Granice językowe na świecie właśnie się zatarły. Oto Google Pixel Buds - słuchawki z wbudowanym tłumaczem
Wizja rozmów w dowolnym języku między przedstawicielami różnych krajów właśnie się ziściła. Google Pixel Buds to sprzęt, który może być prawdziwą rewolucją.
Normalnie słuchawki od Google’a nie zrobiłyby na nikim wrażenia. Podobnie jak to, że obsługują Asystenta Google – bo przecież i tak potrzebują do jego obsługi smartfona. Nowe Google Pixel Buds mają jednak asa w rękawie, który sprawia, że ten produkt może być prawdziwą rewolucją.
Google Pixel Buds umożliwią rozmowę w różnych językach w czasie rzeczywistym.
Scena, którą zobaczyliśmy w trakcie prezentacji słuchawek Google’a, naprawdę rozpala wyobraźnię.
Kobieta ze słuchawkami w uszach i smartfonem w dłoni stoi przed mężczyzną. Ten mówi do niej po angielsku, zaś słuchawki tłumaczą pytanie na język szwedzki. Kobieta odpowiada po szwedzku, a z głośników smartfona płynie przetłumaczona odpowiedź w języku angielskim.
Wszystko w czasie rzeczywistym. Na scenie. Bez opóźnień. Wow!
Jest to możliwe dzięki połączeniu inteligentnego rozpoznawania głosu oraz potężnych zasobów Tłumacza Google. Aby aktywować tłumaczenie wystarczy dotknąć panelu dotykowego na prawej słuchawce i wybrać język tłumaczenia. Niesamowite!
Google Pixel Buds działają także w języku polskim, ale... to niestety nic nie znaczy.
W dalszym ciągu nad Wisłą nie możemy wykorzystać ich możliwości, gdyż do działania wymagają one smartfona obsługującego Google Assistant. Dopóki asystent głosowy Google'a nie zacznie działać w naszym kraju, z Google Pixel Buds będziemy mieć styczność co najwyżej wtedy, gdy przedstawiciel "rozwiniętego kraju" (takiego, gdzie można słuchawki kupić) będzie z nami przez nie rozmawiał.
Przyznaję, że żadna z dzisiejszych nowości nie sprawiła tak, jak te słuchawki, że poczułem się jak przedstawiciel trzeciego świata, do którego nie dotarła jeszcze bieżąca woda.
Google Pixel Buds mają też być… po prostu dobrymi słuchawkami.
Od strony konstrukcyjnej Pixel Buds to słuchawki Bluetooth pozbawione jakiegokolwiek pałąka – dwie słuchawki łączy przewód pokryty materiałowym oplotem. Słuchawki mają dobrze trzymać się w uszach dzięki gumowym „kotwicom”. Na jednym ładowaniu będziemy mogli z nich korzystać przez 5 godzin, zaś dołączone etui pozwoli je naładować je wiele razy, umożliwiając łącznie 24 godziny pracy.
Biorąc pod uwagę możliwości tłumaczenia w czasie rzeczywistym, nie można też narzekać na to, że tak niewiele tu dodatkowych funkcji. Słuchawki nie mają GPS-u, nie posiadają pamięci wbudowanej, są de facto przywiązane do smartfona i nie wykorzystamy ich możliwości bez telefonu z Androidem lub iOS (tak, działają również z iPhone’em).
Tym bardziej nie sposób narzekać, kiedy spojrzymy na cenę. Słuchawki Google Pixel Buds kosztują zaledwie… 159 dol. Przeliczając to szybko na złotówki (+podatek) wychodzi, że za około 700 zł dostajemy solidne bezprzewodowe słuchawki, które umożliwiają nam rozmowę na żywo z przedstawicielami innych krajów, w jednym z 40 języków obsługiwanych przez Tłumacza Google.
Patrząc na to z tej perspektywy, to jak za darmo. Szkoda tylko, że nam nie będzie dane z tego skorzystać.
Jak ujął to Dawid Kosiński na redakcyjnym Slacku, gdy już chciał zamówić słuchawki, ale uzmysłowił sobie, że nie zadziałają w Polsce: !@#%@ $%^ !@#$%^&*
Przyznam, że podpisuję się pod tą ekspresją. Polska może i przestała być krajem rozwijającym się wg agencji FTSE Russell, ale po dzisiejszej konferencji Google'a, a szczególnie po premierze Pixel Buds, mam wrażenie, że miną jeszcze lata, nim największe rewolucje technologiczne dotrą nad Wisłę.