Na Kinguin zapłacisz z PayU. Szkoda, że właśnie ta platforma lepiej rozumie polski rynek niż Steam czy PS Store
Platformy pośredniczące w sprzedaży kodów pochodzących z niewiadomych źródeł to wirus branży gier. Dlatego szkoda, że właśnie Kinguin rozumie potrzeby polskich graczy, wprowadzając możliwość płacenia za pomocą PayU. O wiele chętniej pisałbym o takiej możliwości w PS Store, Steamie czy sklepie Microsoftu.
Końcowego klienta zazwyczaj nie interesuje, skąd pochodzi jego klucz aktywacyjny do gry wideo. O ile wszystko działa, równie dobrze mógł spaść z Księżyca. Dla wielu graczy najważniejsza jest cena. Jeżeli mogą gdzieś zapłacić za cyfrową kopię programu o kilka-kilkanaście-kilkadziesiąt złotych mniej, to to robią. Bez zastanawiania, czy niszczą w ten sposób rynek.
Platformy takie jak G2A i Kinguin pośredniczą w wymianie kluczy niewiadomego pochodzenia, mając zysk z każdej transakcji. Skąd te klucze się biorą? Źródeł jest przynajmniej kilka. Część stosunkowo legalna, inne już nie. Platformy takie jak G2A oraz Kinguin korzystają z geopolitycznych różnic podatkowych i zarobkowych, udostępniając zachodnim odbiorcom tańsze kopie cyfrowe przeznaczone na terytorium Rosji, Tajwanu oraz Chin. Kody pochodzą również z promocji łączonych, zakupów grupowych czy bonusów dodawanych do hardware’u. To ta jaśniejsza strona tego biznesu.
Ciemną budują nieuczciwi sprzedawcy, którzy zdobywają kody w nielegalny sposób. Korzystają ze kradzionych kart kredytowych, a także obchodzą zabezpieczenia geolokalizacyjne sklepów, nabywając taniej, a następnie sprzedając drożej. Przykłady obecności nielegalnych kluczy na takich platformach są udokumentowane, pomimo zapewnień ich właścicieli o dokładaniu największych starań co do klarowności biznesu. Swoją drogą, platformy takie jak G2A czy Kinguin po mistrzowsku niwelują odpowiedzialność. Biorą procent z transakcji, ale gdy okazuje się, że klucze pochodzą z nielegalnych źródeł, wtedy winę ponosi konkretny sprzedawca, nie serwis.
Nie podobają mi się praktyki G2A oraz Kinguina, ale jednego nie mogę tym platformom odmówić.
Ich właściciele wiedzą, czego chcą gracze. Co jest na topie. G2A oraz Kinguin są zawsze o krok przed Steamem, Sklepem Microsoftu czy PlayStation Store. Włodarze tych platform trzymają rękę na pulsie, angażując się w masę pozasprzedażowych inicjatyw. To przecież Kinguin pojawił się w katowickim Spodku jako jeden z głównych partnerów IEM 2017. E-sport jest z kolei workiem bez dna, jeżeli chodzi o potencjał drzemiący w rynku. Podmioty takie jak Kinguin walczą na nim o dominację, myśląc z przynajmniej kilkuletnią perspektywą na przyszłość.
Kinguin nie tylko tanio sprzedaje gry, w których mierzą się e-sportowcy, ale również sam finansuje własne pokolenie e-zawodników. Team Kinguin to polska drużyna grająca w CS:GO, której kibicuje coraz więcej osób. Ekipa nie jest marketingową wydmuszką, odnosząc realne sukcesy - jak na przykład w Chinach, zajmując drugie miejsce w międzynarodowym WESG i zdobywając w ten sposób 400 tys. dol. Drużyna jest przy okazji jednym z założycieli polskiej ligi e-sportowej. Do tego Kinguin prowadzi swoją Akademię, wyławiając rokujących graczy niczym piłkarscy selekcjonerzy.
Raptem kilka tygodni temu Kinguin nawiązał partnerstwo z Orange Polska. Dzięki umowie obu podmiotów klienci pomarańczowego telekomu mogą dodawać koszty zakupu kluczy niewiadomego pochodzenia do swojego rachunku. Potwierdzanie transakcji stało się możliwe z poziomu aplikacji Orange oraz witryn WWW. Pomyślano nawet o użytkownikach kart pre-paid.
Teraz Kinguin nawiązuje współpracę z PayU, a ja mam wrażenie, że platforma mocno ucieka takim molochom jak Steam czy PS Store.
Podczas gdy polscy gracze posiadający PlayStation 4 wciąż nie mogą się doprosić wprowadzenia płatności za pomocą systemu PayPal, gracze korzystający z oferty Kinguina już dokonają zakupów przy pomocy PayU. Biorąc pod uwagę specyfikę naszego rynku, to kolosalna różnica. Czytając komentarze na Spider’s Web mam wrażenie, że jesteśmy nieco przewrażliwieni na punkcie nieudostępniania danych karty podczas płatności bezgotówkowej online. PayU załatwia ten problem.
Tak zwany pay by link przenosi użytkownika od razu do jego konta w banku, bez konieczności podawania danych karty debetowej/kredytowej/przedpłaconej. Mam przeczucie, że dla wielu czytelników Spider’s Web jawi się to jako jedyna akceptowalna, komfortowa, bezpieczna, dająca poczucie pełnej kontroli forma internetowych płatności. Kinguin wychodzi z kolei założenia, że klient to ich pan. Zamiast zmuszać Polaków do ufania ich systemowi, platforma nawiązuje współpracę z PayU, które dla polskich internautów jest synonimem bezpiecznych transakcji w sieci.
Bardzo, bardzo bym chciał, aby administratorzy PS Store, Steama czy Sklepu Microsoftu wykazywali podobne zaangażowanie. Wychodzili z podobnymi inicjatywami. Tak niestety nie jest. Kinguin bez gadania schyla się po polskie pieniądze, robiąc wszystko co możliwe, aby zakupy były jak najbardziej wygodne i przyjemne. To totalna zmiana filozofii względem oficjalnych platform dystrybucji, dla których Polska jest czasem jedynie przystankiem na drodze między niemieckim i rosyjskim klientem.
Na obronę oficjalnych liderów sprzedaży mam tylko poziom skomplikowania ich usług.
Kinguin czy G2A to zaledwie pośrednicy. Jednak gry, powiązane z nimi dodatki, aktualizacje, regionalne obostrzenia, zapisy w chmurze, konta użytkownika i masa pozostałych elementów znajdują się na Steam, PS Store czy w Sklepie Windows. To tam dziennie dokonywane są setki tysięcy operacji, które wiążą rozmaite cyfrowe dobra z rozmaitymi kontami, tworząc gigantyczną sieć powiązań. Być może rozmiar i rozmach tych platform powodują, że wprowadzenie bardziej elastycznych metod płatności nie jest tak łatwe, jak w przypadku pośredników sprzedaży.
Nie zmienia to faktu, że czuję lekki dyskomfort widząc, jak doskonale Kinguin odnajduje się na polskim rynku. Jaki jest elastyczny. Jak kapitalnie rozumie potrzeby mniej zamożnych graczy. Takich, których naprawdę nie obchodzi, czy ich klucz jest bardziej lub mniej legalny, skoro kilkanaście złotych zostaje im w portfelu, a gra działa. Na tym tle kolosy pokroju Steama oraz PS Store wydają się ociężałe, powolne i niedostosowane do agresywnych działań takich podmiotów. Kiepsko rokuje to na przyszłość.