Wszyscy jesteśmy jak Tomasz Majewski - kradniemy, ale nie czujemy się złodziejami
Tomasz Majewski to już nie tylko złoty medalista z Londynu, od niedawna jest on także wrogiem numer jeden koncernów fonograficznych. Swoim wywiadem dla Gazety, w którym przyznał, że kradnie muzykę z sieci, ale nie czuje się złodziejem, wywołał oburzenie w branży muzycznej. Hirek Wrona - znany zatwardziały obrońca praw wytwórni muzycznych - próbował tłumaczyć mistrza olimpijskiego. Tylko, czy Majewski nie powiedział prawdy o większości z nas?
Kto z nas nie ściągnął utworu z Kaazy (który nierzadko był zupełnie inny niż chcieliśmy), nie pobrał całej dyskografii z torrentów bądź też pojedynczego albumu z Rapidshare niech pierwszy rzuci kamieniem.
Dopiero od niecałego roku w Polsce dzieje się coś w temacie legalnej muzyki. Wcześniej muzyki wygodnie w sieci nabyć się nie dało, a ja w przypadku całych płyt od lat wyznaję podobną zasadę jak Tomasz Majewski – kupuję płyty artystów, których naprawdę lubię i szanuje, wiem że ich muzyka jest warta każdej złotówki. W przypadku zakupów w sieci, część muzyki kupuje się odruchowo jednym klikiem, pojedyncze utwory. Od momentu, gdy są u nas iTunes, Deezer, Muzo nie czuję potrzeby korzystania z nielegalnych źródeł.
W swojej kontrowersyjnej wypowiedzi Tomasz Majewski powiedział prawdę. Tak jak on postępuje, bądź postępował, robi większość z nas. Nawet jeśli doskonale zdajemy sobie sprawę, że korzystanie z filmów, muzyki, gier w sieci to kradzież (przede wszystkim według koncernów), to i tak nie czujemy się złodziejami. Czy kiedykolwiek trapiły was wyrzuty sumienia z powodu pobranych pirackich plików? Czy będąc u spowiedzi spowiadaliście się z tego? Zapewne nie, a gdyby to była płyta wyniesiona ze sklepu zapewne coś by się w nas ruszyło. Oba te czyny z punktu naszego prawa są zupełnie inne, jednak w teorii moralnie powinny być identyczne - w końcu to ta sama wartość intelektualna. Większość z nas nie widzi nic złego w pobieraniu muzyki czy filmów z sieci.
Nie mam zamiaru nikogo z nas internautów za to krytykować, tak po prostu jest. Zamiast oburzać się na słowa mistrza olimpijskiego, koncerny fonograficzne powinny zakasać rękawy i zabrać się za promocję nowych legalnych źródeł sprzedaży. Czy kiedykolwiek widzieliście, by w programach telewizyjnych pokazywano jak łatwo i legalnie można posłuchać lub nabyć muzykę w sieci? W programach śniadaniowych wciąż promowane są płyty CD, które od lat sprzedają się marnie.
Wypowiedź Tomasza Majewskiego powinna być kolejnym ważnym impulsem do dyskusji o udostępnianiu cyfrowych utworów audio oraz audiowizualnych. W końcu w ciągu najbliższych 4 miesięcy nie powinniśmy mieć problemów z dostępem do wartościowych usług VOD oraz muzyki w sieci; także gry i oprogramowanie będą tak dystrybuowane w ten sposób. Może warto, by wszyscy ci oburzeni słowami Majewskiego zrobili coś, co przekonałoby społeczeństwo, że dobra cyfrowe/niematerialne też można kupować. Przez lata darmowego internetu część z nas trochę za bardzo się "rozbestwiła" i teraz wymaga, by wszystko było za free.