REKLAMA

Miałem przebłysk. Już wiem jak wygląda ostateczna aplikacja społecznościowa

Wygląda ona inaczej, niż się tego spodziewasz. To połączenie technologii i absolutnej autentyczności, gdzie nic nie ukryje się przed obserwatorami.

Miałem przebłysk. Już wiem jak wygląda ostateczna aplikacja społecznościowa
REKLAMA
REKLAMA

Kilka dni temu rozmawiałem z moim bratem, tegorocznym maturzystą, o aplikacjach mobilnych, z których korzystają jego znajomi. Byłem w niemałym szoku. Liceum żyje Snapchatem. Wszyscy mają Snapa i korzystają z niego nieustannie, nawet w trakcie zajęć. Jestem zdumiony. Spodziewałem się, że aplikacja jest popularna wśród najmłodszych użytkowników smartfonów, a tymczasem Snapchat jest hitem na miarę Facebooka wśród ludzi, którzy właśnie wchodzą w dorosłość.

Przyznam szczerze, że nie rozumiem fenomenu tej aplikacji. Robiłem do niej kilka podejść, lecz za każdym razem czułem się jak dinozaur. Wyrywki z życia przypadkowych osób w formie znikających filmów i zdjęć są dziwnym pomysłem. Tym bardziej, że nie trafiłem na ani jeden (!) wartościowy „stream”.

Dlatego do najnowszego hitu – Periscope – podszedłem bez żadnego entuzjazmu.

Periscope ściągnąłem dla zasady. Chciałem sprawdzić skąd wziął się cały ten szum wokół aplikacji. Spodziewałem się jednak, że po 15 minutach używania program trafi do kosza. I faktycznie, pierwsze podejście na to wskazywało. Mogłem obejrzeć jak pewna młoda dama z Los Angeles zastanawia się, jakie buty wybrać na wyjście do miasta. Kolejny film pokazywał urodziny czyjejś babci. Następny – ujęcia z kolejki w sklepie. Oczywiście na żywo. Z komentarzami i lajkami pojawiającymi się w takim tempie, że trudno za nimi nadążyć.

Pierwsze podejście skończyło się zdegustowaną miną, ale w podglądaniu czyjegoś życia na żywo jest coś hipnotyzującego. Aplikacji nie usunąłem, a kilka dni temu postanowiłem dać jej jeszcze jedną szansę.

I nagle trafiłem na wieczorny spacer po uliczkach Rzymu.

Wieczór, granatowe niebo i rozświetlone lampy odbijające się od kostki brukowej na wąskich, rzymskich uliczkach. Piazza Navona i spacer do Panteonu. Miejsca, w których wielokrotnie sam błądziłem i do których na pewno jeszcze nie raz wrócę. Mógłbym przysiąc, że wiem, co będzie za rogiem.

I wsiąknąłem. Oglądałem ten spacer dobre 15 minut. Periscope to coś zupełnie innego, niż oglądanie podobnego filmu na YouTube. Świadomość, że obraz jest przekazywany na żywo, dodaje materiałowi jakiejś niezwykłej aury. Całość jest nieprzewidywalna i może się tu wydarzyć właściwie wszystko. Dzięki temu materiał jest po prostu szczery.

Chwilę później miałem przebłysk. Już wiem jak wygląda ostateczna aplikacja społecznościowa.

Spacer po uliczkach Rzymu był świetny, ale w niektórych fragmentach interesowały mnie zupełnie inne rzeczy, niż autora nagrania. Zamiast spojrzeć w prawo, wolałbym patrzeć w lewo. Podstawowe pytanie brzmi - dlaczego nie mogę się w tym filmie obracać? Przecież są już takie możliwości techniczne, co pokazuje chociażby YouTube (polecam obejrzeć poniższy film w aplikacji YT na Androidzie).

Periscope nagrywany w 360 stopniach, z możliwością "rozglądania" się wewnątrz nagrania. Oto ostateczna aplikacja społecznościowa na miarę XXI wieku. Może brzmi to jak szaleństwo, ale wszystko do tego zmierza. Periscope w 360 stopniach połączyłby kilka największych społecznościowych trendów. Trzy najważniejsze z nich to:

- Spontaniczność, czyli coraz krótsze zastanawianie się nad publikowanymi treściami. Przeszliśmy drogę od przemyślanych wypowiedzi budujących wizerunek autora (blogi, Facebook), poprzez spontaniczne komentowanie i dodawanie migawek ze swojego życia na bieżąco (Twitter, Instagram, Snapchat), aż po przekaz na żywo, gdzie nie da się niczego ukryć (Periscope).

- Dosłowność, czyli pokazywanie coraz więcej w coraz krótszym czasie. Zamiast coś opisywać, można to pokazać, najlepiej w ruchu. Od słowa pisanego przeszliśmy poprzez zdjęcia, aż do filmów. Dziś wszystkie te media mieszają się w serwisach społecznościowych, ale najbardziej angażujące jest właśnie wideo. Kolejnym kokiem są interaktywne filmy w 360 stopniach, które dosłownie pokażą wszystko dookoła.

- Bezpośredniość, czyli odchodzenie od tablic (streamów) na rzecz bezpośredniej komunikacji. Ten trend zauważyłem podczas mojego pobytu w Chinach, gdzie najpopularniejszy serwis społecznościowy (WeChat) ma formę aplikacji bardzo przypominającej Messengera. W Europie również od jakiegoś czasu jest podobnie, czego przykładem jest popularność WhatsApp, czy od niedawna również Snapchata i Periscope.

Dodatkowo rodzi się też czwarty trend. Aplikacje bez archiwum. Liczy się tylko tu i teraz, a to co było nie jest istotne.

Taka wizja przyszłości wymaga wdrożenia nowych technologii.

Tu wbrew pozorom nie pomoże Oculus ani Google Cardboard umożliwiające rozglądanie się dookoła „wewnątrz” filmu. Google pokazało, że do oglądania wideo w 360 stopniach wystarczy najzwyklejszy smartfon (jeszcze raz polecam obejrzeć w aplikacji YT film umieszczony kilka akapitów wyżej). Tu trzeba rewolucji jaką jest sama kamerka nagrywająca obraz dookoła, w 360 stopniach.

REKLAMA

Jestem przekonany, że taki sprzęt będzie hitem nadchodzących lat. Wiele na to wskazuje: GoPro chce takie kamery podczepiać do dronów, a Google na I/O 2015 zapowiedział podobny koncept nagrań. Nadal mówimy tu o rozwiązaniach dla profesjonalistów, ale wystarczy przypomnieć sobie, jak szybko rozwinęła się technologia aparatów w smartfonach. Kiedy aparaty do nagrywania w 360 st. będą tak tanie i tak rozpowszechnione, jak dzisiaj są aparaty w smartfonach, Periscope 360 będzie murowanym hitem.

Taką aplikację przyjąłbym z otwartymi ramionami. Tu nie ma przegranych. Najmłodsze pokolenie miałoby pełną immersję w życie nastoletnich gwiazdek. Z kolei ci troszkę starsi skorzystaliby z takiej aplikacji chociażby do poszerzania horyzontów. Na przykład rozglądając się na Piazza di Spagna w Rzymie.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA