„Gratulujemy odważnym", czyli o tym jak zmieniłem pracę i poświęciłem się Spider's Web

Lokowanie produktu

Uwaga - ten tekst zawiera lokowanie produktu. Piszę go w ramach akcji „Gratulujemy odważnym” portalu Pracuj.pl. Jest kilka warunków, które muszę spełnić pisząc go, np. zamieścić w nim konkretny materiał wideo, przekierować Was na odpowiednią stronę w serwisie pracuj.pl, itd. Przy okazji to chyba… najmilszy tekst sponsorowany, jaki dotychczas miałem sposobność pisać. Piszę go bowiem o sobie, a jak każdy bloger uwielbiam pisać o sobie.

„Gratulujemy odważnym”, czyli o tym jak zmieniłem pracę i poświęciłem się Spider’s Web

Gratulujemy odważnym” to akcja Pracuj.pl, która ma zachęcić osoby pasywne do zmiany pracodawcy. Chodzi o tych, którzy mają pracę i z różnych powodów nie szukają aktywnie nowej. Jest to przy okazji akcja skierowana do kandydatów szczególnie cenionych na rynku pracy - specjalistów z wysokimi kompetencjami i dużym doświadczeniem zawodowym. Jej celem jest uświadomienie tej grupie pracowników, że warto podejmować ryzyko i decydować się na zmiany, aby osiągnąć satysfakcję ze swojego życia zawodowego. Gdzie szukać dotarcia do takich osób, jak nie na Spider’s Web? :)

Tak się przy okazji składa, że sam jestem świetnym przykładem kogoś, kto zmienił pracę, mimo iż do czasu była ona całkiem przyjemna, dająca sporą satysfakcję, a przy okazji całkiem dobrze płatna.

Oto moja historia.

Nie wszyscy wiedzą, że Spider’s Web powstał naprawdę dawno temu, bo w 2008 r. Na początku był to mały blog jedynie o Apple, a powstał dlatego, że nie podobał mi się kierunek rozwoju portalu MyApple.pl, gdzie wcześniej się udzielałem. A na MyApple zacząłem się udzielać niecały rok wcześniej, w marcu 2007 r., po tym, jak Steve Jobs pokazał światu pierwszego iPhone’a. To małe urządzenie zafascynowało mnie tak bardzo, że zacząłem się na poważnie interesować wszystkim tym, co dzieje się w świecie nowych technologii. Można powiedzieć, że to właśnie dzięki iPhone’owi zacząłem pisać.

Od 2005 r. z kolei pracowałem w firmie Prymat, gdzie byłem szefem PR-u, a od 2011 r. szefem marketingu internetowego. Była to praca, szczególnie na początku, przynosząca mi wielką satysfakcję. Będąc członkiem zespołu marketingowego realizowałem kilka naprawdę bardzo innowacyjnych projektów na styku marketingu i PR-u.

To Prymat był pierwszą firmą, która postawiła prawie w całości na lokowanie produktu i to wtedy, gdy ta forma promocji dopiero raczkowała. To my w Prymacie wymyśliliśmy sponsoring kącika kulinarnego w „Dzień Dobry TVN”, w którym ambasador marki Robert Sowa gotował na wizji używając naszych przypraw. To my w Prymacie łaziliśmy przez kilka lat do TVN-u mówiąc im: zróbcie nam program kulinarny, zróbcie, a oni przez kilka lat nam odmawiali, bo mieli Pascala, a razem z nim budżet marki Knorr… W końcu przynieśliśmy do TVN-u pomysł na polską wersję „Hell’s Kitchen” i chwyciło! Dziś wszyscy możemy się przekonać, czy był to dobry pomysł patrząc na wyniki „Kuchennych rewolucji” (notabene: nazwę programu wymyślił kolega z działu marketingu! pozdro Dawid!). Byłem też jednym z dwóch pomysłodawców serwisu społecznościowego dla amatorów kuchni: Doradcasmaku.pl i do dziś jestem dumny z tego, jak wspaniale rozwija się ten serwis.

To wszystko były projekty, w których brałem aktywny udział.

Spider’s Web istniał wtedy „przy okazji”. Teksty pisałem najczęściej rano planując publikacje na późniejsze godziny. Albo późno w nocy, gdy Dzieci szły spać. Nie mogłem jednak nie zauważyć, że w ciągu kilkunastu miesięcy mój blog zaczęło odwiedzać coraz więcej osób. To podniecające, gdy widzisz, że najpierw z MyApple przyszło za mną ok 2 tys. osób, ale już rok później było ich ponad 25 tys.

Na początku 2010 r., gdy liczba czytelników w miesiącu dobiła do 35 tys. stwierdziłem, że może warto by spróbować zrobić z tego coś więcej. Postanowiłem więc otworzyć bloga na innych autorów, poza mną. Udało się skrzyknąć świetną ekipę z czterema autorami i w marcu 2010 r. wystartował nowy Spider’ Web jako serwis z blogami. Pomysł był o tyle cwany, że taka konstrukcja SW pozwalała mi naturalnie rozwijać serwis bez konieczności zwiększenia mojej własnej aktywności wokół niego kosztem pracy w Prymacie. Wciąż pisałem rano lub późno w nocy, a obok moich pojawiały się publikacje jeszcze trzech innych autorów. To zapewniało znacznie większą ekspozycję tekstów, które były kołem zamachowym całego przedsięwzięcia.

