Pan Emil przetarł mi oczy i dostrzegłem główny problem polskich youtuberów
YouTube potrafi wciągnąć. Klikasz w film, oglądasz, serwis podsyła kolejne odcinki, podobne materiały, a ty siedzisz i oglądasz. Miałeś pracować, zrobić obiad, wyjść z psem, ale nie możesz bo.. YouTube.
Wbrew pozorom lubię to uczucie, gdy YouTube mnie wciąga. Odkrywam nowy kanał i siedzę przed nim przez godzinę. Śmieję się, uczę, poznaję, podziwiam i… nudzę.
Często narzekamy na to, że polski YouTube jest słaby. W tym twierdzeniu jest trochę racji, ale tylko trochę. Tak naprawdę polski kawałek YouTube’a jest całkiem mocny, znajduje się w nim sporo szalenie ciekawych treści, ogrom wartościowych filmów, pełnych informacji, wiedzy i humoru. Problem polega na tym, że polscy youtuberzy to w sporej mierze amatorzy.
Niewielu mamy pełnoetatowych twórców, którzy rzucają robotę np. w fabryce azbestu, biorą kamerę do ręki i zaczynają nagrywać mocne materiały, które następnie montują i udostępniają w Sieci. Problemem są zapewne zyski czerpane z YouTube’a w Polsce.
Nad Wisłą reklamodawcy nie sypią tak obficie dukatami, jak na zachodzie. W efekcie czego, nawet popularni (jak na Polskę) twórcy mają problemy, aby utrzymać się z reklam. Oczywiście reklamy wyświetlane w ramach YouTube’a to nie jedyne dostępne źródło zarobku twórców internetowego wideo. Za przykład mogą posłużyć osoby takie jak Krzysztof Gonciarz, czy Radosław Kotarski, którzy SIĘ SPRZEDALI! W języku gimba-widza sprzedanie się oznacza wejście w akcje partnerskie z reklamodawcami oraz markami. Gonciarz np. testuje smartfony dla Orange, zaś Kotarski opowiada o kawie na tle reklam Nescafe. Czy jest w tym coś złego? Nic. Po kasę z innej kieszeni niż YouTube sięgnęli również Abstrachuje. Chłopaki założyli własną markę odzieżową o wdzięcznej nazwie Gunwo. Sprzedają koszulki i bluzy, aby móc utrzymać się ze swojej internetowej twórczości.
Jak widać, po wyrobieniu sobie pewnej marki, polski youtuber może wyżyć za pieniądze zarobione na treściach wideo, jednak musi się wspomagać czymś więcej niż reklamami wyświetlanymi w serwisie YouTube.
Dlaczego widza interesuje kasa twórcy?
Jako osobę konsumującą treści zarobki twórcy interesują mnie o tyle, że chciałbym aby mógł wyżyć z tego co robi, jeśli robi to dobrze. Zagraniczni twórcy mają łatwiej, gdyż reklamodawcy przekonali się do wrzucania kasy do youtube’owej kieszonki. Polscy youtuberzy muszą bardziej kombinować i… to widać.
Bardzo często, gdy wciągnie mnie YouTube, nie jestem w stanie oglądać danego kanału przez dłuższy czas. Powód jest prosty - jestem znudzony. Ale nie jest to znudzenie wynikające z tego, że gadająca głowa opowiada nieciekawie a z tego, że program kuleje pod względem montażu i ogólnie pojętej postprodukcji.
Doskonałym przykładem takich materiałów wideo jest pan Emil - łowca fotoradarów.
Pan Emil walczy ze źle postawionymi urządzeniami pomiarowymi, stawia się opieszałym funkcjonariuszom, wojuje z urzędnikami i zachowuje się tak, jak każdy obywatel powinien. Zna swoje prawa i chce, żeby ich przestrzegano.
Łowca fotoradarów urzęduje na YouTube od długiego czasu. Znam go dobrze, gdyż systematycznie pojawia się w mediach społecznościowych i regularnie podbija Wykop. Pan Emil nagrywa bardzo dobre materiały, demaskuje łamanie prawa przez Straż Miejską, obnaża jej ułomności i nie daje się sprowokować funkcjonariuszom, który grozili mu nawet pobiciem.
Jednak z łowcą fotoradarów miałem ten problem, że nie potrafiłem oglądać całych materiałów, które publikował w Sieci. Często wyglądają one bowiem jak... "surówka", czyli materiał niepoddany żadnej obróbce, montażowi itp. Przez to całość bywa przynudnawa i nie porywa.
Losy pana Emila potoczyły się tak, że dostał własny program w TVN Turbo.
W pierwszym odcinku “Emil Łowca Fotoradarów” poznajemy bohatera, który będzie prowadził program. Materiał powstał w dużej mierze na bazie archiwalnych nagrań, które swego czasu znalazły się na YouTubie.
Jednak po obejrzeniu pierwszego odcinka programu z Emilem Rau dostrzegłem niesamowitą przepaść, która dzieliła amatorskie materiały z tym co opublikowano w TVN Turbo. Program w telewizji został wyśmienicie zmontowany, jest pełen akcji, nie ma miejsca na nudę i ogląda się go z przyjemnością.
Ten przykład upewnił mnie w przekonaniu, że polski YouTube nie świeci pustkami i pełen jest nieodkrytych gwiazd, które tworzą porządne, wartościowe treści. Głównym problemem jest brak profesjonalnego montażu, który sprawiłby, że kolejne odcinki wrzucane przez vlogerów lub youtuberów dałoby się oglądać bez ziewania i przysypiania przed monitorem.
Oby reklamodawcy nie skąpili pieniędzy na partnerstwa z twórcami internetowego wideo w Polsce. W nich drzemie wielki potencjał, a gdy pojawią się pieniądze, uda się go wyeksponować i wykorzystać z dobrym skutkiem dla twórców, widzów i reklamodawców.
PS. Zdaję sobie sprawę z tego, że przykład Emila Rau niekoniecznie wpisuje się w opisaną przeze mnie sytuację. Tytułowy łowca fotoradarów ma firmę transportową i z tego zajęcia się utrzymuje. Działalność youtube'owa jest całkowicie dodatkowa, a w przypadku walki z fotoradarami zdecydowanie bardziej liczy się treść od formy. Jednak przykład ten sprawił, że dojrzałem jeden z najpoważniejszych problemów polskich twórców internetowego wideo.
Pierwszy odcinek programu Emil Łowca Fotoradarów znajdziecie w serwisie VOD Player.pl.