To chyba ostateczny dowód na to, że dział marketingu Microsoftu ma nadal mnóstwo pracy
Kilka dni temu w amerykańskich mediach wybuchł mini skandalik z elektroniką konsumencką w tle. Z nagłówków mogliśmy się dowiedzieć jak bardzo komputery Surface zawiodły futbolistów i trenerów podczas ważnego meczu. Rozumiem, że jeden, dwóch, lub nawet trzech redaktorów będzie oszukanych i przekaże wydawcy teksty rozmijające się z prawdą. Ale jeśli robią to wszyscy…
Microsoft jest jednym z głównych sponsorów NFL, a więc największej i najbardziej prestiżowej ligi amerykańskiego futbolu. Logotypy Microsoftu są obecne wszędzie - na stadionach, podczas transmisji meczu, nie brakuje też lokowania produktu. To jeden z wysiłków firmy Satyi Nadelli, która bardzo chce wyryć w świadomości użytkowników zupełnie nowy wizerunek.
Microsoft do niedawna był kojarzony z wadliwymi narzędziami dla księgowych. Teraz chce być postrzegany jako dynamiczna, będąca liderem w innowacji firma. I nie żałuje pieniędzy na marketing, od lat.
Jednak podczas meczu pomiędzy Dever Broncos i New England Patriots wydarzyła się katastrofa. Patrioci nie tylko przegrali mecz, ale też mieli cały czas problemy z łącznością sieciową, przez co trenerzy i zawodnicy nie mogli się skutecznie komunikować jeżeli chodzi o taktykę. Podkreślając: problemy z łącznością sieciową.
Tymczasem komentatorzy meczu, media, wszyscy jak jeden mąż podczas i po meczu powtarzają, że zawiodła nie sieć, a urządzenia, którymi się posługiwali. Jako że Microsoft jest sponsorem, były to oczywiście hybrydy Surface. A więc „Surface’y się popsuły, być może nawet przez to Patrioci przegrali”.
Na tym ironia sytuacji się nie kończy
Nie tylko wielomilionowa kampania reklamowa odbiła się Microsoftowi czkawką, to jeszcze ironia całego zamieszania kopnęła go w tylną część ciała podwójnie. Za każdym razem, gdy komentatorzy zwracali uwagę na funkcjonujące na boisku podczas meczów tablety, nazywali je „ipadami” lub „ipadopodobnymi”. Gdyby nie wielkie reklamy, widzowie nawet nie wiedzieliby, że Microsoft zapewnia informatyczną infrastrukturę na czas meczu. Wystarczyła jednak jedna wpadka, i to nawet nie z winy sponsora, i nagle wszyscy, jak jeden mąż, nazywają tablety Microsoftu po imieniu.
To już nie jest pomyłka jednego dziennikarza i paru innych, którzy od niego odpisali. To efekt spuścizny ostatnich dekad rynku elektroniki, w której to przez lwią część czasu to Apple był cool, a Microsoft synonimem ciężkiej, nudnej pracy. Nie wietrzyłbym zmowy czy spisku. Po prostu większości amerykańskich dziennikarzy ciężko się zachwycić Surfacem, muszą się bardzo skupiać, by próbować być obiektywnymi. Nie tak jak z iPadem. Za to jak coś od Microsoftu się popsuje? Temat dnia. I to od razu, bez sprawdzania, że tak na serio to stek bzdur.
Jeżeli wydaje wam się (a przynajmniej tym z was, którzy mieszkają w większych miastach), że Microsoft w Polsce ma mocny i intensywny marketing, to nie macie pojęcia, co się dzieje w Stanach Zjednoczonych. Tam wszyscy tworzą kampanie reklamowe warte fortuny, czasem krzykliwe, a czasem niesamowicie wręcz subtelne. Prawdziwa wojna o dusze konsumentów, w której Microsoft również uczestniczy.
A powyższe to efekt jego walki.