I tak to się kulało przez kolejnych kilkanaście miesięcy.

Spider’s Web rósł organicznie z miesiąca na miesiąc, a w Prymacie panował względny spokój. Niestety względny spokój oznacza u mnie stagnację, której nie lubię. W pewnym momencie poczułem, że nie jestem już wykorzystywany w sposób, który sprawiałby mi satysfakcję. Widziałem jak rośnie Spider’s Web, zarówno pod względem ruchu, jak i znaczenia, i konfrontowałem to z tym, jak moja pozycja w marketingu Prymatu słabnie. Przyjmowano coraz więcej nowych osób, które przejmowały część moich obowiązków. Mój własny PR-owy zespół też się rozrósł, co skutkowało m.in. tym, że praca stawała się bardziej żmudna, długotrwała i wolniejsza, aniżeli wcześniej, gdy większe projekty były prowadzone przez mniejszą liczbę osób.

Nie wiedziałem co mam robić. Z jednej strony było mi dobrze - miałem stabilną pracę, dobrze płatną, wokół siebie świetnych merytorycznie specjalistów, z których część stała się moimi bliskimi przyjaciółmi; z drugiej strony miałem coraz większe poczucie marnowania potencjału. Czułem, że nie jestem odpowiednio wykorzystywany, że mogę dawać firmie znacznie więcej, niż to, co aktualnie firma ode mnie wymaga. Firma trochę o mnie zapominała.

Nic jednak z tym nie robiłem. Od zawsze bałem się drastycznych zmian. Nie potrafię bowiem sam podejmować decyzji, które zmieniają wygodne status-quo. I jak zawsze, to po części za mnie podjęto decyzję… Wszystko - i to po raz kolejny - przez Apple, a konkretnie przez Steve’a Jobsa, który zmarł 5 października 2011 r.

Nagle chciała mnie prawie każda telewizja w naszym kraju.

Rozdzwoniły się telefony, każdy chciał mieć moją wypowiedź na temat Steve’a Jobsa. Pojawiłem się w głównych wydaniach zarówno „Faktów TVN”, jak i „Wiadomości TVP”, puszczali mnie przez cały dzień w TVN24. Tego dnia zdałem sobie sprawę z tego, że już nie jestem w stanie godzić pracy w Prymacie i tego, jak rozwija się Spider’s Web mimo chodem. Następnego dnia w pracy miałem rozmowę z prezesem, który kazał mi wybierać pomiędzy pracą a Spider’s Web sugerując, że powinienem wybrać to drugie. Dostałem trzy miesiące na uporządkowanie spraw.

Byłem w szoku, choć szok szybko przekształcił się w zdrową ekscytację tego, co mnie czeka. W takich podbramkowych sytuacjach jestem najbardziej skuteczny w działaniu. Szybko wróciła do mnie pasja. Znowu poczułem w sobie moc.

Z Prymatu odszedłem po dwóch miesiącach, na koniec grudnia 2011 r. W ciągu tego czasu udało mi się zdobyć dla Spider’s Web kilka istotnych kontraktów sponsorskich, które nie tylko zapewniały moją ciągłość finansową, ale także dawały podstawy do dalszego rozwoju medium.

Spider’s Web dziś

Gdy odchodziłem z Prymatu na koniec 2011 r., Spider’s Web odwiedzało ok 250 tys. osób w miesiącu. Dziś, w drugiej połowie 2013 r., notujemy ponad 500 tys. unikalnych użytkowników miesięcznie. Licząc razem z moim drugim serwisem sPlay.pl powstałym w marcu 2013 r., przy rozwoju Spider’s Web pracuje łącznie 20 osób. Spider’s Web współpracuje też z wieloma partnerami reklamowymi i zauważany jest przez największe domy mediowe w Polsce. Coraz częściej w mediach obok mnie pojawiają się inni blogerzy Spider’s Web, którzy właśnie tutaj zbudowali swoją markę.

Czy mogę sam sobie pogratulować w ramach akcji „Gratulujemy odważnym” portalu Pracuj.pl? Nie wiem. Bycie na swoim to zupełnie inny rodzaj pracy, niż w dużej korporacji dla kogoś. Dzieje się znacznie więcej, na co dzień muszę stawiać czoła znacznie większej liczbie problemów różnego typu, jest to też znacznie bardziej intensywne zajęcie niż wcześniej.

Wiem jednak, że dziś nie wyobrażam sobie innej pracy aniżeli Spider’s Web i w ogóle nie żałuję tego, że najpierw pojawienie się pierwszego iPhone’a rzuciło mnie w wir pisania, a następnie śmierć Steve’a Jobsa spowodowała, że musiałem zrobić najodważniejszy krok w moim zawodowym życiu, by przejść na swoje.

Czas na Ciebie!

Zapewne wielu z Was, którzy czytają ten wpis myśli teraz o sobie: że siedzicie na tym samym stanowisku od lat, że nic się nie zmienia, że robicie ciągle to samo, że szef nie dostrzega Waszych starań. Mam nadzieję, że moja historia pobudzi Was do tego, aby coś z tym zrobić.

Czasami wystarczy zrobić jeden krok. Później wszystko samo jakoś leci.

Lokowanie produktu
Najnowsze