Czemu Schmidt musiał odejść z zarządu Apple
W maju Federal Trade Commission (FDC), czyli odpowiednik polskiego UOKiK wszczął dochodzenie w sprawie ewentualnego łamania przez Apple i Google zasad uczciwej konkurencji. Chodziło o CEO Google'a, Erica Schmidta, który zasiadał w zarządzie Apple. Na początku lipca Google ogłosiło finalne prace nad własnym systemem operacyjnym Chrome OS, co stawiało obecność Schmidta w zarządzie Apple pod jeszcze większym znakiem zapytania. W końcu nastąpiło to, co powinno nastąpić już dawno - za porozumieniem stron Eric Schmidt opuścił zarząd Apple.
Eric Schmidt był członkiem zarządu Apple od sierpnia 2006 roku do wczoraj, tj. 3 sierpnia 2009 r. Do know-how Apple miał wnosić ekspertyzy związane z rynkiem wyszukiwania internetowego oraz reklamy internetowej. Jednak przez ostatnie trzy lata drogi obu firm, we władzach których znajdował się Eric Schmidt krzyżowały się na wielu płaszczyznach: od smartfonów po systemy operacyjne. Czasami dochodziło nawet do ostrych spięć pomiędzy firmami, jak na przykład to sprzed kilku dni, kiedy Apple odmówiło przyjęcia aplikacji Google Voice do sklepu z programami na iPhone'a - AppStore. Doprowadziło to nawet do wszczęcia oficjalnego śledztwa przez Federal Communications Commission (FCC), czyli odpowiednik polskiego UKE.
W końcu miarka się przebrała i wczoraj Steve Jobs w informacji prasowej poinformował, że Schmidt odchodzi z zarządu Apple. Nie szczędził przy okazji kurtuazyjnych pochwał swojemu koledze: - Eric był doskonałym członkiem zarządu Apple, który inwestował swój cenny czas, talent, pasję oraz wiedzę w sukces Apple - zaraz potem dodając - niestety, jako że Google wchodzi coraz głębiej na pole głównych linii biznesowych Apple, szczególnie z Androidem, a teraz z Chrome OS, efektywność Erica w zarządzie byłaby znacznie mniejsza, gdyż musiałby opuszczać jeszcze częściej nasze spotkania ze względu na konflikt interesów. Dlatego wspólnie zadecydowaliśmy, że aktualnie jest najlepszy czas na to, aby Eric zrezygnował ze swojej pozycji w zarządzie Apple.
Tak kończy się trzyletni sojusz pomiędzy Google a Apple, w którym obie firmy występowały często przeciwko Microsoftowi. Mocarstwowe plany obu sojuszników coraz częściej stały bowiem w sprzeczności z zawartym sojuszem. Google już nie kryje swojego planu hegemonii nad wszystkim tym, co robimy w naszych komputerach. Rychły debiut Chrome OS ma być finalnym krokiem, który zasygnalizuje przejście z ery komputera stacjonarnego na erę internetu i cloud computing. A tam karty od lat rozdaje Google.
Problem z tym, że to przede wszystkim zagrożenie dla Apple'a. Między sojuszem a otwartą wojną jest czasami niezwykle cienka nić. Wkrótce okaże się, czy kurtuazyjne słowa Jobsa na temat szefa Google'a nie zamienią się w pociski.