Więcej miejsca, lepsze jedzenie, dłużej otwarty Spodek - tak widzę moje wymarzone finały IEM 2017 w Katowicach
Mija dokładnie miesiąc od najważniejszej esportowej imprezy w naszym kraju, jaką niewątpliwie jest Intel Extreme Masters w Katowicach. Jakie wnioski jestem w stanie wyciągnąć po tym czasie i czy IEM 2017 może być jeszcze fajniejszy niż ten, który niedawno się skończył? Zawsze może być lepiej.
Wszystkie drogi prowadzą do Spodka
Żaden mieszkaniec Katowic nie jest w stanie przegapić faktu, że w tym mieście właśnie trwa jakaś grubsza impreza – przyjezdni są bowiem wszędzie, a słynna już kolejka do wejścia do Spodka, licząca bagatela setki metrów, to już miejska legenda. Nie inaczej było i w tym roku – sznureczek osób bez biletów znowu imponował, wielokrotnie występując w roli głównej, jako nieodłączna część całej imprezy. Ale czy naprawdę potrzebna?
Od jakiegoś czasu głośno komunikuję, iż możliwość darmowego wejścia na teren imprezy po odstaniu wielu godzin w kolejce to absurd. Po pierwsze – organizatorzy imprezy mogliby sprzedać większą liczbę biletów osobom zainteresowanym imprezą, bo za takich uważam tych, którzy są w stanie za bilet zapłacić i uniknąć tym samym sytuacji, kiedy to najpopularniejsze wejściówki kończą się po 3 min od startu ich sprzedaży.
Nie wspominając o tym, że do systemu nie można było zalogować się na 40 min przed planowanym startem sprzedaży. Sama znam przynajmniej kilka osób, które za możliwość kupna wejściówki zapłaciłyby nawet więcej niż ich rzeczywista cena, gdyby tylko miały szansę ją kupić. Po drugie – posiadanie płatnego karnetu w takim wypadku wiąże się jedynie z przywilejem nie stania w kolejce. Często zdarzało się, że na widowni nie było miejsc dla osób z biletami, gdyż kilka rzędów zajętych było przez młodzież, która zarezerwowała miejsca swoim kolegom, którzy jeszcze czekali w kolejce przed Spodkiem.
Całkowicie płatna impreza to dla mnie pierwsza zmiana, na którą czekam w przyszłym roku. Mam wtedy większą gwarancję, że na trybunach podczas rozgrywek spotkam ludzi zainteresowanych wyłącznie kibicowaniem. Dlaczego by nie skorzystać z wypracowanych wcześniej wzorców dystrybucji biletów na imprezy muzyczne? Numerowane miejsca, zróżnicowane progi cenowe ze względu na ich atrakcyjność. Dla widzów to gwarancja tego, że będą mogli spokojnie obejrzeć mecze, które ich interesują, a nie „zaklepywać” je na kilka godzin przed ważnymi spotkaniami.
Może szkoda kolejki, tak dobrze prezentuje się z lotu ptaka, ale w przyszłym roku, z powodzeniem można by ją spieniężyć.
Rozgrywki turniejowe
Jeżeli chodzi o organizację samego turnieju, skupię się przede wszystkim na CS:GO, gdyż ten interesował mnie najbardziej. Tutaj problemów mam kilka. Pierwszy z nich to fakt, że fazy kwalifikacji ku mojemu niezadowoleniu rozgrywane były w porze uniemożliwiającej ich oglądanie ludziom pracującym/uczącym się w standardowych godzinach.
Rozumiem, że jakoś trzeba było pomieścić wiele spotkań w tak krótkim czasie przed fazami ćwierćfinałowymi. Wymarzonym rozwiązaniem jest, by w przyszłym roku IEM trwał jeszcze kilka dni dłużej, wtedy na pewno wszystko dałoby się lepiej rozplanować, ale rzecz jasna to utopia, nikt przecież nie zorganizuje wydarzenia tego typu trwającego dwa tygodnie.
Pozostając przy temacie fazy kwalifikacji CS:GO, bardzo żałowałam też, iż odbywała się ona bez obecności jakiejkolwiek publiczności. Nie wiem dlaczego podjęto taką decyzję, ale marzy mi się, by w przyszłym roku były to rozgrywki otwarte – sama z chęcią pojechałabym do Katowic na cały tydzień by obejrzeć turniej od początku do końca.
Logistyka spotkań pozostawia także wiele do życzenia. W tym roku turniej CS:GO rozgrywany w ramach IEM 2016 w przeciwieństwie do roku 2015, nie był turniejem typu major. Wszystkie mecze ćwierćfinałowe, które rozgrywane były w systemie BO3 (do dwóch wygranych map), a było ich cztery, zaplanowane zostały na jeden dzień. Z góry oczywistym było, że nie obędzie się bez czasowych poślizgów, ale te, które miały miejsce w tym roku były w stanie złamać nawet najbardziej zatwardziałych kibiców.
Ostatni mecz ćwierćfinału, rozgrywany pomiędzy Astralis i Fnatic, jeden z najciekawszych na całym turnieju, rozgrywał się przy pustej widowni (kibice nie byli wpuszczani do Spodka od godziny 21) i trwał do 4 nad ranem. A przecież mogło skończyć się gorzej – zważywszy na to, że dwa pierwsze spotkania ćwierćfinałowe zakończyły się po rozegraniu tylko dwóch (z trzech możliwych) map ostatni mecz mógłby skończyć się jeszcze kilka godzin później.
Takie obsuwy to coś, co naprawdę psuje przyjemność z uczestniczenia w turnieju i rozgrywkach jako nierozerwalnej części całego wydarzenia. Dodatkowo jeżeli ostatnie, bardzo ciekawe mecze zaczynają się tak późno, bardzo ograniczona liczba ludzi może je zobaczyć, co boli tym bardziej, że są to mecze dające awans do półfinału całego turnieju.
Podczas IEM 2017 chciałabym, by spotkania były lepiej rozplanowane. Myślę, że przy zakładaniu czasu na dane spotkanie, powinno się brać pod uwagę najgorszy scenariusz, jeżeli chodzi o potencjalną liczbę rozgrywanych map. Dokładając do tego usterki techniczne czy wydarzenia losowe, bardzo ciężko przewidzieć czas przeznaczony na dane spotkanie. Doświadczenie z poprzednich lat winno zaprocentować zmianami w tym kierunku. Elastyczność w możliwości przełożenia spotkania na następny dzień? Esport to zazwyczaj bardzo dynamiczna rozgrywka, może i w taki sposób powinny kształtować się programy takich imprez?
Głodny Polak to zły Polak
Jak przypomnę sobie, jaka głodna chodziłam po hali Expo, cały dzień z pogardą patrząc na hot-dogi czy nachosy, to nadal czuję tę pustkę w żołądku. Jeżeli więc nie miało się dostępu do pressroomu, gdzie wyglądało to już trochę inaczej, to na terenie Expo nie było możliwości zjedzenia czegokolwiek oprócz rzeczonych wyżej, wątpliwej jakości walorów smakowych atrakcji. Wynikiem czego, oglądając mecz na trybunach, wielokrotnie byłam świadkiem pieczołowitego przygotowywania wypraw, celem zdobycia jedzenia na kolejne kilka godzin dla siebie i kompanów niedoli.
Ciągle przed oczami mam ten obrazek – młodzież, przeciskająca się po trybunach, obładowana jedzeniem zakupionym chyba dla połowy widowni. No, ale w sumie to się nie dziwię, skoro chęć zdobycia pożywienia skutkowała szeroko zakrojoną wyprawą, trzeba było to wykorzystać. A tak już bardziej serio – bardzo brakowało stoiska chociażby z kanapkami.
Aby kupić cokolwiek konkretnego, wiązało się to z każdorazowym wychodzeniem z Expo i staniem w dość sporej kolejce, jeśli chciało się znowu na mecz wrócić. A nie zawsze była już taka możliwość. W międzyczasie bowiem zaczynały się inne spotkania, a hala miejscami wypełniała się do granic możliwości. co powodowało sytuację, iż ochrona nie chciała wpuszczać więcej osób, a żywiciele całych grup zostawali z prowiantem tylko dla siebie.
Idealne Intel Extreme Masters 2017 to więcej stoisk z normalnym jedzeniem, usytuowanym w takim miejscu, by nie mieszać kolejek osób, które chcą się właśnie dostać na mecz i tych, którzy zainteresowani są innymi atrakcjami.
Who are all those people?!
Spodek robi się już trochę za ciasny na przyjęcie tak ogromnej liczby zainteresowanych. Wielokrotnie zdarzały się sytuacje, kiedy z powodu tłoku zupełnie nie dało się gdzieś dostać – czy to na trybuny podczas bardziej popularnego spotkania, czy do hali gdzie swoje stanowiska miały różnorodne firmy. Zdaje sobie sprawę, że w przyszłym roku Katowice znowu mogą przeżywać rekord oblężenia związanego z IEM 2017 i zachodzę w głowę, czy jakieś inne miejsce w Polsce mogło by taką liczbę osób pomieścić przy jednoczesnym zachowaniu komfortu oglądania.
Podczas rozmów padały głosy sugerujące Stadion Narodowy, ale jakoś nie wyobrażam sobie oglądania wielogodzinnych czasem spotkań na mało wygodnych, plastikowych krzesełkach. Może nieco inne rozmieszczenie poszczególnych punktów strategicznych sprawiło by, że tłok nieco się rozładuje? Można by nieco oddzielić wydarzenia takie jak spotkania z jutuberami od miejsc w których aktualnie trwają mecze, tak by ludzie, którzy przychodzą wziąć udział w zupełnie innych aktywnościach przygotowanych przez organizatorów, nie wchodzili sobie nawzajem w drogę.
Do IEM 2017 jeszcze bardzo dużo czasu, ale organizatorzy zapewne już myślą, jak ulepszyć imprezę, która co roku przyciąga do Katowic ludzi nie tylko z całej Polski, ale i z całego świata. Na pewno jest to ogromne wyzwanie – co roku Katowice odwiedza coraz więcej osób, a sam Spodek nie jest przecież z gumy.
I tak jestem pod wrażeniem, jak dużo organizatorzy są w stanie wykrzesać z tego miejsca. Wydarzenia na taką skalę to nie lada gratka i nie ma siły, by zadowolić każdego. Mam jednak nadzieję, że z roku na rok będzie coraz lepiej – w tym roku na przykład dokonał się ogromny progres, gdyż przyjeżdżając do Katowic miałam możliwość zobaczyć mecz na żywo z trybun, a nie jak to było w roku 2015, z hotelowego pokoju, gdyż nie było szans dostać się na widownię.
Liczę więc na to, że wedle przysłowia do trzech razy sztuka, IEM 2017 będzie imprezą idealną czego zarówno sobie jak i wam życzę.