albo w 8 bitach na kartę SD), więc mógłby się świetnie sprawdzić w bardziej zaawansowanych projektach wideo. Na pokładzie jest też złącze mikrofonowe i wyjście słuchawkowe, więc teoretycznie mamy wszystko. W praktyce wszystko psuje crop.

Gdybym był użytkownikiem Canona chcącym kupić nowy aparat pełnoklatkowy, nawet nie rozważałbym innej opcji niż EOS R.

Canon EOS R (9700 zł) w wewnętrznej ofercie konkuruje z EOS-em 6D Mark II (5600 zł) i EOS-em 5D Mark IV (10300 zł). Pod względem specyfikacji, EOS R wypada dokładnie pomiędzy wspomnianymi lustrzankami, dlatego uważam, że EOS R powinien kosztować nieco mniej.

canon eos r recenzja

Mimo to EOS R wyróżnia się pod kątem kilku cech np. świetnego bufora w zdjęciach seryjnych, dalece wyprzedzającego możliwości lustrzanek, czy pod kątem rewelacyjnego autofocusu. EOS R to także świetny, dotykowy interfejs na odchylanym ekranie i doskonały wizjer OLED. To także dość niska masa przy zachowaniu dobrej ergonomii. Nie sposób nie wspomnieć o kapitalnym EVF, który wyprzedza o całą epokę wizjery optyczne.

Choć Canon EOS R nie jest ideałem, to już dziś jest realną alternatywą dla świetnych, dopracowanych przez lata lustrzanek. Nowym bezlusterkowcem fotografowało mi się tak dobrze, że gdybym miał do wyboru EOS-a R i EOS-a 5D Mk IV, wybrałbym tego pierwszego.

I prawdopodobnie kupiłbym Canona EOS R… gdybym nie filmował.

canon eos r recenzja

To właśnie filmowanie sprawia, że spośród najnowszych aparatów pełnoklatkowych prywatnie wybrałem Sony A7 III. Dla wielu osób - w tym dla mnie - jest to najlepszy aparat do celów fotograficznych i filmowych, będąc właściwie spełnieniem marzeń tzw. hybrid shootera. Canona EOS R w moich zastosowaniach przekreślił bardzo duży crop w trybie 4K. Skoro w tej samej cenie mogę mieć aparat filmujący w trybie pełnoklatkowym w 4K, wybór jest oczywisty.

Gdybym nie filmował, bardzo poważnie rozważałbym przesiadkę na Canona EOS R. To body jest świetnie przemyślane i bardzo wygodne w obsłudze. Nie jest pozbawione wad, ale właściwie wszystkie rekompensuje jakości obrazu, a także sam potencjał nowego systemu. Dla fotografów będących od lat w systemie Canona i posiadających wiele obiektywów, przesiadka na EOS-a R jest bardzo rozsądnym krokiem.

Podsumowując, EOS R to przyszłość.

canon eos r recenzja

Canon pokazał, że rynek bezlusterkowców jest przyszłością. Jak na pierwszą bezlusterkową konstrukcję tego typu, EOS R jest wyjątkowo dopracowany w kluczowych aspektach takich jak jakość zdjęć, szybkość pracy, dokładność AF i ergonomia. Niestety kilka braków w specyfikacji i nieszczęsny crop w trybie 4K przekreślą ten sprzęt w oczach wielu klientów.

REKLAMA

Znam kilku użytkowników, którzy kupili Canona EOS R i są z niego bardzo zadowoleni. Trochę żałuję, że sam nie mogę się zaliczyć do tej grupy. Jednocześnie czuję, że kolejne aparaty Canona z bagnetem RF zrobią ogromne zamieszanie na rynku fotograficznym. Tym bardziej, że idzie za nimi oferta doskonałych optycznie obiektywów.

Paczka oryginalnych zdjęć przykładowych z aparatów jest dostępna do pobrania pod tym linkiem. Archiwum ZIP, 300 MB.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA