Dziś premiera Baldur's Gate: Enhanced Edition
Pan Mordu zginie, ale przed śmiercią spłodzi legion śmiertelnych potomków, a ślady ich przejścia znaczyć będzie chaos - tak rzecze mędrzec Alaundo.
Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich. Kiedy spoglądasz w otchłań ona również patrzy na ciebie.
Nieciekawie zrobiło się na Wybrzeżu Mieczy. Kopalnia w Nashkel nie jest w stanie dostarczyć rudy żelaza w odpowiedniej jakości, przez co miecze rozpadają się na kawałki. Jakby tego było mało, bandyci poczuli się bezkarni jak nigdy dotąd i na granicy bezczelności napadają karawany. Wrota Baldura stoją u progu wojny z Amnem. I aż trudno uwierzyć, że wszystkie te wydarzenia dzieją się przypadkowo. Być może komuś zależy na rozlewie krwi?
Na dodatek Gorion zrobił się ostatnio nerwowy. Ktoś lub coś zmusiło go do radykalnych ruchów. Już za moment wyruszycie z Candlekeep być może nie tylko w największą przygodę twojego życia, nie w jedną z największych przygód w dziejach Faerunu, ale i w historii gier komputerowych.
O Edycji Rozszerzonej Baldur's Gate pisze się od dawna. Każdy serwis i blog już dwadzieścia razy napisał o poprawionej rozdzielczości, o nowych NPC-ach, o dodaniu wielkiej misji i kilku nowych zadań pomniejszych. Ileż to się opowiadało o zmianach w interfejsie, upodobnieniu rozgrywki do drugiej części gry, multiplaformowym multiplayerze, aż wreszcie - skoro o wielu platformach mowa - między innymi o wersji na iPada, a może nawet i Androida!
Mieliśmy też dylematy na temat polskiej wersji językowej gry. Najprawdopodobniej zostanie ona wdrożona przy okazji najbliższej aktualizacji, ponieważ fani z Polski uzupełnili popisy Fronczewskiego i spółki w zakresie własnych możliwości, a całość jest już u ekipy Beamdog.
Zabrakło mi w tych wszystkich rewelacjach uznaniach dla samej gry. Rozumiem, że Baldur's Gate zna każdy. Każdy dobrze już wie, że o ile Volothamp Geddarm lubił koloryzować, to z całą pewnością nie przesadził z opisem parszywej Kniei Otulisko. Każdy wie, że lepiej nie lecieć w ślinę z pierwszą lepszą napotkaną nimfą. Każdy, absolutnie każdy zrozumiał chyba, że słowa "a, zabije sobie Drizzta" co do zasady nie kończą się dobrze. Każdy wie też, że przyjmowanie biżuterii od obcych mężczyzn nie kończy się dobrze nawet w najbardziej tolerancyjnych społeczeństwach. Każdy też czytał już list Goriona ukryty w jednym z biurek, który odsłania tak brutalną prawdę.
A jednak znowu dostajemy drugą szansę (dla mnie mniej więcej osiemnastą) żeby przejść pierwszą część Baldur's Gate. Po raz pierwszy "oficjalnie" w standardach co najmniej Baldur's Gate dwa, na dodatek po raz pierwszy z "oficjalnymi" modami (bo te nieoficjalne mody do pierwszego Baldura były prawdę powiedziawszy wyjątkowo mizerne).
W chwili gdy czytacie te słowa gra w wersji na PC albo już jest dostępna, albo będzie dostępna w przeciągu kilku następnych godzin. Twórcy za odświeżoną wersję Baldur's Gate zażyczyli sobie równowartość 20 dolarów. Trudno mi ocenić czy to dużo, czy mało za nową-starą grę. Wybrzeże Mieczy mnie potrzebuje!