Czas pożegnać bezlusterkowce Nikona. Nie będę po nich płakał
Jeden z największych serwisów fotograficznych wieszczy koniec bezlusterkowców Nikon 1. Nie będę po nich płakał.
Jeden z największych i najbardziej szanowanych serwisów foto - Dpreview - opublikował recenzję bezlusterkowca Canon EOS M3. W tym fakcie nie ma nic dziwnego, ale w recenzji znalazło się ważne i niespodziewane stwierdzenie dotyczące bezlusterkowców Nikona:
To bardzo odważne stwierdzenie, zwłaszcza że Dpreview jest znane z tego, że publikuje tylko sprawdzone informacje i nie zajmuje się plotkami. Wobec tego taka deklaracja redaktorów serwisu rozniosła się szerokim echem wśród użytkowników serii Nikon 1.
Jeśli spojrzymy na premiery, linia Nikon 1 faktycznie stoi w miejscu. Ba, system od początku rozwijał się wolno i moim zdaniem mocno na siłę. Zarówno Canon jak i Nikon są potęgami rynku lustrzanek, ale nawet tacy giganci widzą, że bezlusterkowce zajmują coraz większą część rynku. Obie firmy wypuściły własne systemowe aparaty bez luster, ale raczej z musu niż z chęci.
Seria Nikon 1 była zbudowana wokół małej, jednocalowej matrycy. Tworzenie systemu wokół tak małego sensora to przerost formy nad treścią, zwłaszcza, że na rynku pojawiło się sporo świetnych kompaktów z taką matrycą. Z kolei Canon od początku podchodził po macoszemu do tematu obiektywów do serii M.
Wszyscy zdawali sobie sprawę, że ani Nikon, ani Canon nie mogą zrobić zbyt dobrego bezlusterkowca, bo ten stanowiłby wewnętrzną konkurencję dla lustrzanek. Przykładów na rynku nie trzeba szukać daleko. Sony postawiło mocno na bezlusterkowce, przez co segment lustrzanek zatrzymał się w miejscu i dryfuje w jakimś dziwnym zawieszeniu, w nieznanym kierunku. Sony cały czas nie chce tego przyznać, ale moim zdaniem firma już postawiła krzyżyk na segmencie lustrzanek.
Sytuacja bardzo przypomina przejście z ery analogowej w cyfrową.
Dziś najwięksi gracze mają problem z nowym segmentem bezlusterkowców, a piętnaście lat temu podobny problem stanowiły pojawiające się aparaty cyfrowe. Na przełomie tysiącleci również wielu producentów przekładało moment przejścia na technologię cyfrową. Dla kilku skończyło się to tragicznie, co pokazuje m.in. przykład Kodaka.
Canon i Nikon muszą znaleźć długofalowy pomysł na siebie. Za pięć lat lustrzanki mogą zniknąć z amatorskiego rynku, a zostaną tylko w roli rozwiązań dla profesjonalistów.
Rozwiązanie widzę w nowej serii kompaktów Nikon DL
Nikon DL to nowa seria aparatów kompaktowych z matrycą jednocalową. Mają one obiektywy wbudowane na stałe, a więc nie są bezpośrednią konkurencją dla lustrzanek, ani nawet dla bezlusterkowców. Sprzęt wydaje się być przemyślany od podstaw, bowiem Nikon od razu pokazał trzy modele różniące się obiektywami, przy czym jeden z nich to prawdziwy ewenement, który oferuje stałoogniskowy obiektyw ultraszerokokątny. Minusem jest fakt, że nie mają one matrycy APS-C znanej z lustrzanek.
Ciągle czekam na rynkowy debiut aparatów Nikon DL. Niestety producent miał pecha, bowiem jego fabryki ucierpiały na skutek trzęsienia ziemi w Japonii i premiera została odsunięta w czasie.
A co z Canonem? Tutaj wstrzymałbym się do wrześniowych targów Photokina. Mam wrażenie, że możemy na nich zobaczyć coś przełomowego.