Co kryje się pod nazwą nowo zapowiedzianej gry Microsoft Studios?
Koledzy, pisząc o ostatnich zapowiedziach ze strony Microsoftu, skupili się na nowym, bardzo mocnym tablecie Surface Pro 3. Moją uwagę jednak zwróciła inna zapowiedź, która ukazała się dzień wcześniej.
Seria gier Halo to okręt flagowy m.in. studia Bungie, i najważniejszy product Microsoft Studios. Jeden z system-sellerów konsol Microsoftu, obok Gears Of War i serii Forza. Nic więc dziwnego, że wokół ogłoszenia nowej części w serii Halo robi się... wielkie halo.
Nowa część, którą ujrzymy na Xbox One w 2015 roku nazywać się będzie "Halo: Guardians". Jest to pełnoprawna, piąta część. Produkcją zajmie się, odpowiedzialne już za Halo 4, studio 343. Niewiele wiadomo o samej grze, podczas prezentacji oszczędzono szczegółów. Powiedziano jedynie, że gra posiadać będzie nowy silnik, używający w pełni nowej generacji sprzętu, będzie miała dedykowane serwery do gry sieciowej i uruchamiana będzie w 60 klatkach na sekundę. Dodatkowo, jej premierze towarzyszyć będzie oparty na mitologii Halo serial telewizyjny produkowany przez Stevena Spielberga.
Gracze zwrócili jednak uwagę na nazwę. Skąd się wzięła?
W uniwersum Halo, "the guardians" jest słowem - wytrychem używanym, gdy podczas gry sieciowej nie można nikomu przypisać śmierci postaci gracza. Często jest to śmierć w bardzo dziwnych okolicznościach - wtedy widzimy napis "<Player 'x'> was killed by the guardians". Tak też odnotowana jest w statystykach postaci.
Tym sposobem "the guardians" stali się symbolem fatum lub niewiadomej siły w grze. Przykłady takich śmierci to upadek z dużej wysokości, lecący obiekt nie będący nabojem czy rakietą, dotknięcie granicy mapy, czy równoczesna śmierć podczas walki wręcz w Halo: Combat Evolved.
Czy taki tytuł dla nowej gry to jedynie przypadek, czy też zapowiedź pogłębienia fabuły gry? Posiadacze Xbox One przekonają się o tym już w przyszłym roku.