Czy warto dopłacić do rutera? Sprawdzam na przykładzie Fritz!Box 7272
Takie pytanie niedawno zadało mi kilkoro znajomych i zdałem sobie sprawę, że właściwie, to nie miałem tak długo styczności z nowoczesnymi ruterami, że nie mam zielonego pojęcia. Postanowiłem więc się „doszkolić” i sprawdzić to własnoręcznie.
Domowy ruter najczęściej „ma działać”. Ma się nie wieszać, nie zatykać się przy większym obciążeniu, dawać mocny sygnał na większą część mieszkania i… już. Z podobnego założenia wychodziłem do tej pory. Mam w domu uszkodzony ruter firmy D-Link, model DIR-826L. Urządzenie to kosztuje 230 zł i nawet iż mimo jest uszkodzony (nie daj losie odłączę go od prądu przez przypadek, reboot zakończy się powodzeniem dopiero przy jakiejś setnej próbie), spełnia wszystkie moje oczekiwania.
Jednak są rutery kilkukrotnie droższe i nie mówię tu tylko o modelach przeznaczonych dla firm. Udało mi się więc wypożyczyć jeden do testów, by móc w końcu świadomie odpowiedzieć na pytanie w nagłówku tej notki.
Padło na Fritz!Box 7272 firmy AVM (wartość: 600 zł), która go oferuje na polskim rynku od wiosny tego roku. Przy czym nie oczekujcie tutaj żadnego testu laboratoryjnego. Nie mierzyłem w idealnych warunkach siły sygnału czy przepustowości. Nawet nie dysponuję odpowiednimi narzędziami pomiarowymi. Jedyne, co chciałem sprawdzić, to czy drogi ruter jest wart swojej ceny. Jeżeli oczekujesz dokładnego testu porównawczego DIR-826L kontra Fritz!Box 7272, wciśnij przycisk „wstecz” w przeglądarce.
To nie ruter, to kombajn
Pierwszą zaletą droższego urządzenia jest jego wielozadaniowość. Przy przeprowadzce i zmianie dostawcy Internetu, najprawdopodobniej nie będzie potrzeby wymiany samego rutera. I bardzo dobrze: pozbycie się urządzenia wartego 600 złotych byłoby bolesne. Nowy ruter współpracuje zarówno z łączami ADSL/ADSL2+ (czytaj: Neostrada), jak i modemami kablowymi (na przykład: UPC). Sygnał bezprzewodowy WLAN „N”, cztery złącza typu Local Area Network (w tym tylko dwa gigabitowe!) nie robią żadnego wrażenia, mój D-Link oferuje to samo. Na tym jednak możliwości tego kombajnu się nie kończą: może on bowiem funkcjonować jako proste urządzenie typu NAS (poprzez podłączenie pamięci za pomocą portu USB) oraz… obsługuje system telefoniczny DECT.
To ostatnie jest ciekawostką, która w Polsce raczej się nie przyjmie. AVM to bowiem niemiecka firma: w tym kraju telefonia cyfrowa jest bardzo popularna. U nas powoli całkowicie w domach rezygnuje się ze stacjonarnych telefonów na rzecz komórkowych. Jest to więc coś, za co płacimy zupełnie bez sensu. Chyba, że wyraźnie tego potrzebujecie (home office?).
Urządzenie robi wrażenie swoją konstrukcją. Czuć, że jest wykonane z materiałów wysokiej jakości. Tylko… czy to aby na pewno ma jakieś znaczenie? Ruter raczej rzadko spada nam na podłogę, nie trzymamy go w rękach, a raczej gdzieś na jakiejś półce czy w jeszcze innym miejscu. Jeżeli to wpływa na cenę, to nie ma to najmniejszego sensu. Co ciekawe, ruter nie dysponuje przyciskiem przywracania go do fabrycznych ustawień. Czyżby drogie rutery się nie psuły? ;-) Fakt faktem, ani razu nie doprowadziłem go do totalnej awarii, ale testowałem go raptem przez kilkanaście dni.
W pudełku nie brakuje też odpowiedniego okablowania: za 600 zł dostaniemy 1,5-metrowy kabel LAN, 4,25-metrowy kabel DSL, adapter DSL i adapter TAE/RJ45 do analogowego telefonu stacjonarnego. Miło. Z moim 200-złotowym D-Linkiem nie dostałem nawet kabla ethernetowego.
Smart Home, czyli rutery też mają swoje ekosystemy
Jak udało mi się ustalić z pomocą wyszukiwarki internetowej, producenci nowoczesnych i drogich ruterów również potrafią uwiązać użytkownika w swoim ekosystemie, podobnie jak starają się o to Apple czy Google. Ruter staje się centrum zarządzania całym domem i urządzeniami elektrycznymi podłączonymi do sieci domowej poprzez standard DECT. Wystarczy dokupić odpowiednie akcesoria.
Jak nietrudno się domyślić, posiadacze rutera za 150-200 zł mogą o takiej wygodzie tylko pomarzyć, ale warto też pamiętać, że czekają nas kolejne zakupy, by móc ową wizję inteligentnego domu realizować. Drogi ruter, jak testowany tu Fritz!Box, stanowi „tylko” centrum zarządzania.
Die Polen sind wichtig, na dodatek wszystko jest bajecznie proste
Kolejną miłą niespodzianką jest w pełni spolonizowany interfejs rutera. Rzecz wcale nie taka oczywista w tanich modelach, a nie dla każdego język angielski czy niemiecki są sprawami oczywistymi. Zwłaszcza gdy dorzucimy do tego nomenklaturę sieci komputerowych. Niestety, radość mija, gdy chciałem zajrzeć do zaawansowanej pomocy. Tu już języka polskiego zabrakło. Niestety, nie wiem, czy to rynkowy standard, czy tylko AVM polonizuje same podstawy interfejsu. Minus. Ale jedyny. Dalej byłem oczarowany i przez chwilę wręcz stałem się sieciowym geekiem. Oprogramowanie rutera jest bowiem potężne a zarazem bajecznie proste w obsłudze.
Konfigurując typowy, tani ruter, trzeba albo polegać na ustawieniach domyślnych, albo wiedzieć co się robi, modyfikując gąszcz nieopisanych, tajemniczych funkcji. Ale nie tutaj.
Mamy tu rozbudowane kreatory opisane prostym i zrozumiałym językiem. Nawet logowanie się do rutera jest banalnie proste: zamiast „zgadywać” jego numer IP, w przeglądarce wystarczy wpisać „fritz.box”. Skutki wszystkich zmian możemy analizować poprzez przeróżne wykresy i narzędzia analityczne, dzięki czemu dużo łatwiej można dopasować wszystkie ustawienia.
Ale czy to wszystko jest warte świeczki?
No właśnie. Przecież to miałem sprawdzić. I nie mam na to łatwej odpowiedzi. Kupno drogiego rutera z pewnością się opłaci w przypadku częstych zmian miejsca zamieszkania z uwagi na jego wielozadaniowość. Jeżeli też lubisz automatykę w inteligentnym domu tudzież potrzebujesz skorzystać z centrali telefonicznej DECT, wybór jest oczywisty.
A jeżeli planujesz urządzenie, które po prostu ma sprawnie rozdzielać w domu sygnał internetowy pomiędzy twoje urządzenia? Jeżeli jesteś sieciowym laikiem, jak ja, zakup urządzenia pokroju Fritz!Box 7272 również może wydać się sensowny. W blokowisku, gdzie wiele „sąsiedzkich” sieci bezprzewodowych nakłada się na siebie, nawzajem się zakłócając, odpowiednia konfiguracja kanałów i innych parametrów może w znaczący sposób wpłynąć na komfort korzystania z Internetu. Dodatkowo, jeżeli mamy zewnętrzny dysk USB w domu, w cenie 600 zł mamy też prostego NAS-a.
Jeżeli jednak nie potrzebujesz tego wszystkiego i masz dobrze skonfigurowaną sieć, dzięki drogiemu ruterowi twój Internet nie zacznie w cudowny sposób działać szybciej, filmy HD nie zyskają większej ilości pikseli a gry online nie będą miały mniejszych „pingów”. Nawet test torrentowy, a więc pobranie popularnego pliku (duża ilość osób pobierających i wysyłających) nie wykazał żadnych różnic pomiędzy droższym a tańszym urządzeniem. Pamiętajmy jednak o jednym: nie zawsze cena decyduje o jakości rutera. Mój poprzedni, firmy Edimax, niestety bywał wręcz nieużywalny, wieszając się przy większym obciążeniu. A kosztował tyle samo, co obecnie wykorzystywany przeze mnie D-Link.
Płacimy więc nie tyle za jakość (aczkolwiek ta, niewątpliwie, jest zawarta w cenie), a za możliwości. Mnie przekonały funkcja NAS oraz bardzo wygodne i użyteczne oprogramowanie. DECT… to kwestia indywidualna. A czy ciebie to przekonuje? To już twoja decyzja…