REKLAMA

Gdy tradycja spotyka technologię. Fender Mustang GT 40 - pierwsze wrażenia

Takiego testu na Spider’s Web jeszcze nie było. Trafił do nas pierwszy na świecie, wyposażony w łączność Wi-Fi… wzmacniacz do gitary elektrycznej. Oto Fender Mustang GT 40.

Fender Mustang GT 40
REKLAMA

Zaskoczeni? Gdy Fender odezwał się z propozycją testu, mnie też nieco zatkało, ale takim propozycjom się nie odmawia. Po kilku tygodniach z Mustangiem GT 40 już wiem, że trudno będzie mi się z nim rozstać.

 

REKLAMA

Nowy Fender Mustang GT trzeciej generacji dostępny jest w trzech wariantach: GT 40, o mocy 40W z dwoma głośnikami 6,5″, GT100 o mocy 100W z jednym głośnikiem Celestion 12″ i GT200, o mocy 200W z dwoma 12-calowymi głośnikami Celestion Special Design.

 

Dwa największe Mustangi śmiało nadadzą się do koncertowania, zaś Fender Mustang GT 40, który trafił do mnie, okazuje się być doskonałym wzmacniaczem do ćwiczenia w domu. Dlaczego?

 

Przede wszystkim – przy dwóch głośnikach szerokopasmowych 6,5″, zaprojektowanych specjalnie dla odtwarzania dźwięków gitary elektrycznej, brzmi dobrze nie tylko wtedy, gdy gra bardzo głośno, ale też wtedy, gdy gra naprawdę cicho. Sąsiedzi (lub żona) będą zadowoleni.

 

Po drugie – jest dostatecznie kompaktowy, by zmieścić się w każdym mieszkaniu. Przy wymiarach 26,7 x 38,73 x 21 cm i masie ledwie 6,25 kg można go stawiać nie tylko na podłodze, ale też na półce z książkami, czy… kuchennym blacie, gdy wszędzie indziej miejsca zabraknie (sprawdziłem to!). I nie dość, że jest niewielki, to jeszcze naprawdę dobrze wygląda i jest świetnie wykonany. O wiele lepiej, niż większość wzmacniaczy z tej półki cenowej.

 

Po trzecie – oferuje przebogatą paletę brzmień. Mamy do wyboru 21 wzmacniaczy, od klasycznych Bassmanów 59′, Twinów i Bluesbreakerów aż po współczesne, metalowe brzmienia. Do tego dostajemy równie bogatą gamę efektów (tych jest aż 47), co pozwala tworzyć niemal dowolne kombinacje dźwiękowe.

 

Po czwarte – może służyć też jako… głośnik Bluetooth. Dwa 6,5-calowe głośniki w Mustangu GT 40 spisują się znakomicie nie tylko podczas wygrywania gitarowych riffów, ale również podczas wieczornego słuchania muzyki.

 

Po piąte – ten wzmacniacz jest wprost stworzony dla geeka-gitarzysty. Wszystko dzięki łączności Wi-Fi i aplikacji Fender Tone.

 

Wystarczy pobrać aplikację z App Store lub Sklepu Play, połączyć się bezprzewodowo ze wzmacniaczem, opcjonalnie zalogować się do społeczności Fendera i voila. Już możemy sterować funkcjami wzmacniacza z poziomu smartfona.

 

Na co pozwala aplikacja? Przede wszystkim, możemy sterować presetami Mustanga GT i tworzyć własne, a potem zapisywać szereg presetów jako setlistę – bardzo przydatne podczas ćwiczeń czy na sali prób.

 

O wszystkich możliwościach aplikacji opowiem wam w pełnej recenzji, ale dość wspomnieć, że sterowanie wzmacniaczem to nie jedyny as w rękawie Fender Tone. Aplikacja służy też pomocą i wiedzą dla początkujących gitarzystów, wprowadzając ich w arkana poszukiwań własnego brzmienia. Możemy też pobrać presety tworzone przez innych gitarzystów.

 

Nawet gdy nie korzystamy z aplikacji, obsługa Fendera Mustanga GT40 jest bajecznie prosta. Wybór presetu czy stworzenie własnego sprowadza się do operowania klikalnym pokrętłem po prawej stronie ekranu. Dedykowanymi pokrętłami regulujemy też właściwości brzmieniowe modelu wzmacniacza, a poprzez niewielkie, czarne przyciski zapisujemy presety i dodajemy efekty. Superproste.

 

Jak na ćwiczebny wzmacniacz przystało, Mustang GT oferuje też stroik oraz wbudowany looper. Choć by skutecznie obsługiwać ten ostatni, warto dokupić opcjonalny footswitch MGT-4. Z niewiadomego powodu na pokładzie Mustanga zabrakło metronomu, ale być może Fender doda tę funkcję poprzez aktualizację oprogramowania. A dzięki łączności Wi-Fi aktualizowanie nowych Mustangów i dodawanie nowych funkcji jest bardzo proste.

 

Wzmacniacz możemy też podłączyć do komputera poprzez gniazdo micro-USB i wykorzystać go do nagrywania ścieżek gitary.

 

A jak to brzmi? O tym przekonacie się w pełnej recenzji. Powiem jednak tyle, że jak na wzmacniacz oparty o cyfrowe modelowanie brzmienia… potrafi nieźle przytkać.

 

I to nie tylko brzmieniem, bo to potrafi wiele wzmacniaczy cyfrowych, ale również wspaniałą dynamiką i bardzo organiczną reakcją na pokrętło gitary. Wiadomo, że nie jest to poziom lampy, ale w kategorii wzmacniaczy modelujących Mustang GT 40 wyprzedza nawet Yamahę THR10, która była do tej pory niekwestionowanym królem tej klasy.

 

Brzmieniowe dobrodziejstwa Fendera Mustanga GT40 mogłem poznawać przez ostatnie tygodnie, podłączając do niego nomen-omen profesjonalną gitarę – Fender American Professional Telecaster.

 

Czym różni się nowa linia Professional od dotychczasowej linii American Standard? Kluczowe są dwie kwestie. Pierwszą z nich jest gryf, który ma inny kształt, niż w American Standard i robi się grubszy, im bliżej do korpusu gitary. To znacząco ułatwia granie na wyższych pozycjach.

 

Druga różnica to nowe przetworniki i układ „Treble Bleed”, zintegrowany z pokrętłem Tone. W dużym uproszczeniu, zastosowana elektronika pozwala zachować pełną klarowność brzmienia wysokich tonów, gdy wycofamy pokrętło głośności gitary.

 

REKLAMA

To sprawia, że Fender Telecaster stał się jeszcze bardziej uniwersalnym wiosłem, niż dotychczas i jeszcze lepiej „siedzi w miksie”, przebijając się przez inne instrumenty, nawet podczas delikatnego grania.

 

Fender Mustang GT 40 trafia dziś do sklepów w cenie 1099 zł i za te pieniądze jest to prawdopodobnie najlepszy wzmacniacz treningowy na rynku.

Skrojony na miarę domowego grania lub salki prób, oferuje stosunek ceny do jakości i brzmienia, jaki do tej pory oferowała tylko wspomniana Yamaha THR10, a potrafi od niej znacznie więcej.

Ja tymczasem wracam do grania i przygotowywania dla was pełnej recenzji, obfitującej w próbki brzmienia i szczegółowe informacje.

Pisałem już kiedyś, że Fender musi znaleźć sposób, na połączenie tradycji z nowoczesnością. Trzecia generacja Mustangów GT z aplikacją Fender Tone to zdecydowanie krok w dobrą stronę.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA