Konserwator nie zgadza się na ocieplenie. Albo ciepło, albo ładnie
Obserwując budynki czy kamienice z międzywojnia czy okresu PRL-u bardzo często zazdroszczę mieszkańcom, że mają okazję mieszkać w wyjątkowych miejscach, zaprojektowanych przez legendarnych architektów. Proza życia jest jednak inna. Nad blokiem można cmokać, ale co z tego, jeśli źle się w nim żyje. Taki problem mają mieszkańcy Piechotkowa na warszawskich Bielanach.

Hansenowie mieli wspaniałe pomysły. Przykładem jest osiedle im. Słowackiego, ciekawie zaprojektowane, z oryginalnie wyglądającymi blokami. W nich były mieszkania dopasowane i do kawalerów, i dla rodzin z dwójką czy trójką dzieci. Tyle że był PRL, na mieszkania czekało się długo, o potrzebach czy wręcz zachciankach nie było mowy. Przydzielano tam, gdzie było miejsce. I dlatego rodziny ściskały się w klitkach, a single mieli trzy pokoje dla siebie. Architektura przegrała z systemem.
Mijają lata, a ten konflikt trudno zażegnać. Mieszkańcy budynku przy Schroegera 93-97 na warszawskich Bielanach skarżą się, że elewacja w ich bloku nie trzyma ciepła. Problem znany jest od lat, ale w tym roku sytuacja może być wyjątkowo trudna, bo przecież ceny ogrzewania wzrastają, a zima 2022/23 nadchodzi.
Spółdzielnia konsekwentnie negatywnie rozpatruje prośby mieszkańców. Niekoniecznie ze złośliwości. Tradycyjne ocieplenie nie wchodzi w grę, bo to wyjątkowa architektura.
Wspomniany blok na Bielanach wchodzi w skład osiedla nazywanego Piechotkowo
Pieszczotliwe określenie pochodzi od nazwiska architektów, zaprojektowali je Maria i Kazimierz Piechotkowie.
Poznali się w trakcie tajnych studiów na Wydziale Architektury w Warszawie. Po upadku Powstania Warszawskiego trafili do obozu jenieckiego. Na szczęście wyszli z niego cało i po wojnie wraz z wieloma innymi architektami i architektami pragnęli odbudować stolicę. Od 1951 roku postanowili realizować się budując mieszkania.
Budynki stawiano wówczas z cegły albo pustaków w bardzo niechlujny sposób - wspominała Maria Piechotkowa. Pośpiech i przymknięcie oka na szczegóły można było tłumaczyć tym, że liczył się czas: w końcu ludzie potrzebowali dachu nad głową. Piechotkowie podchodzili do sprawy inaczej, dla nich estetyka też odgrywała istotną rolę.
Wymyśliliśmy z mężem, że ściany zewnętrzne będą murowane z białej cegły silikatowej, a okna osadzane w prefabrykowanych ramkach z betonu. Tynkowanie elewacji nie było już potrzebne - dodawała architektka.
Po latach mieszkańcy na to rozwiązanie narzekają w zimne miesiące, ale w latach 50. pomysł zachwycał (zresztą, nie oszukujmy się, pod względem wyglądu te bloki świetne są do dziś). To pierwszy niesocrealistyczny zespół mieszkaniowy w Warszawie. Zagraniczni dziennikarze byli zapraszani na osiedle, by oni mogli również się nim zachwycać.
Choć mieszkańcy z dumą wspominają parę architektów - świadczy o tym nazwa stosowana przez mieszkających w okolicy - to w niektórych blokach jest za zimno. Stąd spór z konserwatorem zabytków.
- Budynek wpisany jest m.in. w gminnej ewidencji zabytków - mówił na antenie Radia Dla Ciebie Andrzej Mizera, rzecznik Mazowieckiego Wojewódzkiego Konserwatora Zabytków. - A to ogranicza jakąkolwiek ingerencję w elewację tudzież zewnętrzne ściany, docieplania styropianem albo innymi materiałami. Dlatego też w tym przypadku Mazowiecki Wojewódzki Konserwator Zabytków nie mógł niestety zgodzić się na docieplenie w przedstawionym projekcie, w przedstawionym zakresie - wyjaśniał.
Z kolei przedstawiciel wspólnoty odpowiada, że projekt ocieplenia odtwarzałby "wizualny wygląd cegły".
Ocieplenie miałoby zaledwie 5 cm plus płyta specjalna odtworzeniowa, która byłaby sprowadzana, jak się nie mylę, z Holandii. Też nam odmówiono. Ja rozumiem, że jest budynek wpisany w gminną ewidencję zabytków, ale tutaj mieszkają ludzie. To nie jest Wawel, tutaj mieszkamy 24 h na dobę, a nie przychodzimy zwiedzać - mówił radiu.
Nie oznacza to, że wyjątkowe bloki nie były wcześniej modernizowane
Prace przeprowadzano całkiem niedawno na budynku przy ul. Skalbmierskiej 21.

Biała i czerwona cegła pokryte były brudem i wymagały gruntownego oczyszczenia. Ekipa remontowa m.in. wymieniła spoiny, naprawiła płyty balkonowe i oczyściła ściany loggi z warstw tynków lub farb nałożonych przez mieszkańców niektórych lokali. Przywróciła także zielony kolor metalowych balustrad balkonowych, jeszcze widoczny na wielu nieprzemalowanych od lat 50. balkonach i drewnianych okiennicach – możemy przeczytać na stronach warszawskiego urzędu.
Jak widać był to remont estetyczny. Ocieplenie, które wchodzi w grę, to "od środka". Mieszkańcy nie chcą zgodzić się na tę propozycję konserwatora, bo zajmuje to wiele czasu i zmienia powierzchnię mieszkań.
Naprawdę trudna sytuacja. Rozumiem argumenty jednej jak i drugiej strony. Tym bardziej że doskonale wiemy, jak wyglądało w Polsce ocieplanie budynków - po taniości i byle jak, co doprowadziło do wielkiej pastelozy. Byłoby szkoda, gdyby nawet drobne ingerowanie w wygląd spowodowało utratę jego wyjątkowości. Tylko czy ta wyjątkowość może obchodzić mieszkańców, którzy siedzą w chłodnych pomieszczeniach?