REKLAMA

Kiedyś mieliśmy za mało RAM-u, dzisiaj mamy za mało czasu? Podobno Pillars of Eternity 2 jest biznesową klapą

Nie grałem (jeszcze) w Pillars of Eternity 2, ale ufam głosom mówiącym, że jest lepsza od swojej poprzedniczki. I że to generalnie kapitalna gra.

Pillars of Eternity
REKLAMA
REKLAMA

Grałem za to - na raty - w Pillars of Eternity 1. Na komputerze odbiłem się kompletnie, zasypiając po kilkunastu godzinach gry. Ale potem na PlayStation 4 dałem jeszcze jedną szansę i zapałałem uczuciem gorącym. Na tyle gorącym, by faktycznie przebąkiwać o duchowym spadkobiercy Baldur's Gate. Gorszym od oryginału, ale nic nie szkodzi - trudno być lepszym.

Należało się więc spodziewać, że lepsza kontynuacja powtórzy sukces generalnie ciepło przyjętej gry, która uzyskała dobre wyniki sprzedażowe, nawet jak na niszę - klasycznych cRPG z izometrycznym rzutem kamery - w której się poruszała.

Tymczasem jeden ze „społecznościowych inwestorów” gry narzeka, że nie ma szans na zwrot zainwestowanych środków. W swojej wypowiedzi w serwisie Twitter sugeruje nawet, że gra sprzedała się w liczbie zaledwie 110 tys. egzemplarzy. To bardzo niewiele, nawet jak na taką niszę - przyznacie. Aby inwestorzy okazali zwrot, PoE 2 musiałoby kupić 580 tys. graczy. Wynik ten wydaje się niemożliwy do osiągnięcia. Statystki te mogą być oczywiście nieco zafałszowane, niedoszacowane, ale wydaje się nieprawdopodobnym, by ogólna sprzedaż nowych pillarsów przekroczyła do tej pory te 200 tys. egzemplarzy.

Porażka Pillars of Eternity: Deadfire

W nowe Pillars of Eternity jeszcze nie grałem, bo czekam na wersję dla PlayStation 4 (ciekawe, czy w tym kontekście się jej w ogóle doczekam). Ale to tylko jeden z powodów. Niewykluczone, że PoE spodobało mi się na konsoli nie z powodu odmiennego sterowania, a z powodu grypy. Rozłożony na cztery łopatki, niezdolny do jakiejkolwiek sensownej aktywności, leżąc w łóżku po prostu dałem sobie szansę, by wsiąknąć w świat.

I tutaj pojawia się największy problem PoE. Adresatem tych gier są osoby, które wychowały się na Baldur's Gate. Czyli osoby, które w 1998 r. miały te 8 do 25 lat. Brutalna matematyka mówi wprost, że dziś mają od 28 do 45 lat. I nawet jeśli nadal grają, a myślę, że większość z nich gra, to ich zasoby są ograniczone.

Kiedyś mieliśmy za mało RAM-u, dzisiaj mamy za mało czasu

Jeśli więc weźmiemy pod uwagę, że Wasteland 2 i Pillars of Eternity (a jeszcze wcześniej Baldur's Gate: Enhanced Edition) zapoczątkowały modę na sentymentalny powrót do świata gier cRPG w stylu sprzed 20 lat, to pamiętajmy też, kto gra w takie produkcje. W większości dinozaury, trochę ciekawych świata młokosów.

REKLAMA

I te dinozaury dostały przez ostatnie lata wiele gier utrzymanych w tej konwencji. To była całkiem fajne Numenera, intrygująca Xulima, Tyranny, chyba można do tego grona zaliczyć też oba Divinity. I wiele, wiele innych. Każda z nich to przygoda na co najmniej kilkadziesiąt godzin. I to już niestety nie te czasy, że przez kilkadziesiąt godzin to pierwszy tydzień ferii świątecznych. To jest po 40 minut pomiędzy powrotem z pracy, a usypianiem dziecka. Oczywiście raz w tygodniu.

Nie jest więc tak, że konwencja klasycznych cRPG się znudziła graczom, choć oczywiście głęboko wierzę, że i "to już nie to" odrzuciło jakiś istotny procent graczy. To raczej skutek uboczny grupy docelowej, która ma bardzo mało czasu na granie, a przez ostatnie lata raczona była w gruncie rzeczy sporą liczbą podobnych do siebie, przynajmniej w formule, gier.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA