Stres od najmłodszych lat, korepetycje, egzaminy, segregacja i stażowanie - witamy w singapurskiej szkole
Jakie są singapurskie szkoły? W skrócie – wymagające, ale i jedne z najlepszych na świecie, stresujące, ale świetnie wyposażone. Tu nikt się nie cacka i uczniowie jak najszybciej segregowani są zależnie od swoich umiejętności, a potem prześcigają się w stażowaniu w największych korporacjach.
Od początku istnienia Singapuru, władze największą uwagę zwracały na nauki matematyczno-przyrodnicze, zaniedbując nieco część humanistyczną. Dziś polityka już się zmienia, bo choć miastu nadal potrzeba inżynierów do budowy „nowego Singapuru” – wieżowców na terenach odzyskanych od morza – to artyści i dziennikarze dostają na swoją edukację większe stypendia.
W Singapurze funkcjonuje obecnie 6 narodowych szkół wyższych, których dyplomy honorowane są na całym świecie. Jednak inaczej niż w Polsce, tytuł magistra nie uległ tu tak drastycznemu zdewaluowaniu i wciąż kojarzony jest w pewnego rodzaju elitarnością. A prowadzi do niego bardzo długa droga…
Najważniejszy egzamin w swoim życiu zdają już 12-letni Singapurczycy. Nazywa się PSLE i praktycznie determinuje całą przyszłość.
Zależnie od jego wyniku dzieci dzielone są na cztery grupy – od najzdolniejszych, dla których zarezerwowane są uniwersytety, po tych mniej zdolnych, którzy najczęściej kończą w zawodówkach.
Właśnie ten egzamin wzbudza największe kontrowersje. Czy wyobrażacie sobie, aby kończąc podstawówkę pisać test, który nakieruje was albo na akademickiego profesora, albo na spawacza? U nas często marginalne znaczenie ma egzamin gimnazjalny, a niektórzy z marszu podchodzą także do matury, myśląc: „gdzieś i tam mnie przyjmą…”
W Singapurze przeskoczyć z grupy do grupy jest wybitnie trudno. Dzięki temu każdy ma od razu zawężony krąg swoich zainteresowań i perspektyw. Z jednej strony wybitnie mi smutno kiedy o tym piszę, jednak z drugiej jest to idealne rozwiązanie jeśli szkołę postrzegamy jedynie jako kuźnię przyszłych pracowników.
Singapurskie szkoły działają jak fabryki. Ocenia się jakość surowców, wpasowuje w krzywą Gaussa, potem produkuje, zależnie od zapotrzebowania.
W jednym jesteśmy jednak bardzo podobni. W zamiłowaniu do testów.
W Singapurze dzieci ocenia się już od 2 roku życia. Oczywiście na początku poziomami entuzjazmu do zabawy, ale niedługo potem wchodzą prawdziwe oceny. Nikt tu nie ma sentymentów do „wrażliwej psychiki”. Szkoła jest bardzo stresująca. Zachodzi tu ciągłe porównywaniu uczniów, ich postępów i ewaluacja planów.
Podobnie jak w Polsce, edukacja przebiega tu od testu do testu, jednak tutaj naprawdę to działa. Singapurczycy osiągają jedne z najwyższych wyników we wszystkich międzynarodowych rankingach.
W Polsce niedawno bardzo cieszyliśmy się z wyników testu PISA. Tu takie miejsce zostałoby uznane za porażkę.
Szkoła, jaką ja sobie wybrałem nosi nazwę Singapore Management University i posiada w kraju podobną pozycję jak u nas Szkoła Główna Handlowa – moja alma mater. Jej głównym celem jest kształcenie przyszłych kadr zarządzających w największych korporacjach.
Jest to szkoła prywatna, ale mimo to otrzymuje dofinansowanie od rządu. Choć na opis samego obiektu poświęcę oddzielny tekst to już teraz mogę napisać, że SMU naprawdę zwala z nóg swoimi możliwościami.
Powstała 14 lat temu. Już wtedy w Singapurze dało się odczuć brak wystarczającej przestrzeni miejskiej, a mimo to uniwersyteckie wieżowce zlokalizowano w samym centrum i połączono siatką podziemnych połączeń.
Sam uniwersytet jest także niesamowicie umiędzynarodowiony.
Od samej góry poczynając – rektor jest Szwedem, wśród kadry profesorskiej połowę stanowią zachodni eksperci i praktycy, a ja sam jestem jednym z 600 zagranicznych studentów, którzy każdego roku spędzają semestr na SMU.
Na koniec jeszcze bardzo ważna obserwacja, jaka kompletnie odróżnia Polskę od Singapuru. U nas wiele osób szuka zawodowego doświadczenia dopiero na magisterce, lub nawet po jej zakończeniu. W Singapurze edukacja przebiega zdecydowanie szybciej:
SGH jest w tym przypadku pozytywnym wyjątkiem w skali Polski, ale mam wielu znajomych na innych uczelniach, którzy jeszcze w ogóle nie myśleli o zdobywaniu zawodowego doświadczenia. Sam mogę powiedzieć, że nawet kilka tygodni z moich staży dało mi więcej obeznania w świecie, niż bazyliony godzin spędzonych na wpatrywaniu się w profesora, opierającego się o katedrę.
Swoja edukację podobnie jak w Polsce, kończą za to singapurscy mężczyźni, ale tylko dlatego, że muszą odbyć obowiązkową, 2-letnią służbę wojskową! Ten temat również niedługo na blogu!