Vertu Ti – wyjątkowo drogi i niesamowicie brzydki smartfon
Och jak nisko upadła firma Vertu po przymusowym rozstaniu się z Nokią. Przed laty był to produkt wielce pożądany i nawet po premierze iPhone’a, co obnażyło zacofanie techniczne innych platform, to wciąż była pewna klasa. Teraz pojawił się Vertu Ti i… nie sądzę, by znalazł zbyt wielu nabywców.
Brytyjska firma Vertu koncentrowała się przede wszystkim na snobach. Przy czym warto dodać, że snobizm nie jest niczym złym. Sam mam zboczenie na punkcie pięknych zegarków… ale do rzeczy. Vertu, z racji tego, że należał do Nokii, tworzył luksusowe smartfony z Symbianem. Ręcznie robione, piękne urządzenia, które można zakwalifikować do kategorii „biżuteria”. I nieprzyzwoicie drogie.
Czasy się jednak zmieniły, przede wszystkim dla Nokii. Ta, z racji przeraźliwie niekorzystnej dla siebie sytuacji finansowej, pozbyła się bagażu, jakim był Vertu. Ten więc zajął się tworzeniem telefonów z Androidem, a Ti jest efektem tych starań. I tak jak wiem, że gust to kwestia wielce indywidualna (wszak ktoś zaakceptował to wzornictwo), ale ów smartfon jest… przeraźliwie brzydki.
Przypomina mi on nieco laptopy dla graczy sygnowane markami znanych producentów samochodów. Nie wiem, czy pamiętacie, ale była taka moda. Laptopy Ferrari czy Lamborghini były szczytem bezguścia nawet wśród i tak paskudnych notebooków dla fanów elektronicznej rozrywki. Tu widzę podobne bajeranctwo i przeładowanie. W Vertu Ti jest tyle elegancji, co w złotym grubym łańcuchu zawieszonym na szyi tęgiego, rosyjskiego nowobogackiego turysty.
Konfiguracja sprzętowa również nie imponuje. 3,7-calowy ekran pracuje w rozdzielczości 480 x 800 pikseli. Za wydajność odpowiada dwurdzeniowy procesor Qualcomm Snapdragon S4 taktowany z częstotliwością 1,7 GHz. Do tego mamy gigabajt pamięci operacyjnej i 64 gigabajty pamięci na dane. Zdjęcia rejestrować ma aparat o rozdzielczości ośmiu megapikseli, a kamera do wideorozmów ma rozdzielczość 1,3 megapiksela. Za jakość dźwięku odpowiadają „rozwiązania firmy Bang & Olufsen”. Brakuje obsługi LTE. Całością zarządza system Android Ice Cream Sandwich. Wersja tl;dr: przyzwoity średniak.
Co więc ma więc uzasadniać niesamowicie wysoką cenę? Jest to… obudowa. Nie śmiejcie się, bo to ważny element smartfonu. Jest ona wykonana ze szczotkowanego tytanu, dzięki czemu smartfon ma być bardzo trwały. Efekt uboczny, to waga, ale 180 g nie jest jeszcze czymś, co by mogło przeszkadzać. Ekran chroniony jest szafirową powłoką, co również ma gwarantować odporność na zarysowania, której posiadacze telefonów z Gorilla Glass mogą pozazdrościć. Całość wykończona jest skórzanymi ornamentami a sam smartfon jest ręcznie robiony.
To wszystko powyżej, po przeczytaniu informacji prasowej, sugeruje coś naprawdę pięknego. No ale spójrzcie tylko na zdjęcie tego smartfonu. Chyba, że to mi coś się odkleiło i faktycznie jest piękny, a ja się nie znam. Sami zdecydujcie.
Na deser pozostaje usługa typu concierge, którą oferuje Vertu. Asystent, lub może nawet nasz prywatny lokaj, gotowy jest na każdy nasz telefon. Chcesz zamówić bilety do opery dla dwojga? A może mieć podstawiony wynajęty samochód jak tylko wylądujesz swoim prywatnym odrzutowcem na lotnisku na Mauritiusie? Tym zajmie się Vertu.
Za całość zapłacimy ponad dziesięć tysięcy dolarów. Dla zamożnego człowieka nie jest to problemem. Puśćmy jednak wodzę fantazji i zastanówmy się, czy chcielibyśmy tego potworka w momencie, w którym dziesięć tysięcy zielonych to nasza dniówka. Ja bym chyba jednak wolał Lumię, iPhone’a lub Galaxy S, a usługę concierge wykupioną gdzie indziej. Przykro mi.
Maciek Gajewski jest dziennikarzem, współprowadzi dział aktualności na Chip.pl, gdzie również prowadzi swojego autorskiego bloga.