Jeśli gra pójdzie na Windowsie, pójdzie też na Stadii. Google ma pomysł, jak rozwiązać problem braku gier
Do usługi Stadia mogą trafić gry z Windowsa. Taki ruch Google'a mógłby tchnąć w jego streaming gier drugie życie. Gigant z Mountain View mógłby wykorzystać w tym celu podobny mechanizm do Protona, którego Valve używa w swoim SteamDecku.
Google Stadia jest jedną z ciekawszych usług pozwalających na streaming gier wideo, z której możemy korzystać już od ponad roku. Tytuły odpalane są na serwerach Google'a, a na urządzenie użytkownika w postaci smartfona, tabletu, komputera lub telewizora przesyłany jest wyłącznie obraz, podczas gdy w drugą stronę transferowane są informacje o wciśniętych przez gracza guzikach.
W teorii pomysł Google'a na usługę brzmi to super, a wykonanie w przypadku Stadii też jest niczego sobie, ale problemem jest relatywnie mała liczba gier.
Użytkownicy w ramach Stadii mają dostęp do blisko dwustu gier, a na liście znalazły się takie hity jak Cyberpunk 2077 czy Red Dead Redemption 2. Niestety firma z Mountain View zdecydowała się na inny model biznesowy, niż jej konkurenci, co może być dla wielu osób zniechęcające. Za każdą produkcję trzeba płacić osobno, a gier nie da się pobrać na peceta jak w przypadku GeForce Now.
Gracze obawiają się, że jeśli Google wyciągnie wtyczkę, kupione gry przepadną (a firma znana jest z ubijania nierentownych projektów). Twórcy usługi Stadia co prawda zapewniają, że nigdzie się nie wybierają, a w następnych miesiącach do bazy dołączą kolejna setka tytułów, ale to i tak kropla w morzu potrzeb. Na konsolach i pecetach liczba dostępnych produkcji liczona jest w tysiącach.
Rozwiązaniem problemu z liczbą gier może być udostępnienie w ramach Google Stadia gier pisanych na Windowsa.
Technicznie rzecz biorąc produkcje, w które możemy grać teraz, są grami z Windowsa, ale każda z nich musiała być zmodyfikowana z myślą o Stadii. Wynika to z faktu, że serwery pracują pod kontrolą Linuksa, co zmusza deweloperów do portowania każdej produkcji (za co Google płaci grube miliony). Pojawiło się jednak światełko w tunelu dla fanów streamingu.
Do sieci trafiły informacje, jakoby Google pracował nad oprogramowaniem, które pozwoli, w dużym uproszczeniu, umieścić w ramach usługi Stadia gry z Windowsa bez konieczności ich modyfikowania. W tym celu firma miałaby przygotować rozwiązanie podobne do Protona bazującego na Wine, którego Valve wykorzystuje do odpalania gier na SteamDecku, gdyż SteamOS to de facto dystrybucja Linuksa.
Takie narzędzie ma być omawiane 15 marca podczas wydarzenia Google for Games Developer Summit przez Marcina Undaka.
Jeśli użytkownicy Reddita dobrze odszyfrowali intencje giganta z Mountain View, firma może lada moment ogłosić, że w ramach Google Stadia będzie można udostępniać gry z Windowsa bez konieczności ich modyfikacji. Liczba partnerów firmy może wtedy lawinowo wzrosnąć, co potencjalnie przełoży się na lawinowy wzrost liczby dostępnych produkcji w bazie.
Idąc zaś dalej, im więcej gier oraz użytkowników, tym mniejsze ryzyko, że Google ubije projekt - a im mniejsze ryzyko utraty dostępu do kupionych gier, tym większa szansa, że liczba deweloperów oraz graczy zainteresowanych Stadią wzrośnie. Do pełni szczęścia brakowałoby wtedy już wyłącznie opcji pobierania gier lokalnie dla chętnych (ale na to akurat się nie zanosi).
Tak czy inaczej, usłudze Google'a kibicuję. Tak jak streaming dziś nie jest jeszcze w stanie w pełni zastąpić gier odpalanych natywnie na pecetach i konsolach, tak jestem przekonany, że w bliżej nieokreślonej przyszłości je wygryzie. Spodziewam się podobnej sytuacji, co na rynku wideo, gdzie płyty kupują już tylko najwięksi zapaleńcy, a całej reszcie wystarczają usługi VOD.