REKLAMA

Od nabuzzowania do zbluzzowania

To chyba najbardziej śmiała próba Google'a na zawojowanie przestrzeni w "social media" - nowa usługa dla prawie 170 mln użytkowników Gmaila z doskonałą nazwą Buzz. Ale Google jest spóźniony o co najmniej 2 lata i na dodatek nie kieruje rynku na nowe tory, lecz powiela pomysły innych.

Od nabuzzowania do zbluzzowania
REKLAMA

Apple i Google - te firmy od wielu lat były przedstawiane jako najbardziej innowacyjne firmy technologiczne świata, na dodatek w przyjemnej opozycji do skostniałych i znienawidzonych historycznych liderów: Microsoftu i IBM. Ta pierwsza skupiała się na rozwoju rewolucyjnych rozwiązań sprzętowo-programistycznych, a ta druga dyktowała kierunki rozwoju internetu. Jak wiemy w ostatnich dwóch latach naturalny pakt o nieagresji pomiędzy Apple'm a Google'm rozciągany był do granic możliwości, aż w końcu pękł.

REKLAMA

Pękł, bo Google zapragnął (albo musiał, na co może wskazywać analiza dynamiki przychodów firmy) wyjść poza swoją ojczyznę i zaczął robić tysiąc różnych rzeczy - od mobilnego systemu operacyjnego po "komputerowy" system operacyjny, od przeglądarek internetowych po produkcję telefonów sygnowanych własnym logotypem. W międzyczasie stracił palmę innowacyjności na swoim poletku. Przy braku czujności, pod nosem Google'a wyrosły dwie duże platformy, które zaczynają go podgryzać w tym, w czym panowie z Mountain View są najlepsi: wyszukiwaniu i prezentowaniu informacji w Internecie wraz ze stosownymi reklamami.

Do pewnego czasu Apple i Google pokazywały podobną chirurgiczną skuteczność w wynajdowaniu nisz, które szybko można było podbić i na dodatek mocno kopnąć do przodu. Apple nie było pierwszą firmą na rynku cyfrowej muzyki, ale z iPodem i iTunesem skutecznie go podbiło. Podobnie było ze smartfonami - iPhone zmienił tę kategorię w zasadzie w ciągu roku, a Apple zgarnia już z tego rynku największą część zysków. Na starcie inwestycja Apple'a w rynek tabletów wygląda podobnie - jest mała nisza średnio się rozwijająca, ale z ogromnym potencjałem. Jak będzie, to się okaże za jakiś rok, półtora.

Google działał podobnie. Nie był pierwszy na rynku wyszukiwarek, ale dzięki innowacyjnemu podejściu do tematu szybko go podbił. Gmail nie był pierwszą usługą poczty w Internecie, ale Hotmaile i inne szybko odpadły z wyścigu, bo nie były dość innowacyjne, aby przeciwstawić się nowoczesnemu podejściu Google'a do internetowej poczty. Podobnym komentarzem można by okrasić inwestycje Google'a w Bloggera, czy YouTube.

Ale od pewnego czasu Google jakby zgubił swoją innowacyjność w internecie, szczególnie w tej nowej jego odmianie - tzw. mediów społecznościowych. Wyszukiwarka Google'a niezbyt radzi sobie z wyszukiwaniem w czasie rzeczywistym, czyli z tym, co Twitter i Facebook zręcznie kultywują. Nie udało się chyba (o ile takie stwierdzenie nie jest przedwczesne) zbudować społeczności wokół produktu Google Wave, który z założenia miał skupiać znajomych na wykonywaniu wspólnych czynności.

Dziś Google debiutuje z usługą Buzz, która w bezpośredni sposób kopiuje pomysł Twittera (niektórzy widzą w Buzzie bardziej Facebooka). Według słów przedstawicieli Google'a z konferencji prasowej, Buzz oferuje użytkownikom możliwość dzielenia się ze znajomymi informacjami znalezionymi w sieci, włącznie z wideo z YouTube i zdjęciami z Flickr, możliwość prezentacji własnych myśli w publiczny i prywatny sposób, oraz możliwość segregacji informacji wg interesujących użytkownika rzeczy. Mobilna wersja Buzza rozpozna położenie użytkowników i pokaże buzzy z najbliższego otoczenia.

Gdzie tu wartość dodana do istniejących już serwisów społecznych? Gdzie tkwi odpowiedź na fundamentalne pytanie: dlaczego użytkownicy Twittera bądź też Facebooka mieliby się przenieść na Buzza? Buzz nawet kolorystycznie wygląda podobnie do Twittera?

Google ma jednak ciekawy pomysł na start nowej usługi. Zintegrowano ją z Gmailem, czyli można powiedzieć, że Buzz na starcie ma 170 mln użytkowników. To połowa tego, co przez pięć lat budował Facebook oraz więcej niż do tej pory zdobył Twitter. Na starcie przygotowano także wersję mobilną na smartfony z Android i iPhone OS (w wersji aplikacji webowej). Pole rażenia jest więc całkiem spore, choć kluczowa będzie tu odpowiedź na pytanie ilu ze 170 mln użytkowników Gmaila będzie aktywnymi użytkownikami Buzza. Nasuwa się także inne pytanie: co dalej - liczyć na szybki przyrost klientów Gmaila?

Buzz należy chyba także traktować jako uzupełnienie ekosystemu Google'a o ważny aspekt społecznościowy, a nie walkę o prymat na rynku mediów społecznościowych. To zapewne kolejny element układanki w budowaniu tego, co w pakiecie będzie decydować o funkcjonalności systemu operacyjnego Google Chrome, który na rynku konsumenckim ma zadebiutować pod koniec 2010 r.

Powodzenie akceptacji Buzza przez użytkowników zależy także od szybkości przygotowania zewnętrznych aplikacji obsługujących jego działanie. Twitter i Facebook mają całą armię klientów stacjonarnych i mobilnych, które nie tylko znacznie poszerzają funkcjonalności podstawowego serwisu (vide np. Tweetie na iPhone i Mac), ale także w doskonały sposób przywiązują użytkowników do danego serwisu.

REKLAMA

Przedstawiciele Google'a mają wyuczoną odpowiedź na pytanie o konkurencję - jeśli pokarzą pokażą lepsze produkty od nas, to nie będziemy mieli nic przeciwko, aby nasi klienci z nich korzystali. W domyśle chodzi oczywiście o to, że Google nie wierzy, że ktokolwiek jest w stanie zrobić lepszą wyszukiwarkę, pocztę e-mail, czy serwis z plikami wideo online. W przypadku produktu Google Buzz można jednak sparafrazować zdanie Google'a i powiedzieć, że Twitter, czy Facebook też nie będą mieli nic przeciwko temu, żeby ich użytkownicy przeszli do konkurencji. Tyle, że musi ona pokazać lepszy produkt od ich własnych?

Wcale bym się nie zdziwił, gdyby za rok lub dwa Google kupił w końcu Twittera. Niecały rok temu było zresztą o tym dość głośno, więc zapewne coś było na rzeczy. Pewnie nie doszło do porozumienia i Google zaczął pracować nad swoim Twitter-killerem. Google Buzz na takiego jednak nie wygląda.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA