Nigdzie Android nie jest tak mocny, jak w Polsce. I to nie jest dobra wiadomość
Google może być z nas dumny. Dane Statcountera wyraźnie pokazują, że Android cieszy się nad Wisłą zdecydowanie większą popularnością niż w innych krajach. Jednak wbrew pozorom nie jest to dobra wiadomość.
By się o tym przekonać, wystarczy przypomnieć sobie ostatnie problemy systemu operacyjnego Google. Oprogramowanie to jest dziurawe jak ser szwajcarski, a przez jego zbytnią otwartość regularne łatanie go nie jest możliwe. Oczywiście, firma z Mountain View od jakiegoś czasu stara się odzyskać kontrolę nad nim. Dowodem tego jest chociażby zeszłoroczna zmiana działania Usług Google Play, które obecnie w pewnym stopniu odpowiadają za bezpieczeństwo.
Jednak wielu błędów bezpieczeństwa nie da się rozwiązać w ten sposób.
Wszystkie urządzenia wyposażone w system Android 4.4.4 i starsze są wyposażone w przeglądarkę pełną dziur bezpieczeństwa. Google nie może jej załatać, ponieważ musiałoby wydać odpowiednią poprawkę do systemu. Ta mogłaby trafić co najwyżej do wyposażonych w czystego Androida urządzeń Nexus. W przypadku Apple i Microsoftu wygląda to zupełnie inaczej, ponieważ firmy te starają się cały czas kontrolować swoje platformy mobilne. Ustalają do nich specyfikacje sprzętowe, dbają o szczegóły.
Z kolei Android to wolna amerykanka i encyklopedyczna definicja słowa fragmentacja. Dlatego dostarczenie poprawki do większości urządzeń wymaga interwencji producentów sprzętu. Ci muszą wydać własne aktualizacje wyposażone w nowości od Google. Muszą oni dopasować nowy system do swoich urządzeń i swoich nakładek. Trudno się zatem dziwić, że wielu producentów w ramach cięcia kosztów po prostu olewa swoje urządzenia, zwłaszcza te starsze i tańsze.
Jeśli jednak producent zdecyduje się na stworzenie odpowiedniej aktualizacji, na przykład przeznaczonej do reklamowanego wszędzie flagowca, ta nie trafi od razu do użytkowników. W końcu większość sprzętów mobilnych jest sprzedawana przez operatorów, którzy muszą sprawdzić, czy dana aktualizacja będzie dobrze działać z ich siecią. Kontrolę nad Androidem ma po trochu Google, producenci sprzętu oraz operatorzy komórkowi. W praktyce oznacza to, że nikt nie ma wpływu na Androida, a korzystanie z niego jest zwyczajnie niebezpieczne.
Tak duża liczba sprzętów z Androidem oznacza też, że jesteśmy biedni.
By się o tym przekonać, wystarczy spojrzeć na listę innych krajów, w których królują urządzenia mobilne z systemem operacyjnym Google. Bułgaria, Hiszpania, Słowacja, Grecja. Co prawda w uboższej od Polski Rumunii i zbliżonych do nas Węgrzech udział Androida jest zauważalnie mniejszy, ale tendencja jest taka, że im bogatszy kraj, tym udział iPhone’ów jest większy.
Nie ma w tym nic dziwnego, bo stworzony przez Apple smartfon pod względem ceny nie odbiega już od flagowych urządzeń z Androidem. Oferuje przy tym większy poziom bezpieczeństwa, nieco lepszy dostęp do aplikacji i jest kultowym produktem popkultury, budzi emocje większe niż jakiekolwiek inne urządzenie mobilne. Tak jak wielu z nas wchodząc do sklepu Nike’a potrafi poprosić o jakieś dobre adidasy, tak sam znam wiele osób, które wchodząc do salonu operatora komórkowego proszą o iphone’a od Samsunga lub LG.
Dlatego sobie i wam życzę, by udział Androida w Polsce spadał. Żeby korzystali z niego specjaliści i entuzjaści, którzy potrafią korzystać z większości jego ogromnych możliwości i samodzielnie potrafią zadbać o swoje cyfrowe bezpieczeństwo.
Ze względów bezpieczeństwa reszta użytkowników powinna używać iPhone’ów i Windows Phone’ów. Tylko te urządzenia potrafią bowiem zapewnić odpowiedni poziom bezpieczeństwa, wydajność i wygodę obsługi. Krótko mówiąc, mogą być obsługiwane przez technologicznych laików, którzy stanowią największą grupę użytkowników sprzętów mobilnych.