REKLAMA

Sony NEX 6 – mój nowy aparat - recenzja Spider’s Web

Tym razem recenzja, ale w nietypowym wydaniu. Jej bohaterem jest bezlusterkowiec Sony NEX 6. W przeciwieństwie do innych recenzowanych aparatów, nie został on wypożyczony do testów. Jest to mój prywatny zakup, którego dokonałem po długiej analizie rynku. Dlaczego akurat NEX 6? Dowiecie się z tekstu.

Sony NEX 6 – mój nowy aparat – recenzja Spider’s Web
REKLAMA

Sony NEX 6 jest bezlusterkowcem, czyli aparatem z wymienną optykę, wyposażonym w bagnet Sony E. Dysponuje matrycą wielkości APS-C i rozdzielczości 16 milionów pikseli. Sony NEX 6 miał premierę już rok temu, ale do tej pory jest propozycją wyjątkową. Jest to przedstawiciel drugiej od góry półki w systemie Sony NEX. Aparat zamknięty jest w obudowie niemal identycznej, jak NEX 7, ale wnosi kilka zmian – hybrydowy autofocus (połączenie detekcji kontrastu i fazy) i inaczej przemyślany system sterowania, do którego dodano kółko trybów. Jak na współczesną konstrukcję przystało, NEX 6 obsługuje Wi-Fi, ma także sklep z aplikacjami (który w Polsce jest mocno ograniczony).

REKLAMA

Dlaczego NEX?

Po pierwsze, jestem zwolennikiem małych i lekkich korpusów. Matryca taka sama jak w półprofesjonalnych lustrzankach zamknięta w niemal kompaktowym opakowaniu - ten pomysł spodobał mi się od razu. Jeżeli aparat ma być aparatem "do wszystkiego" skierowanym do entuzjasty, pasjonata - bezlusterkowiec jest najlepszym rozwiązaniem. Lustrzanka obecnie nie ma większego sensu, jeśli nie zarabia się na fotografii.

Po drugie, bardzo odpowiada mi jakość zdjęć, a w szczególności jakość obrazu JPG prosto z aparatu. Wbrew pozorom, jest to rzadkość. Wiele aparatów potrafi zapisać świetne RAW-y, z których da się osiągnąć podczas wywoływania cudowne rezultaty, ale nie oszukujmy się – nie zawsze jest na to czas, nie zawsze są chęci. Czasem chce się mieć dobre zdjęcie np. ze zwykłego spaceru, bez grzebania w plikach. Dopiero w NEX-ie doceniłem tę zaletę.

Po trzecie, bagnet Sony E można nazwać bagnetem uniwersalnym. Można do niego podczepić chyba każdy obiektyw świata, za pomocą specjalnej przejściówki. Przy szkłach innych systemów nie ma autofocusa (choć zdarzają się wyjątki), ale Sony oferuje szereg ułatwień przy manualnym ostrzeniu, między innymi świetny focus peaking (podświetlanie ostrych krawędzi). Możliwość podłączania manualnych szkieł to nie tylko tanie Canony FD, Minolty i Heliosy. To także możliwość podłączenia topowych szkieł np. systemu Leica M, które z NEX-em tworzą wyjątkowo kompaktowy zestaw, przy zachowaniu rewelacyjnej jakości zdjęć. Inne systemy bezlusterkowe także umożliwiają podłączenie obiektywów innych systemów, ale największą uniwersalność zapewniają bagnety Sony E i Fuji X.

NEX 7, NEX 6, czy 5T?

Obecnie każda półka serii NEX jest ciekawą propozycją. Warto zdać sobie sprawę, że poza NEX-em 7 wszystkie inne półki dadzą niemal identyczną jakość obrazu. Różnice między korpusami sprowadzają się właściwie do dodatkowych funkcji i różnic w ergonomii.

Długo zastanawiałem się między NEX-em 6 i 5T (lub 5R, te korpusy różnią się jedynie obsługą NFC). Szóstka ma niezastąpiony w pewnych sytuacjach wizjer oraz więcej przycisków i pokręteł, natomiast najnowsza piątka ma dotykowy ekran i mocny argument w postaci sporo niższej ceny. Dotyk w ekranie bardzo przydaje się w pracy z manualnymi obiektywami – po wybraniu punktu na ekranie powiększa się wskazany obszar, dzięki czemu można precyzyjnie ustawić ostrość.

Gdzieś na horyzoncie widnieje jeszcze NEX 7 z rewelacyjnym sterowaniem i matrycą o rozdzielczości 24 megapikseli. Taki sensor to zarówno możliwości, jak i wymagania – obiektywy muszą być bardzo ostre, żeby zapewnić odpowiednią jakość dla tak wymagającej matrycy. Tanie szkła i NEX-owe naleśniki niestety nie dają rady. Ta matryca pokazuje swoje możliwości dopiero z obiektywami najwyższej klasy. Świetne rezultaty przynoszą np. szkła Leiki podłączone przez specjalny adapter.

Wybór padł na NEX-a 6 głównie z uwagi na wizjer i ergonomię. Korpus leży w dłoni dużo lepiej niż seria 5. Kiedy po dłuższym używaniu NEX-a 6 wziąłem do ręki piątkę, miałem wrażenie, jakbym trzymał zabawkę. Z perspektywy czasu uważam, że to dobry wybór.

Ergonomia, jakość wykonania i funkcje

Korpus Sony NEX 6 jest bardzo dobrze wykonany. Obudowa to znana dobrze bryła ze starszego NEX-a 7. Różnica to kilka ergonomicznych zmian oraz użyte materiały – w NEX-ie 7 korpus ma magnezowy szkielet, zaś w szóstce jest on plastikowy. Aparat sprawia jednak wrażenie bardzo zwartego i solidnego. W tym korpusie czuć jakość.

NEX 6 dobrze leży w dłoni. Pod tym względem nie ma porównania do serii 5, a tym bardziej 3. Grip z przodu jest głęboki i można oprzeć o niego palce. Aparat bezpiecznie leży w dłoni.

Do dyspozycji mamy 2 kółka nastaw, osobne kółko trybów i 13 przycisków, z których 3 są programowalne. To w zupełności wystarcza, żeby dostosować aparat do swoich potrzeb. Opcji konfiguracji jest całkiem sporo, a całość jest dobrze przemyślana. Po konfiguracji można zapomnieć o wchodzeniu do menu. I całe szczęście, bo te jest zaprojektowane wprost tragicznie. Jest nieintuicyjne i bardzo niewygodne.

Aparat wyposażony jest we wbudowaną lampę błyskową (można ją odchylić do tyłu i odbijać błysk od sufitu), oraz gorącą stopkę do podłączenia zewnętrznej lampy błyskowej i różnych akcesoriów, np. radiowych wyzwalaczy. Sony zdecydowało się na standardową stopkę, dzięki czemu możemy podpinać właściwie wszystkie lampy i akcesoria, jakie są na rynku.

Wizjer i ekran

Kadrowanie zostało rozwiązane chyba w sposób idealny. Do wyboru mamy cyfrowy wizjer lub odchylany ekran. Dzięki temu możemy fotografować z każdej pozycji i niestraszne nam ostre słońce, które na wizjerze nie robi żadnego wrażenia (w przeciwieństwie do wyświetlacza, który w ostrym słońcu zmienia się w lustro).

Wizjer to konstrukcja cyfrowa. Ma rozdzielczość ok. 2,4 miliona punktów. Po przesiadce z wizjera optycznego wrażenie jest nieco dziwne – wieczorem w wizjerze widać szumy i generalnie da się odczuć, że jest to cyfrowy obraz. Najważniejsze jednak, że obraz nie smuży, co zdarza się u konkurencji. W wizjerze widzimy dokładnie te same informacje, co na ekranie – można zatem wyświetlić np. poziomicę lub histogram. Co więcej, po wykonaniu zdjęcia można je przez chwilkę obejrzeć w wizjerze, bez odrywania od niego oka. Wygodne rozwiązanie. Wizjer jest duży – niemal tak duży, jak w lustrzankach pełnoklatkowych, jest sporo większy od wizjerów z lustrzanek entry-level. Obraz w wizjerze aktywuje się w momencie przyłożenia doń oka. Równocześnie obraz na tylnym wyświetlaczy wygasa.

Sterowanie

NEX 6 to wyjątkowy korpus wśród linii bezlusterkowców Sony. To jedyny NEX, który ma kółko trybów (tryby P, A, S, M, tryb panoramy, program auto oraz inteligentne auto, a także wybór sceny). Ten element potrafi się przydać – przekręcenie kółka jest dużo szybsze, niż szukanie odpowiedniej pozycji w menu. Bardzo ciekawym rozwiązaniem jest umieszczenie pod nim drugiego kółka nastaw, które odpowiada za zmianę czasu lub przysłony, w zależności od trybu.

Na górnej ściance znajduje się także przycisk Fn, który aktywuje podręczne menu ekranowe, do którego możemy przypisać 6 dowolnie wybranych funkcji. Mamy także oczywiście dwustopniowy spust migawki, który otoczony jest małym przełącznikiem do włączania aparatu. Wygodne i znane z lustrzanek Nikona rozwiązanie.

Z tyłu korpusu dzieje się znacznie więcej. Najważniejszym elementem jest kółko, które zmienia swoją funkcję w zależności od trybu. U góry, dołu i po bokach ma ono cztery przyciski odpowiadające za kolejno: zmianę trybu wyświetlania, korektę ekspozycji, zmianę trybu pracy migawki i zmianę czułości ISO.

