Na ten pomysł zebrali w internecie 2,6 mln dolarów. Problem mają z terminową realizacją
Gdy w połowie zeszłego roku ruszyła crowdsourcingowa kampania Tile, świat oszalał na jego punkcie. Niewielki gadżet, połączony z aplikacją mobilną i mający pozwolić nam już nigdy nie zgubić kluczy, portfela, plecaka czy nawet roweru, w błyskawicznym tempie uzbierał aż 2,6 mln dolarów na realizację. Na finalny efekt musieliśmy czekać jednak aż do teraz.
Sam pomysł na Tile nie był może zbyt innowacyjny, łącząc elementy obecne już we wcześniejszych produktach, ale jego autorom udało się w inteligentny sposób połączyć wszystkie elementy układanki. Podręczny lokalizator był więc naprawdę kompaktowy, jednocześnie wyglądając atrakcyjnie, wytrzymywał bez specjalnych zabiegów przez długi czas, nie był specjalnie drogi i z pomocą sprytnie przygotowanego zaplecza miał szansę stać się naprawdę użyteczny.
Przez niemal rok przekonać się o tym mogli jedynie wybrani, bo choć pomysłodawcy Tile zainkasowali olbrzymie ilości gotówki, do klientów nie trafił jeszcze gotowy produkt. Zmieniło się to jednak w ten weekend, kiedy ogłoszono wysłanie do zamawiających pierwszej partii urządzeń.
Niestety w dalszym ciągu nie wszyscy mogą czuć się usatysfakcjonowani. Według oficjalnego komunikatu na Twitterze, rozesłanych zostało "kilkaset" egzemplarzy, a można bez większego ryzyka zakładać, że kosztujących niecałe 20 dol. urządzeń zamówiono o wiele więcej. Potwierdza to zresztą całkiem spore zniecierpliwienie klientów wyrażone w odpowiedzi na informację Tile.
Kiedy kolejne sztuki trafią do kupujących - tego na razie nie wiadomo. Firma oznajmiła jedynie, że w najbliższym czasie powinna udostępnić kompletny harmonogram dalszych wysyłek oraz produkcji. Jest to o tyle istotne dla całego systemu, że przy niewielkiej liczbie użytkowników jest on praktycznie bezwartościowy i traci większość cech, które wyróżniały go na tle konkurencji. Teoretycznie zamówienia złożone po grudniu 2013 roku powinny być realizowane latem 2014, ale na razie swoich "przywieszek" nie doczekali się nawet ci, którzy zamawiali produkt na samym początku.
Pozostaje mieć tylko nadzieję, że opóźnienia w dostarczaniu na rynek kolejnych egzemplarzy nie okażą się być powodem, dla którego tak ciekawe rozwiązanie odejdzie w zapomnienie.