Minie jeszcze wiele lat, nim robot zastąpi człowieka. I całe szczęście
Gry, książki, i filmy osadziły już roboty bodajże w każdej możliwej roli. Widzieliśmy tam humanoidalne cyborgi, oglądaliśmy robotów-służących, widzieliśmy nawet niepokojące wizje buntów maszyn. Te wizje nijak się jednak mają do współczesnej robotyki, co kolejny raz podkreśliła próba... postawienia robota na deskach opery.
Tak, współczesne roboty (te humanoidalne) potrafią już dość sporo. W Internecie pełno jest przykładów jak roboty grają w piłkę, walczą ze sobą w klatce (to ci dopiero współczesne wykorzystanie robotyki), występują jako interaktywne eksponaty w muzeach, etc.
Nie radzą sobie jednak kompletnie, jeżeli chodzi o wszelkie, bardziej "ludzkie" zachowania, a mimo to... niemiecka opera postanowiła wystawić robota na scenę. I to w roli głównej.
Robot w operze?
Opera o tytule "My Square Lady" wystawiona w ubiegłym tygodniu w Berlin’s Komische Oper była z pewnością wyjątkowym widowiskiem, bo głównym "aktorem" był robot o imieniu Myon. Spektakl był kolaboracją pomiędzy grupą artystyczną o nazwie Gob Squad, a działem Neurorobotyki Uniwersytetu Humboldta w Berlinie. Opowiadał on o tym, co to oznacza być człowiekiem - temat bardzo na czasie, szczególnie w kontekście rozwijających się projektów AI.
Myon przeszedł swoistą szkołę aktorską pod opieką swoich twórców. Dwa lata zajęło mu nauczenie się współgrania z orkiestrą i obcowania z innymi aktorami. Do pewnego stopnia udało się to osiągnąć, gdyż robot po scenie poruszał się w sposób kompletnie autonomiczny. To znaczy, że nie sterował nim nikt zza kulis. Robot sam wiedział, gdzie ma się udać, dzięki markerom rozmieszczonym na scenie, a także kiedy zanucić piosenkę, wypowiedzieć swoją kwestię, etc.
Efekty niestety... nie wyglądają dobrze. Delikatnie mówiąc. Prawdopodobnie byłyby o wiele lepsze, gdyby robotem faktycznie ktoś sterował. Tymczasem oglądając nawet krótki fragment tego niezwykłego przedstawienia, wyraźnie widać, że Myon jest ospały i reaguje na wszystko z dużym opóźnieniem. Przez to sceny, w których jest główną postacią, wyglądają po prostu sztucznie i nienaturalnie.
I całe szczęście
Jakkolwiek dziwnie może to zabrzmieć z ust fana nowych technologii, niezmiernie się cieszę, że nie jesteśmy jeszcze na etapie rozwoju, który pozwala robotowi zastąpić człowieka w zadaniach wymagających rozwiniętej, sztucznej inteligencji. Nie jesteśmy jeszcze nawet na tyle blisko, żebym mógł zacząć się martwić.
Co jak co, ale teatr/opera to miejsce, gdzie tego typu technologia nigdy nie powinna się znaleźć. I wcale nie uważam, że z tego powodu to medium będzie jakkolwiek stratne, o nie. Przecież już dziś telewizja, zarówno na małym, jak i wielkim ekranie jest przelana pod kurek efektami specjalnymi. A jeśli ktoś myśli, że to dobrze, to niech obejrzy najpierw oryginalną trylogię Gwiezdnych Wojen, potem nową, i pomyśli jeszcze raz.
Teatr to jedno z ostatnich miejsc, gdzie sztuka naprawdę żyje. Gdzie wszystko zależy od talentu i umiejętności człowieka, a idąc tam, chcemy obejrzeć ekspresję, siłę wyrazu. A nie tańcząco-śpiewające androidy.
Sądzę też, że te ostatnie nie mają miejsca w teatrze czy operze jako element spektaklu. Dopóki libretta nie napisze inny robot, nie chcę oglądać na teatralnych deskach opowieści science-fiction, ani żadnych innych futuryzmów. Od tego jest kino. Od tego są gry komputerowe.
Teatr i Opera (w mojej opinii oczywiście) powinny zaś pilnować naszej pamięci o latach minionych i nie traktować o problemach pierwszego świata, lecz poruszać o wiele głębszą tematykę - której nowe media, niestety, zbyt często nie dotykają.
Dlatego mam ogromną nadzieję, że pomimo całego rozwoju technologicznego, robotyki i sztucznej inteligencji, inżynierowie będą trzymać swoje metalowe pociechy z dala od scen teatralnych.
Tam nie ma miejsca dla braku emocji.