Burzą stare i zostawiają parkingi. Ten rozwój miast niepokoi
Jeśli w miejscu starej kamienicy czy hotelu zostaje ogromna wyrwa i plac dla samochodów, to może trzeba zastanowić się, co nam z tego burzenia wychodzi. Korzyść tylko dla nielicznych.

Świecący jasny punkt górujący nad okolicą nie dawał spokoju. W końcu poszliśmy sprawdzić, co to jest. Tak błyszczała wyremontowana wieża w odrestaurowanym kompleksie fabryk. Kojarzyłem, że od dawna coś tam się dzieje, więc nie była to aż taka niespodzianka. Większym zaskoczeniem była okolica. Na krótkiej ulicy powstawał kolejny apartamentowiec, z piękną nazwą i hasłami obiecującymi bliski dojazd do centrum, życie w zgodzie z naturą i inne tego typu radości.
Kompletnie nie pamiętałem, co było w miejscu stawianego dziś kolejnego apartamentowca. Niewiele, jak pokazało mi Google Street View. Jeszcze dwa lata temu działkę od ulicy odgradzał długi płot pokryty bohomazami. 10 lat temu było podobnie. Być może dawniej była tu fabryka, jakieś przemysłowe budynki, ale wymagałoby to dłuższego śledztwa. Długo nie było niczego, a będzie coś, więc teoretycznie zmiana na plus.
Abstrahując od oceny to fascynujące, jak szybko wszystko się zmienia. Widzę to dosłownie na każdym kroku. Były ruiny, będzie nowy budynek. Dawne dziury są wypełniane. Tempo zaskakuje, ale też trochę przeraża, bo nie da się go już ogarnąć.
Dobrze pokazuje to historia opisana przez facebookowy profil Pabianice – ocalić od zapomnienia. Autor wrzucił zdjęcia kamienicy, której los teoretycznie był przesądzony. Zawalony dach oznaczał konieczność rozbiórki. I chociaż można się było spodziewać, że zostanie usunięta, to nagły jej brak zaskoczył. Pstryk i nie ma. Miasto tworzy się na nowo i wchłania stare. Pożera tak szybko, że jeszcze nie do końca wiadomo, co z tego wyniknie.
Za czym tu płakać: za starą, rozwalającą się, być może zagrażającą przechodniom ruderą? Za czymś jednak jest. Ktoś w komentarzu wspomina, że 25 lat temu kupował kolczyki – w budynku starsza pani sprzedawała tanią biżuterię. 40 lat temu był butik.
Jedna z mieszkanek odgrzebała historię sprzed wojny, którą opisywało „Życie Pabianic”, lokalny dziennik. W kamienicy, po której nie ma już dzisiaj śladu, 23-letnia Elza Strejch i 20-letnia Helena Włodarczyk mieszkały razem i prowadziły sklepik z owocami i ciastkami. Interes szedł kiepsko, a z czegoś trzeba było żyć, więc starsza koleżanka zmuszała młodszą do zarobku w nieco inny sposób, każąc wykonywać jej najstarszy zawód świata. Siłą wyganiała ją na ulicę. W to wszystko wmieszała się jeszcze jedna kobieta. Miłosny trójkąt doprowadził do tragedii.
Nie każdy budynek ma – na szczęście! – taką mroczną przeszłość, ale jednak każdy ma jakąś historię. Mijając ruiny widzę ściany, na których jeszcze trzyma się wybrana przez kogoś farba, i zastanawiam się, jak to jest: widzieć dom, w którym się żyło, a z którego została już ledwie kupka gruzu. Pewnie nie zawsze jest za czym tęsknić, ale jednak.

Zdjęcie zrobione na wszelki wypadek, bo przy następnym spacerze budynku już może nie być
To jasne, że nie wszystko można (i być może trzeba) zachować. Nie każdej starej kamienicy da się przeprowadzić godne pożegnanie, odkryć jej historię, doprowadzić do tego, by coś po niej zostało zapamiętane. Chociaż niektórzy próbują. Uwielbiam lokalne profile facebookowe, które tym się właśnie zajmują: ratują przed zapomnieniem. Mijany budynek, na którego nie zwraca się uwagi, nagle zyskuje coś, co w zasadzie trudno opisać. W końcu nie znałem tych ludzi, nadal niewiele o nich wiadomo, poza tym, że kiedyś tu żyli lub prowadzili interesy. To oni tworzyli jednak historię miejsca, które codziennie mijam.
Ważne w końcu jest też to, co powstanie w zamian
A nie zawsze jest to coś, co świadczy o kwitnięciu miasta. W miejscu dawnego luksusowego łódzkiego hotelu „Światowid” jest dziś płatny parking. „Dziennik Łódzki” zwracał uwagę, że nie tak powinno być – mowa w końcu o dobrej lokalizacji, w samym centrum. Takie miejsca zasługują na coś więcej, tymczasem „bardziej opłaca się urządzić w samym centrum miasta błotnisty plac postojowy i brać po 7 złotych za godzinę od auta, niż cokolwiek budować”, jak pisał Jacek Zemła.
Podobnie jest zresztą w Lublinie. Wyburzono XIX w. kamienicę, po czym na uprzątniętej działce powstał płatny parking, 4 zł za godzinę.
- Właściciel nieruchomości nie zgłosił do nas takich prac, takiego pozwolenia nie uzyskał, nie sygnalizował również zamiaru rozpoczęcia tego typu działań, wobec czego byliśmy zmuszeni do wszczęcia postępowania w tej sprawie – przekazała w rozmowie z TVP3 Lublin Justyna Góźdź, rzeczniczka prasowa prezydenta Miasta Lublin.
Sprawa jest tym bardziej oburzająca, bo jak pisał portal lublin112.pl, teren, na którym stała kamienica, znajduje się w obszarze wpisanym do rejestru zabytków. Komentując zdarzenie autor profilu LubLublin ironizował, że niektórym nie przeszkadzałaby nawet myjnia samochodowa na zabytkowym rynku. W końcu święte prawo własności, każdy niech na swoim robi to, co mu się żywnie podoba. Skoro parking przechodzi bez problemu, to dlaczego burzyć się na myjnie w okolicy historycznej zabudowy?
Miasto pożera stare, by w tym miejscu wyrosło… nic. Kolejny parking, jeszcze jedna sieciówka bądź dyskont, ewentualnie plac automatów paczkowych. I gdzieś kołacze się myśl: to dla kogo to odrodzone miasto ma być?