REKLAMA

Google zapewnia, że nie będzie faworyzować Motoroli... Ile w tym prawdy?

google-motorola
Google zapewnia, że nie będzie faworyzować Motoroli… Ile w tym prawdy?
REKLAMA

Eric Shmidt ostatni mówi coraz więcej. Ostatnio powiedział, że kupno Motoroli przez Google nie wpłynie w żaden sposób na faworyzowanie Motoroli przez dostawcę platformy mobilnej, a po sfinalizowaniu transakcji producent sprzętu pozostanie oddzielnym działem i dotychczasowy sposób kooperacji się nie zmieni. Nawet więcej - Google przyznaje, że najważniejsze w całym przejęciu są patenty, które posiada Motorola. I wszystko byłoby ok, gdyby nie to, że jakoś ciężko uwierzyć w te słowa.

REKLAMA

Jasne, patenty dla Google’a są bardzo ważne - firma z racji tego, że na rynku nie działa od kilkudziesięciu lat nie ma bogatego portfolio patentowego. To słaby punkt, bo dzisiejsze wojny między producentami odbywają się właśnie na poziomie patentowym. Wygrywa ten, kto ma ich więcej a bronić się można jedynie kontratakiem (najlepszy ostatni przykład to Apple kontra Samsung i odwrotnie). Taka “zabawa” pochłaniająca masę pieniędzy może trwać latami, a system wzajemnych powiązań angażuje kolejne firmy... A potem dochodzi do już nie tak spektakularnego porozumienia lub wyrównania sił.

Google korzysta więc z okazji przejęcia bogatego portfolio patentów Motoroli - około 17 tysięcy pozycji dotyczących łączności itp. - by mieć czym skutecznie odpierać ataki na przykład Apple’a czy Microsoftu. Jednak ciężko uwierzyć, że Motorola pozostanie na równi z innymi producentami.

Pamiętamy nie tak dawne zresztą ujawnienie informacji z procesu Google kontra Oracle, w których Google radziło jak zyskać przewagę nad innymi producentami i wykorzystać kod źródłowy Androida. To właśnie Motorola wymieniona została jako bliski współpracownik Google’a, któremu należy dawać wcześniejszy dostęp do oprogramowania. Google radził też, żeby nie udostępniać innowacji przed ich ukończeniem i wypuszczać gotowy kod na licencjach open-source dopiero po skończeniu prac.

Nie dziwne więc, że pierwsze, co nasuwa się w takiej sytuacji na myśl to sytuacja, w której Motorola będzie miała znaczną przewagę nad konkurencyjnymi producentami -dostęp do wczesnych wersji systemu Android i czas na przygotowanie sprzętu przed innymi. Google z całej siły próbuje przekonywać, że tak nie będzie i daje za przykład nowego Galaxy Nexusa.

To prawda, że to Samsung po raz drugi dostał możliwość bliskiej współpracy z Google’em przy “przełomowej” zmianie systemu, jednak nie było to spowodowane chęcią bycia otwartym, a prozaiczną technologią. Praktycznie żaden producent smartfonów z Androidem nie jest w stanie zaoferować ekranów takiej jakości, jak z rodziny SuperAMOLEDów, nikt też nie ma bijącej rekordy popularności linii urządzeń powównywalnej do linii Galaxy, które stają się już znaczącą marką na rynku Androida. Samsung ma technologię i markę, Google może więc wykorzystać to i upiec kilka pieczeni przy jednym ogniu.

REKLAMA

Poza tym kupno Motoroli nie jest jeszcze sfinalizowane. Dopiero gdy do tego dojdzie i minie trochę czasu i pojawi się kilka premier nowych smartfonów to okaże się, czy Shmidt mówił prawdę. I czy faktycznie Google pozwoli na rozwój Motoroli w swoim - tu trzeba przyznać - dosyć powolnym tempie. Bo chociaż Motorola jest rozpoznawalnym producentem, to obecnie jej urządzenia zwłaszcza w Europie nie są specjalnie popularne. Google może pomóc w popularyzacji, ale... musiałby “dać jej fory”.

Wszystko, co związane z Motorolą sprowadza się tak naprawdę do jednego - do wykorzystania potencjału tej marki. Jest ogromny, a Google przecież chce zarabiać... I w tym świetle zapewnienia Schmidta są tylko bajeczką dla naiwnych producentów używających Androida.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA