Technologiczny dysonans, czyli jak kupowałem książkę w Internecie
W weekend znajoma pokazała mi książkę. Stwierdziłem, że muszę ją zakupić. I wszystko byłoby w porządku, gdyby nie napotkane na drodze zakupowe średniowiecze. W internecie, wciąż istnieją sklepy, które zadziwiają sposobem realizacji transakcji.
"Sprzedaj lodówkę i jedź dookoła świata" to książka zmarłego przed dwoma laty Kacpra Godyckiego-Ćwirko, który w ciągu kilku dni porzucił pracę w korporacji i wyruszył w podróż. Tego typu pozycji książkowych nie trzeba mi długo polecać. Mogłem zdecydować się na zakup e-booka, książka jest dostępna w popularnych serwisach Woblink, Publio, Virtualo, a nawet w ramach abonamentu Legimi.
Papier kontra e-book
Wybrałem jednak wersję papierową. Po pierwsze z racji wydania na dobrym papierze, z mnóstwem fantastycznych zdjęć - to bardziej podróżniczy album niż klasyczna książka. Obawiam się, że e-book na iPadzie by tego nie oddał, aby to się udało musiałby być wydany w takiej formie jak książka Wojtka Pietrusiewicza.
Po drugie ze względu na cenę, co znów pokazuje absurdy naszej cyfrowej dystrybucji. Najtaniej e-booka znalazłem w Gandalfie za 31,81 zł. Swoją drogą, mam nadzieję, że sklep ten nie działa już tak jak w kiedyś - kupując tam dwa lata temu e-booka czekałem dwa dni na jego udostępnienie.
Leżąc w łóżku z iPhone’m w ręku na Ceneo znalazłem ofertę księgarni Czytam.pl. Wersja papierowa kosztowała 23,71 zł, wraz z przesyłką finalnie wyszło 32,70. To raptem kilkadziesiąt groszy więcej niż za e-booka, a mowa o naprawdę dobrym wydaniu, nie jakimś ekopapierze.
To absurd, gdy e-book kosztuje ponad 10 zł więcej niż świetnie wydana papierowa książka
Skuszony ceną przeklikałem się przez kolejne kroki zamówienia na telefonie. Dużym plusem sklepu był brak konieczności rejestracji, mail, numer telefonu i dane adresowe wystarczyły zamiast kolejnego loginu, hasła i potwierdzania tych danych przez e-mail. Brak strony mobilnej też nie był specjalnie uciążliwy.
Moje zdziwienie przyszło w momencie, gdy po wyborze formy przesyłki i płatności przeszedłem krok dalej. Spodziewałem się skorzystania z mTransferu, szybko wygodnie i oczekiwania na książkę pod koniec tygodnia. Zamiast tego otrzymałem e-mail z indywidualnym numerem konta oraz danymi do przelewu. Nieco się rozczarowałem i następnego dnia, już korzystając z komputera, wykonałem ten klasyczny przelew.
Nie spodziewałem się takiej formy płatności w dobie rozwiązań typu "Amazon 1-Click".
Nie jest to niby nic wielkiego, taki sposób dokonania zapłaty trwał finalnie nie wiele dłużej. Ale jednak nie jest to komfort do którego przyzwyczaiły nas inne sklepy. Nie wspominając Apple App Store i Amazona, nawet na Allegro wybieram z listy swój bank, wpisuję login, hasło, potwierdzam kodem z SMS-a i już.
Dla mnie jednak sposób transakcji w ten sposób to istne średniowiecze. Brakuje tylko konieczności wysłania potwierdzenia przelewu.
Z pewnością dzięki nie korzystaniu z systemów transakcyjnych księgarnia ta może rywalizować cenowo z konkurencją. Kilkanaście złotych na tytule względem Empiku, Merlina czy Matrasu to spora różnica i ze względu na nią sporo osób zdecyduje się poświęcić komfort na rzecz oszczędności.
Technologiczny dysonans
Sytuacja ta przede wszystkim pokazała mi w jak diametralnie różnym technologicznie świecie dziś żyjemy. Jak wielkie są różnice między wymaganiami fana technologicznych nowinek a tym co oferują nam sklepy internetowe.
Gdy ja rozwodzę się nad 4K, dla części wielkim skokiem jakościowym było przejście na cyfrowe kanały SD w ramach DVB-T i pojawienie się wraz z nim chociażby EPG.
Już jesienią część zakupów z poziomu iPhone’a będę mógł potwierdzać za pomocą odcisku palca. Tymczasem cały czas istnieją sklepy internetowe, w których przelew należy wykonać z tzw. rąsi, czyli ręcznie wprowadzić wszystkie dane w serwisie bankowym.
Żyjemy w Internecie, a raczej świecie, który ma kilka prędkości. Problem w tym, że światy te wzajemnie się przenikają. Technologiczni maruderzy oferujący swoje usługi w sieci utrudniają, życie entuzjastom nowinek. Natomiast istnieje gro osób, które zupełnie tych nowości nie jest w stanie przyswoić i tak właściwie nie ma kto im tego wytłumaczyć.
Dla mnie miały być to zwykłe impulsywne zakupy w sieci, skończyły się na lekkim rozczarowaniu, że w porównywarce cenowej z powodzeniem znajdują się sklepy, które nie mają zaimplementowane wygodnych transakcji.
Zaś na fakt, że e-book jest droższy od świetnie wydanej papierowej książki należy już tylko spuścić zasłonę milczenia.
Zdjęcia pochodzą z serwisu Shuterstock.