REKLAMA

Wpuścili nastolatka za stery samolotu pasażerskiego. Zabił wszystkich

Nastolatek za sterami doprowadził do katastrofy samolotu pasażerskiego na Syberii. Airbus A310 linii lotniczych Aeroflot rozbił się, bo piloci nie zauważyli, że 16-latek wyłączył autopilota.

Wpuścili nastolatka za stery samolotu pasażerskiego. Zabił wszystkich
REKLAMA

Pierwsze doniesienia prasowe o katastrofie na przedmieściach Mieżdureczeńska na Syberii niczym nie różniły się od wielu innych. Skrzynki jednak pokazały, że tragedia by się nie wydarzyła, gdyby za sterami samolotu siedzieli dorośli ludzie. Zaraz, co?

REKLAMA

23 marca 1994 roku samolot Airbus 310 linii lotniczych Aeroflot o numerach bocznych F-OGQS realizujący połączenie nr 593 wystartował z międzynarodowego portu lotniczego Szeremietiewo i rozpoczął wielogodzinny lot na lotnisko Kai Tak w Hongkongu. Samolot był nową maszyną, która weszła do służby zaledwie szesnaście miesięcy wcześniej.

Na pokładzie znajdowało się 63 pasażerów i 12 członków załogi. Większość to pracownicy linii lotniczej oraz ich rodziny. Resztę natomiast stanowili biznesmeni z Hongkongu i Tajwanu. Za bezpieczeństwo pasażerów odpowiadała natomiast młoda, ale doświadczona załoga składająca się z pilotów w wieku 33-40 lat.

W kokpicie znajdowały się jeszcze dwie dodatkowe osoby. Były to dzieci Jarosława Kudrinskiego, jednego z pilotów, które razem z tatą udały się w swój pierwszy międzynarodowy lot samolotem. Jana i Eldar w wieku odpowiednio dwunastu i szesnastu lat po raz pierwszy miały zobaczyć daleki wschód.

To tylko kokpit. Niech się dzieci pobawią

Lot przebiegał bezproblemowo, pogoda była wspaniała, dlatego też Kudrinski włączył autopilota, a następnie pozwolił dzieciom usiąść za sterami maszyny, że mogły poczuć się jak piloci. Gdy dwunastoletnia Jana usiadła i chwyciła wolant, mogła nim wykonywać manewry, udając, że zmienia kierunek lotu. W rzeczywistości za kurs samolotu odpowiadał autopilot i ruchy wolantem nie powodowały zmiany kierunku czy chociażby wysokości. Samolot zgodnie z intencjami pilota ignorował polecenia wydawane za pomocą wolantu.

Jak doszło do katastrofy lotniczej?

Kiedy Jana zeszła z fotela pilota, na jej miejsce wszedł szesnastoletni Eldar, który także zaczął udawać, że jest pilotem samolotu. Pech jednak chciał, że nastolatek skręcił maksymalnie wolant i utrzymywał go w takiej pozycji przez ponad pół minuty. Autopilot "uznał", że osoba za sterami najwyraźniej chce przejąć kontrolę nad lotkami skrzydeł i w tym zakresie przełączył się w tryb sterowania ręcznego, jednocześnie nadal utrzymując automatycznie wysokość i prędkość.

Zgodnie z wychyleniem wolantu samolot zaczął przechylać się na prawy bok. Eldar sam zauważył, że coś jest nie tak, ale jego ojcu i drugiemu pilotowi zorientowanie się w sytuacji zajęło jeszcze dziesięć kolejnych sekund. W tym czasie przechył samolotu na prawą burtę wzrósł do 90 stopni.

Samolot pasażerski Airbus 310 nie jest w stanie utrzymać wysokości przy tak dużym przechyle, przez co naturalnie zaczął opadać na prawe skrzydło, tracąc jednocześnie wysokość. Autopilot, który wciąż odpowiadał za utrzymanie stałej wysokości, starał się skompensować opadanie, zadzierając nos samolotu do góry i zwiększając ciąg silników. Przeciążenie wywołane siłą odśrodkową uniemożliwiało Eldarowi zejście z fotelu pilota, i powrót tam jego ojca.

Działania podejmowane przez autopilota nie przynosiły pożądanego skutku, samolot ostatecznie wszedł w przeciągnięcie i automat wyłączył się całkowicie.

Przeciągnięcie samolotu sprawiło, że systemy automatyczne podjęły decyzję o obniżeniu nosa samolotu w celu przywrócenia kontroli nad nim. Dopiero w tym momencie zniknęły przeciążenia i pilot mógł wrócić na swoje miejsce.

Wyprowadzając w stresującej sytuacji samolot z nurkowania, pierwszy oficer Piskariow przesadził i ponownie zadarł nos samolotu zdecydowanie za wysoko, wprowadzając go w niemal pionowy lot do góry. Z racji tego jednak, że samolot pasażerski nie jest myśliwcem wojskowym, lot w takiej konfiguracji doprowadził wkrótce do kolejnego przeciągnięcia i wejścia w korkociąg.

Tylko duże doświadczenie za sterami pozwoliło pilotom także i tym razem wyprowadzić samolot z przeciągnięcia. Niestety, w całej tej walce z samolotem piloci nie zauważyli, jak dużo wysokości stracili w ostatnich kilku minutach. Szansy na uniknięcie zderzenia już nie było. Samolot uderzył w powierzchnię Ziemi z prędkością pionową rzędu 250 km/h zabijając wszystkich, którzy znajdowali się na pokładzie.

Jak zauważali potem eksperci, pilotom niemal udało się wyprowadzić samolot z naprawdę trudnej sytuacji, zabrakło jednak wysokości.

Początkowo linia lotnicza zaprzeczała informacjom o dzieciach w kokpicie. Narrację zmieniono dopiero po tym, jak dziennikarze dotarli i opublikowali zapis nagrań z kokpitu.

REKLAMA

Według ekspertów badających katastrofy lotnicze jedną z przyczyn tragedii był fakt, że wyłączenie autopilota przez Eldera było sygnalizowane przez samolot jedynie za pomocą mrugającej kontrolki na kokpicie. Piloci natomiast swoje wieloletnie doświadczenie zbierali na samolotach, które każdorazowe wyłączenie autopilota sygnalizowały świetlnie i dźwiękowo. Brak jakiegokolwiek sygnału dźwiękowego sprawił, że zorientowanie się w nietypowej sytuacji zajęło o kilka sekund za długo.

Zdjęcie główne: nsectWorld / Shutterstock

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA