Reigns: Game of Thrones zapowiada się na najlepszą dotąd grę osadzoną w Westeros
Wygląda na to, że mamy do czynienia z idealną symbiozą dwóch znanych marek.
Uniwersum "Gry o Tron" nie miało dotąd szczęścia z grami. Jasne, erpeg z 2012 miał swoje momenty i dobrze oddawał klimat Westeros, ale był niedopracowany. Szwankowała oprawa, aktorstwo, system walki. Tytuł został zapamiętany jako średniak. Albo raczej w ogóle nie został zapamiętany.
Dwa lata później Telltale Games wzięło markę Martina i wrzuciło ją na firmowy taśmociąg, przygotowując kilka odcinków w swoim serialowym formacie. Efekt? Historia, która była okej, ale nie zapadała w pamięć, szczególnie jeśli grało się w jakąkolwiek inną grą Telltale wydaną po 2012. Nikt się nie zakochał.
Od tamtego czasu nikt też nie podejmował się nowej gry osadzonej w jednym z najgorętszych uniwersów ostatnich lat. Do teraz.
Zapowiedziano Reigns: Game of Thrones, które może okazać się najlepszą grą w świecie "Gry o Tron".
Reigns to uznana seria, która zdobyła popularność na Androidzie i iOS-ie. Dotąd ukazały się dwie części - Reigns (2016) i Reigns: Her Majesty (2017). W obu wcielaliśmy się we władcę lub władczynię królestwa i próbowaliśmy jak najdłużej utrzymać się na tronie. Rozgrywka była bardzo prosta - dostawaliśmy dwie karty z decyzjami do wyboru i musieliśmy wybrać jedną. Każda taka akcja wpływała na zadowolenie czterech stron - wojska, kościoła, ludu i banku.
Jeśli któraś z nich była niezadowolona z podejmowanych działań, nasza kadencja kończyła się - najczęściej w całkiem brutalny sposób. Zaczynaliśmy wtedy od nowa, a w drugiej części kolejną władczynią stawała się następna kobieta w rodzie. Śmierć była wpisana w fundament rozgrywki. Prosty gameplay świetnie korespondował z mobilną formułą i ciekawymi scenariuszami przygotowanymi przez twórców. Reigns zgarniało bardzo pozytywne oceny; tak pozytywne, że teraz twórcy nawiązali współpracę z HBO i szykują dla nas Reigns: Game of Thrones.
Kiedy zastanowić się nad tym, czym jest Reigns i czym jest "Gra o Tron", można dojść do wniosku, że trudno o lepsze połączenie. W końcu i w jednej, i drugiej marce chodzi o sieć intryg, walkę o władzę w średniowiecznej scenerii oraz nieuchronną śmierć naszych bohaterów. Patrząc na Reigns: Game of Thrones, można pomyśleć: czemu coś takiego nie powstało wcześniej?
W grze będziemy mogli wcielić się w Jona Snowa, Tyriona czy Deanerys.
Jedną z co najmniej dziewięciu dostępnych postaci odegramy scenariusz "co by było gdyby x zasiadł na Żelaznym Tronie?". Będziemy próbowali lawirować między frakcjami Westeros i jak najdłużej utrzymać się przy władzy. W końcu, oczywiście, zginiemy, a wtedy będziemy mogli spróbować rządzić kimś innym. Każda z postaci będzie miała inne umiejętności lub słabości. Tyrion na przykład zawsze wyłga się z każdego długu, co uchroni go przed porażką przez niezadowolenie Żelaznego Banku.
W grze dojdą też pewne nowości - niektóre wybory np. pociągnął nas dalej w jakąś mini-narrację. Wcześniej wybieraliśmy jedną kartę, to miało jakieś skutki, a potem szliśmy dalej. Teraz będziemy na przykład mogli śledzić kogoś do tawerny i podejmować decyzje w związku z tą ścieżką. Niby mała rzecz, ale Reigns: Game of Thrones sprawia podobno wrażenie najbardziej rozbudowanej odsłony serii. Cóż, na brak materiału do intryg i krwawych zwrotów akcji twórcy raczej nie mogą narzekać.
Reigns: Game of Thrones ma pojawić się już 18 października na Androidzie, iOS-ie i Steamie. Dwie poprzednie części mają też pojawić się niedługo na Switchu w zbiorczym wydaniu Reigns: Kings & Queens. To z kolei oznacza, że edycja z "Grą o Tron" na Nintendo to tylko kwestia czasu. Gra zapowiada się nie tylko na świetną rozgrzewkę przed ostatnim sezonem serialu zaplanowanym na 2019, ale i niezwykle sensowny miks dwóch IP. O prostym, licencyjnym skoku na kasę nie ma raczej mowy. Wietrzę duży sukces.