Tuż obok ekranu znajdują się dwa okrągłe przyciski, z których dolny jest programowalny, a górny zmienia swoją funkcję w zależności od trybu (przeważnie odpowiada za wejście do menu). Mamy także przycisk blokady ekspozycji AEL, jednak jego funkcję można zmienić (do wyboru mamy 25 opcji). Na tylnej ściance mamy jeszcze przycisk podglądu zdjęć, włącznik lampy oraz przycisk nagrywania (standardowo dla Sony – w wybitnie niewygodnym miejscu).

Jakość zdjęć i osiągi

Jak już wspomniałem, jakość zdjęć stoi na bardzo wysokim poziomie. To właściwie czołówka matryc APS-C. Żeby uzyskać zauważalnie lepszą jakoś zdjęć, trzeba wydać kilkukrotnie większa kwotę – dopiero pełna klatka daje jakościowy skok.

Jeśli chodzi o zakres tonalny, jest bardzo dobrze. Przy bardzo kontrastowych scenach lepiej jest naświetlać na światła, a cienie „wyciągnąć” w postprocesie. Czułość ISO pozwala na wiele, szumy nie przeszkadzają do ISO 3200. ISO 6400 jest już raczej opcją ratunkową, chociaż w czerni i bieli broni się całkiem dobrze. Wyższych wartości nie używam i nie polecam - nie jestem miłośnikiem szumów.

W bezlusterkowcach newralgicznym punktem jest autofocus. Jest bez porównania lepszy niż w kompaktach, ale nadal gorszy, niż w lustrzankach. Hybrydowy AF NEX-a 6 w codziennym zastosowaniu sprawuje się wystarczająco szybko. Trzeba jedynie uważać, bo nie wszystkie obiektywy współpracują z detekcją fazy. Dla przykładu, szkiełko Sony 16mm f/2.8 skazane jest na detekcję kontrastu.

Ekosystem obiektywów

Tutaj niestety mamy zgrzyt. W systemie NEX dobre obiektywy są bardzo drogie. Przykładowo, świetny szerokokątny Sony 10-18 mm f/4.0 kosztuje 3 tysiące zł. Przed zakupem NEX-a trzeba się dobrze zastanowić nad ogniskowymi, na których nam zależy.

Jeśli mowa o obiektywach kitowych – mamy przyzwoity stabilizowany 18-55 mm, oraz nowszy, także stabilizowany, 16-50 mm w małej, naleśnikowej formie.

Mamy do wyboru także szereg stałek: 16/2.8, 20/2.8, 24/1.8 Carla Zeissa (niestety koszmarnie drogi), 35/1.8 i 50/1.8. Ostatnie dwa są świetne optycznie i stabilizowane. Pierwsza dwójka to z kolei małe naleśniki. Za pomocą adapterów Sony możemy podłączyć do NEX-a obiektywy lustrzankowe Sony pod bagnet A. Z obiektywami SAM i SSM będzie dostępny autofocus.

Mój zestaw to obecnie naleśnik 16/2.8 z konwerterem szerokokątnym oraz jasna standardowa i stabilizowana stałka 35/1.8. Do tego garść obiektywów manualnych, z ciekawym Fujianem na czele.

Podsumowując

Sony NEX 6 jest świetnie przemyślanym aparatem, który oferuje bardzo dużo, zarówno w kwestii obrazowania, jak i obsługi. Wielu nazywa go „tanią siódemką”, choć różnic jest między nimi sporo. Jakość zdjęć stoi na bardzo wysokim poziomie, a ergonomii właściwie trudno coś zarzucić. Fotografowanie tym korpusem daje mi dużo radości i uważam, że jest to jeden z najciekawszych aparatów, które miałem. Ten zakup mogę z czystym sumieniem polecić.

Plusy

  • Bardzo dobra jakość zdjęć
  • Mały, kompaktowy rozmiar
  • Wygodny uchwyt
  • Dobra ergonomia
  • Spore możliwości personalizacji i konfiguracji przycisków
  • Wbudowana, odchylana lampa błyskowa
  • Wizjer elektroniczny wysokiej klasy
  • Odchylany ekran
  • Możliwość podłączenia ogromnej liczby obiektywów manualnych, w tym systemu Leica M
  • Standardowa gorąca stopka – możliwość podłączenia lamp i wyzwalaczy
REKLAMA

Minusy

  • Dosyć słaba bateria (ok. 350 zdjęć na ładowaniu)
  • Brak zewnętrznej ładowarki w zestawie (w pudełku jest tylko kabelek USB z adapterem sieciowym)
  • Tragicznie zaprojektowane menu
  • Umiejscowienie przycisku nagrywania
  • Bardzo ograniczona w Polsce możliwość instalowania aplikacji
REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA