Temat tygodnia: Samochód od Apple, czyli co producent iPhone’a może wnieść do motoryzacji
W ostatnich dniach pojawiło się mnóstwo spekulacji na temat tego, czy Apple pracuje nad stworzeniem samochodu. Ponoć z okolicach Cupertino jeździ już prototyp samochodu naszpikowanego technologiami Apple.
Po co Apple’owi samochód? W jaki sposób Apple Car może odróżnić się od samochodów aktualnie obecnych na rynku? Co Apple może wnieść do motoryzacji? O tym dyskutujemy w naszym temacie tygodnia. Zapraszamy!
Piotr Barycki
Czy zrobi? W przypadku Apple z całą pewnością nigdy nie można mówić niczego na pewno. Nie spodziewaliśmy się (a przynajmniej nie w takiej formie) telefonu, tabletu, czy nawet niektórych innych sprzętów, a jednak powstały i co kilka lat zmieniały wygląd rynku i obowiązujący układ sił.
Z drugiej strony, to dość ryzykowne posunięcie i działanie, które dla Apple byłoby dość niestandardowe. W końcu ze swoją marką, renomą i pieniędzmi ta firma mogłaby w tym momencie robić niemal wszystko - od tego co robi teraz, po pralki, kuchenki, systemy audio, inteligentne domy i kto wie co jeszcze. Byłoby to wręcz bardziej logiczne rozwinięcie dotychczasowego portfolio. A telewizora od Apple jakoś się nie doczekaliśmy.
Oczywiście Apple może brakować wiedzy czy ludzi, ale nie ma takiej przepaści, której nie dałoby się skutecznie zasypać gotówką. Ta zresztą, w przypadku tych „mniejszych” produktów byłaby przecież mniejsza.
Stworzyć 1 czy 10 prototypów auta to jedno, ale co dalej? Co z produkcją, co z dystrybucją, co z serwisem, etc? Czy Apple byłoby chociażby w stanie obejść problem Tesli, która co rusz odbija się od muru „betonu” w amerykańskich związkach zawodowych dealerów?
W idealnej wizji samochody Apple’a byłyby dostępne w odpowiednio większych salonach Apple’a, ale… przynajmniej w części stanów w USA byłoby to po prostu niemożliwe, bo nielegalne. Chyba, że Apple ma aż tak wielką moc, co z kolei mogłoby pomóc innym producentom.
I do tych wszystkich problemów dochodzą jeszcze nie tylko koszty (które są ogromne), ale i zyski czy marże. Te w branży motoryzacyjnej, nawet w przypadku aut luksusowych, są niczym w porównaniu do marż Apple na elektronice. Amerykańska firma będzie więc musiała się porządnie zastanowić jak podejść do tego tematu, żeby było z tego to, co Apple lubi najbardziej - ciężarówki dolarów.
Pewne jest natomiast jedno. JEŚLI Apple zrobi samochód, to nie będzie to nic podobnego do tego, co widzimy obecnie na ulicach. Nie będzie to Mulsanne Ive’a, bo samochody przyszłości nie będą tak wyglądać - nie ma takiej technicznej potrzeby (choć oczywiście te z wyższej półki będą się musiały jakoś wyróżnić - patrz: F 015 od Mercedesa).
Nie będzie to też coś identycznego jak samochody Google’a, ale zdecydowanie będzie zmierzać w tym kierunku. Czegoś, czego w tym momencie nie ma na drogach. I znając Apple, będzie to coś, co na początku część osób wyśmieje jako zbyt proste, czy zbyt mało podatne np. na modyfikacje, a potem… wielu będzie starało się do nich równać.
Po co to wszystko? Odpowiedź jest prosta: technologie mobilne, zarówno jeśli chodzi o sprzęt, jak i usługi, zaczynają się coraz wyraźnie przenikać, a jednocześnie branża motoryzacyjna nadal pozostaje pod tym względem mocno dziewicza. To nadal nie są są smartfony na kołach, nadal pozostają o krok lub dwa za tym, czym zaskakują nas dzisiaj sprzęty przenośne. Brakuje im przeważnie jakiegokolwiek technologicznego „wow”. Do tego są jedną niewielu niezagospodarowanych przez reklamy czy usługi (streaming, etc.) branży. Jest więc o co walczyć i być może trzeba zrobić jak Apple - pójść na całość.
W dalszym ciągu jednak nie można na 100% powiedzieć, że Apple zrobi auto, jako fizyczny produkt. Może „przejąć auto”, rozbudowując CarPlay do granic możliwości i oferując go wszystkim producentom. Może „prowadzić auto”, tworząc system autonomicznej jazdy, powiązany ze swoimi usługami. Wszędzie tu są pieniądze. Trzeba tylko przewidzieć, co dokładnie planuje Google, które zdaje się być w swoim projekcie o wiele dalej.
Tych kroków pośrednich jest całkiem sporo i wcale nie muszą prowadzić do tego, że w 2020 z naszego garażu wyjedzie auto z jabłkiem na masce, a mimo to… będziemy mieć Apple Cara.
Marcin Połowianiuk
Jedno słowo: ekologia. Kiedy Apple wychodzi poza swoje bezpieczne podwórko elektronicznych gadżetów i komputerów, stara się tworzyć projekty nowoczesne, ale i ekologiczne. Koronnym przykładem jest Apple Campus 2, który właśnie powstaje w Cupertino. Nowy gmach poza wyglądem przyciąga uwagę rozwiązaniami z zakresu fizyki budowli. Budynek ma wykorzystywać wyłącznie energię pochodzącą z odnawialnych źródeł, a gmach sam w sobie będzie bardzo energooszczędny, chociażby z uwagi na fakt, że przez 9 miesięcy w roku nie będzie potrzebna klimatyzacja.
Jeśli Apple Car powstanie, na pewno będzie samochodem ekologicznym. Pozostaje pytanie, czy Apple jest faktycznie na tyle dużą firmą, by zagrać w otwarte karty z koncernami paliwowymi, dla których pomysł ekologicznego samochodu niekoniecznie jest na rękę. Szczególnie, że gdyby Apple weszło w ten rynek, zrobiłoby to z impetem. Nie sądzę, by ta firma zadowoliła się pozycją malutkiego gracza, który może rywalizować co najwyżej z Teslą lub hybrydowymi Toyotami. Jeśli ktoś ma wprowadzić prawdziwą rewolucję paliwową, być może będzie to właśnie Apple.
Łukasz Kotkowski
Pomijając wszelkie inne niuanse, o których wspomniał Piotr, z potencjalnym JabłkoAutem wiąże się dla mnie jeden problem. Ten sam, który dotyka obecnie cały rynek pojazdów elektrycznych/zasilanych alternatywnie - infrastruktura.
Co z tego, że na drogi wyjedzie rewolucyjny pojazd, naszpikowany innowacyjnymi technologiami, skoro trasy, po których będzie się poruszał, będą tak samo zwyczajne jak zawsze? Dobrym przykładem są tu wszystkie projekty pojazdów autonomicznych, które do pełnego wykorzystania potencjału potrzebują infrastruktury drogowej współpracującej z ich systemami.
Podobnie jest z siecią stacji zasilających. Choć ich liczba sukcesywnie rośnie, nadal nie możemy nazwać jej ogólnodostępną, zwłaszcza w Europie. I tutaj producenci proponują swoje autorskie rozwiązania - Tesla ma stację szybkiego ładowania, BMW na CES 2015 pokazało maty do ładowania indukcyjnego swoich pojazdów elektrycznych. Niestety, szerszych planów na globalne zastosowania brak.
Tutaj widzę ogromne pole do popisu dla Apple, które wielokrotnie udowodniło, że potrafi zmieniać rynek. Weźmy takie Apple Pay: niespełna pół roku po zaprezentowaniu światu tego rozwiązania, nowy sposób płatności dostępny jest w ponad 200 000 placówek w Stanach Zjednoczonych. Tego moim zdaniem potrzebuje przyszłość motoryzacji - nowatorskiego, przystępnego w implementacji rozwiązania, które będzie stymulantem dla rozwoju innych branż. Bo co by nie mówić, w przypadku motoryzacji, do osiągnięcia efektów potrzeba więcej, niż wysiłek jednego producenta.
Piotr Grabiec
Nie odważę się z pełną odpowiedzialnością stwierdzić, że Apple zrobi swój samochód. Dużo jednak wskazuje na to, że faktycznie w Cupertino przymierzają się do iPhone’a na kółkach.
Już przy telefonach obserwatorzy rynku i konkurenci wieszczyli firmie porażkę - jak można się porwać na robienie telefonu jeśli się nie ma dekad doświadczenia w zanadrzu?!
Steve Jobs pokazał, że liczy się determinacja. W ciągu kilku lat firma od niszowych komputerów zrobiła przetasowanie na rynku urządzeń mobilnych.
Pytanie, czy Tim Cook będzie potrafił zrobić to samo z jeszcze trudniejszym rynkiem motoryzacyjnym? Patrząc na to, że Apple do tej pory nie weszło w wearables i chociażby telewizory może rodzić obawy.
Nie zdziwię się też, jeśli firma zmieni strategię znaną ze świata komputerów oraz telefonów i zamiast dostarczać hardware skupi się na oprogramowaniu. Już teraz działa w końcu CarPlay, więc może firma rozwinie ten pomysł i znajdzie - lub wykupi - partnerów?
Nie ma co odkrywać nota bene koła na nowo. Apple ma na tyle dużo gotówki że może przejąć nie tylko najlepszych pracowników od innych firm, ale też całe przedsiębiorstwa motoryzacyjne i obrabdować je swoim logiem.
No bo kto bogatemu zabroni? Patrząc na to co robi Google w segmencie autonomicznych samochodów od kilku lat aż dziwne by było, jeśli Apple nie zaznaczyłoby obecności na tym rynku.
Przemysław Pająk
A ja sobie samochodu Apple’a nie wyobrażam. To znaczy nie wyobrażam go sobie tu i teraz, w ciągu powiedzmy roku, czy dwóch.
Po pierwsze, Apple pracuje teraz nad zegarkiem, a wiadomo, że organizacja z Cupertino, mimo iż niezwykle bogata, raczej funkcjonuje jak start-up, który pracuje nad jednym, dwoma projektami, a nie dziesiątkami.
Po drugie, z całym szacunkiem dla inżynierów Apple, samochód to nie zegarek, ani nawet nie telefon. Tu poziom zaawansowania technologii na styku starych i nowych rozwiązań jest jednak zdecydowanie wyższy. Know-how zdobywa się tu wiekami doświadczenia, stąd tak niewielu de facto graczy na rynku motoryzacyjnym.
Po trzecie, trudno dziś mówić o tym, jak bardzo Apple miałby zmienić pojęcie samochodu jaki znamy. Samojeżdżący? To wciąż melodia przyszłości, także ze względu na regulacje prawne. Na prąd? Jak pokazuje przykład Tesli, system bateryjny to wciąż wielka bolączka elektrycznej motoryzacji. Naszpikowany technologiami i zintegrowany z ekosystemem Apple? No, może.
Może i Apple pracuje nad samochodem, ale raczej nie spodziewałbym się go wcześniej niż powiedzmy za dekadę.
* zdjęcie główne: Shutterstock